35. Sukces

363 35 3
                                    

Mikoto była zdezorientowana.

Jeszcze przed chwilą spożywała śniadanie ze swoimi synami. A potem oboje znikli, gdy tylko poszła na chwilę do kuchni.

Jej synowie jeszcze nigdy nie znikali bez jednego słowa tak nagle.

Kobieta siedziała więc samotnie w pokoju, w ciszy sącząc kawę. I myślała. Nad tym, co powinna teraz zrobić. Nad tym, czy powinna cokolwiek robić. Czy była w stanie cokolwiek zrobić.

Była matką. Obowiązkiem matki było chronienie swoich dzieci. A ona nie była tego w stanie zrobić.

Traciła ich - i Sasuke, i Itachiego.

Traciła ich - i z jakiego powodu? Zamachu? Cudownego planu klanu? Dla honoru? Dla pozycji?

Ponieważ klan był ważniejszy od jej rodziny?

Mikoto nie miała już pojęcia, co było właściwe. Była żoną, stała na czele klanu, ale była też matką i szanującą się kobietą.

Jak długo jednak powinna milczeć i udawać, że nie widzi złych rzeczy, które działy się obok niej?

- Wychodzimy! - dziwnie radosny głos Sasuke przerwał jej myśli.

- Miłego dnia! - krzyknęła Mikoto, cały czas z fałszywym uśmiechem na ustach.

A potem zamarła.

"Wychodzimy"?

- Czekaj, czekaj! - wypadła z pokoju, by dopaść braci w przedpokoju. - Gdzie razem idziecie?

- Sasuke ma Akademię. Odprowadzę go, zanim pójdę na misję - odparł luźno Itachi.

Kobieta zmarszczyła brwi.

- Itachi, chodź na sekundkę - poprosiła. - Muszę z tobą chwilę porozmawiać.

Nastolatek spojrzał na nią z zaskoczeniem, ale podążył za nią do kuchni. Mikoto zasunęła drzwi, ignorując pospieszenia młodszego z synów. Podeszła do pierworodnego i przyjrzała mu się uważnie.

- Ojciec to ci zrobił? - spytała, odgarniając grzywkę i odsłaniając lewe oko. Oczywiście, Fugaku był praworęczny i to tam chłopak uzyskał najgorsze obrażenia. Mikoto zacisnęła usta, oglądając napuchnięte oko. Jak on śmiał zranić jej syna! I to teraz, gdy wcześniejsza rana w końcu się wyleczyła! Była przeciwna mieszaniu Itachiego w politykę od samego początku, ale dotąd to tolerowała. Teraz jednak jej mąż przekroczył granicę.

- Nic się nie stało - powiedział Itachi spokojnie.

- Stało się, stało! - Mikoto nie mogła uwierzyć, że musi go o tym przekonywać. - Dlaczego się nie broniłeś?

Był w stanie powstrzymać ojca. Być może był nawet od niego lepszy w walce, co nie byłoby dziwnym. Mikoto przeczuwała, że niewiele osób w Konosze stanowiło by dla niego trudnego przeciwnika.

Itachi nie odpowiedział. Mikoto z troską nałożyła na jego policzek maść. Za parę dni nie będzie po tym śladu, widywała u niego gorsze obrażenia. Ale to nie skala problemu była ważna. Nie, liczył się sam fakt, że Fugaku był do tego zdolny.

Mikoto wypuściła z płuc powietrze, już nie wahając się.

W końcu już wcześniej to zrobiła, prawda? Sprzeciwiła się swojemu mężowi. A Fugaku jasno pokazał, że nie można mu ufać, jeśli chodzi o jej synów.

Skoro postawiła już pierwszy krok, czas zrobić i drugi.

- Itachi - odezwała się poważnie. - Musisz dla mnie coś zrobić. I to jak najszybciej możliwe.

Re: NienawiśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz