13. Sherlock POV

4.3K 452 38
                                    

W Pałacu Westminsterskim czekał na nas Mycroft ze swoją typową, zdegustowaną miną.

- Ochrona tu jest tak dobra, że niemożliwym jest, aby ktokolwiek się tu dostał. - Mówił, jednak ja już rozglądałem się po zakątkach pomieszczenia. Puściłem jego gadanie mimo uszu. John jednak odpowiedział.

- Tak dobra jak w Tower? Bo jeśli tak, to pozwól nam działać i nie utrudniaj.

Uśmiechnąłem się. Watson za nic miał status mojego braciszka. Nie miał oporów przed ciętą dyskusją z nim.

- Schodzimy do piwnic? - Zapytał doktor.

- Oczywiście. - Odpowiedziałem i ruszyliśmy w dół. Plan pałacu miałem idealnie wyryty w pamięci. Posiadanie braciszka w rządzie ułatwiło sprawę.

Przeszliśmy przez wszystkie pomieszczenia kilka razy. Zmusiłem Mycrofta do sprawdzenia wszystkich tajnych miejsc, do których nieliczni mieli dostęp. Braciszek był nielicznym. Nigdzie nic nie znaleźliśmy.

- Hmm... Nie mogłem się pomylić. To na pewno tu. - Zacząłem chodzić po pokoju. - John, przeanalizujmy wszystkie fakty. Gdy wyeliminujemy nieprawdę, jedyne co zostaje musi być prawdą. - Zamknąłem oczy. Widziałem ten obraz. Turner malował go z perspektywy jakiegoś miejsca nad Tamizą.

- Ohhh, to genialne! - Mruknąłem do siebie. - Rewelacyjne. Chodź doktorku. Idziemy na spacer.

John zrobił tą swoją minę, ale sekundę później usłyszałem jego kroki zaraz za mną.

Po wyjściu z pałacu od razu owinąłem się szalikiem. Szedłem krok przed Johnem prowadząc go.

- Lokalizacja, to miejsce z którego Turner obserwował pożar. - Wyciągnąłem telefon. Po chwili pokazałem Watsonowi. - Musimy znaleźć tę perspektywę.

Szliśmy z komórką w dłoni niczym z kompasem, porównując widoki przed nami do obrazu. Chłód rzeki potęgował uczucie zimna. Przeszedł mnie dreszcz. Rzeczywistość nie dorównywała ekspresjonistycznej wizji, jednak z trudem odnaleźliśmy docelowe miejsce.

- Mogliśmy wziąć ze sobą Lestrada i resztę. Może być niebezpiecznie.

- Oh, z pewnością będzie. Masz pistolet?

- Uważasz, że nadal go noszę? Opiekując się małym dzieckiem?

- Prawa kieszeń kurtki?

- Tak.

- To idziemy. - Powiedziałem. Kilka minut później, gdy szliśmy przez obskórną uliczkę szukając tropów, zapytałem.

- John?

- Hm?

- Gdy robi się niebezpiecznie, myślisz o Rosie?

- Zwykle wtedy myślę "co Sherlock znowu nawyprawiał". - Zaśmiał się cicho. - Oczywiście, myślę o niej. Nie byłem przy niej tak długo ile powinienem, po śmierci Mary, no wiesz... Teraz chciałbym jej to rekompensować dopóki mogę.

Nie chciałem nic więcej mówić.

Rozdzieliliśmy się, ale John był tylko ulicę dalej. Nagle poczułem potworne ukłucie w tył pleców. Jedyne co zdążyłem pomyśleć to "Sherlock, ty pieprzony idioto".

- John! - Krzyknąłem i upadłem.

Powroty || JOHNLOCK || po 4 sezonieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz