John znowu nie sypia. Słyszę jak chodzi po pokoju na piętrze. Teraz nie mogę nawet próbować go pocieszyć, bo przecież chodzi o mnie. Nadal nie mogę sprawić by czuł się dobrze, nie mogę nawet dać mu wsparcia w sytuacji w jakiej się znaleźliśmy.
Nie mogę być na niego zły za jego uczucia. Nie mogę wymagać od niego chłodnej logiki podczas gdy sam ostatnio działam tak cholernie nielogicznie. Niszczę jego względny spokój i wymagam odwzajemnienia uczuć skrywanych latami. To on nauczył mnie tych uczuć, zmienił mnie i może jestem bardzo zły w kochaniu, ale nie mogę znieść jego niespokojnych kroków.
Chciałbym do niego pójść, jakoś sprawić, żeby usnął, przestał się zadręczać... ale obiecałem, że poczekam, więc będę czekać.Ja też nie mogłem zasnąć. Spojrzałem na zegarek - 5:40. Wstałem i poszedłem do salonu. Nie było nic, co mogłoby zająć mój czas. Odkąd mieszka z nami Rosie, w lodówce nie mogę trzymać niczego, co nie nadaje się do jedzenia. Wszystkie eksperymenty muszę robić w laboratorium.
Przypomniałem sobie o jednej rzeczy, która mi została. Otworzyłem szuflade biurka, wyjąłem małą paczuszkę i zapalniczkę.
- Sherlock, nie w pomieszczeniu. - Zakończył mnie głos Johna, gdy już prawie dotykałem ustnika. - Rosie będzie to potem wdychać.
Miał rację. Założyłem płaszcz na szlafrok.
- Pójdę z tobą. - Powiedział gdy schodziłem po schodach.
Minutę później siedzieliśmy przed drzwiami do 221b. Ruch na ulicach powoli się zagęszczał, ale było relatywnie spokojnie jak na Londyn. Odpaliłem papierosa i mocno się zaciągnąłem.
- Mogę? - Usłyszałem od Johna.
Podałem mu paczkę.
- Ty palisz?
Również się zaciągnął i oddał mi pudełeczko.
- Nie.
Kiwnąłem głową. Ten problem wymagał nikotyny. Mógłbym użyć też plastrów nikotynowych, ale nie wystarczyłoby mi miejsca na rękach, aby mogło pomóc.
Siedzieliśmy w ciszy wypuszczając na przemian szary dym. To milczenie było lepsze od wszystkich wcześniejszych, bo nie miało w sobie nieodpowiedzenia. John wiedział o moich uczuciach, wiedział, że zawsze przy nim będę, jeśli tylko tego chce. Ja wiedziałem, że John prosi o czas. Ufam mu i wiem, że ma powód, żeby o to prosić.
- Wiesz, że ja też cię kocham, prawda? - Jego nagłe słowa były zupełnym zaskoczeniem. Puls przyspieszył mi dwukrotnie. A on mówił spokojnie.
- Ja się po prostu boję i nie wiem jak będzie. Nie wiem co robić. Z nami zawsze wszystko przebiegało inaczej.- I dobrze John. Nie musimy przechodzić wszystkiego tak jak inni. Bądźmy po prostu nami, dla nas. Nie musisz przy mnie dbać o konwenanse, wiesz jak ich nie znoszę. Ludzie cały czas udają, że są normalni, żeby wpędzić w zakłopotanie innych. I tym sposobem każdy czuję się zbyt nie normalny. To nie ma sensu.
Oparł głowę na moim ramieniu. To dobrze. W takim wypadku nie mógł widzieć mojego uśmiechu... ale może go czuł.
John powiedział, że mnie kocha. Jak najbardziej oczywistą rzecz na świecie. "Wiesz, że ja też cię kocham, prawda?"
Teraz już tak.
CZYTASZ
Powroty || JOHNLOCK || po 4 sezonie
Fanfiction#221bpowroty Wydarzenia po czwartym sezonie. Piszę to właściwie dla siebie, bo choć skończyłam oglądać Sherlocka już dawno, zakończenie nie daje mi spokoju. I believe in johnlock, nawet, a przede wszystkim po trudnych chwilach z ostatniego sezonu. P...