Trójka wojowników z ANBU siedziała spokojnie koło drzew, czekając na powrót ich kapitana i jednego z nich, który wyrwali się do zajęcia się pierwszym celem.
- Uchiha Fugaku jest zbyt ciężkim przeciwnikiem, by pokonać go ot tak, bez Sharingana - zdecydował wtedy Itachi. - Ja się tym zajmę.
Zabójcy przystali na ten plan, wiedząc, że chłopak nie wymięknie. Nie należał do tych, którzy rezygnują z czegoś w ostatniej chwili. Jeśli powiedział, że zabije własnego ojca, to zrobi to. Tak, bez wątpienia byłby w stanie zabić rodziców i zapewnie jeszcze by się przy tym uśmiechał.
Wtedy też Niedźwiedź zdecydował się za nim podąrzyć, mówiąc, iż będzie to dobra zabawa. Nikt nawet nie próbował go powtrzymać, wiedząc, że to nic nie da. Z nich wszystkich to Niedźwiedź był najbardziej szalony oraz czasami zdawał się żyć w własnym świecie.
- Już wróciliście? - odezwał się jeden ANBU, dostrzegając znajomą postać ich kapitana oraz podążającego za nim chłopaka.
- A no - odezwał się radośnie Shisui, przeciągając się. - Wszystko poszło tak, jak miało pójść.
Reszta drużyny wymieniła między sobą spojrzenia.
- Czyli?
- Czyli wracamy do Konohy - powiedział za kuzyna Itachi. - Nasza dalsza interwencja nie jest potrzebna.
- Przecież...
- Zajmę się resztą - wtrącił się Shisui, rzucając przyjacielowi szybkie spojrzenie. - Wiecie przecież, jaki był warunek. Mamy się wtrącić tylko wtedy, jeśli Fugaku-sama nie zmięknie. Udało się. W miarę. Jakoś. W sumie to było proste. Kaszka z mleczkiem.
- Mówimy o kimś, kto przez lata spiskował przeciwko Konosze, nie możemy mu tak po prostu uwierzyć, że...
- Dlatego właśnie on - przerwał jednemu ze swoich ludzi Itachi, wskazując na kuzyna - zostanie. Dopilnuje, że tamci nie zawrócą. I że nie wrócą przez wystarczająco długi czas.
Wśród wojowników rozległy się pełne niechęci szepty.
- Jednakże...
- Wystarczy. - Westchnął Itachi, nagle zmęczony. - Bez dyskusji.
Shisui pod swoją maską uśmiechnął się, choć wcale nie było mu do śmiechu. Co z tego, że udało mu się przekonać Fugaku, jak powrót jego i jego ludzi wciąż mógł wiele namieszać? Poza tym, Shisui przypuszczał, że to jeszcze nie był koniec. Nawet jeśli "pokojowa delegacja" bezpiecznie dotrze do swojego celu, kto wie, czy Danzou nie zdecyduje się wysłać kolejnych zabójców? Shisui ostrzegł przed tym swojego wuja, ale chłopak wiedział, że sam także będzie musiał zostać w pobliżu głowy klanu - tak, by nie skończyło się wszystko tragicznie.
---
Dziewiętnastu shinobi z Konohy czekało na powrót swojego kapitana, który bez dwóch zdań się spóźniał. A to nie było normalne. Resztą tropicieli już wróciła, przynosząc ze sobą jedzenie, na który widok niektórym aż ślinka ciekła. Najchętniej zjedliby mięso od razu, ale zawodowa lojalność sprawiała, że postanowili czekać na swojego kapitana.
- Może dopadła go nagła potrzeba? - rzucił jakiś.
- Nie bądź idiotą! - zganił go inny.
- W takim razie pewnie spotkał jakąś ładną laleczkę.
- Kapitan ma żonę i synów!
- Żonę, która się mu sprzeciwia.
- Wiecie, mężczyzna potrzebuje czasami kobiecego towarzystwa...
CZYTASZ
Re: Nienawiść
FanfictionUchiha Sasuke przez całe swoje życie patrzył na swojego brata: najpierw z podziwem, później z nienawiścią. W końcu udaje mu się osiągnąć swój cel i pokonać raz na zawsze Itachiego. Budzi się w jaskini w otoczeniu nieznanego mu członka Akatsuki, któr...