41. Przebłyski

291 30 5
                                    

Śmierć stała za nią, dzierżąc ostry miecz.

Ona zaś o tym wiedziała doskonale, ale i tak nawet nie próbowała się bronić. Nie miała odwagi odwrócić się i spojrzeć Śmierci w oczy. Zamiast tego robiła wszystko, byle tylko zachować spokojny, beznamiętny wyraz twarzy.

Właściwie, to zrozumiała, że Śmierć przyjdzie do niej, już wcześniej, gdy tylko usłyszała krzyki na zewnątrz. Gdy tylko zobaczyła to morze krwi, tą okropną rzeź, której nie była w stanie powstrzymać. Przez chwilę poczuła się, jakby to nie jej krewni byli mordowani, ale ona sama. Jakby to jej serce po stokroć przeszywało ostrze katany, jakby to jej szyja była przecinana jednym ruchem pełnym smutku i zdecydowania.

Teraz zaś Śmierć stała tuż za nią, płacząc.

Obok niej siedział jej mąż, jak zawsze opanowany i pewien siebie. On zawsze wiedział, co należy robić. On jeden nigdy nie żałował swoich decyzji. Gdy powiedział, że nie będą walczyć, ona zgodziła się. Pozwoliła mu mówić. Pozwoliła mu wypowiedzieć słowa, które sama chciała powiedzieć.

Ale sama nie pozwoliła sobie, by wypowiedzieć to, czego nigdy nie powiedziała Śmierci.

Nie pozwoliła sobie, by powiedzieć jej, że cały czas ją kocha. Że cokolwiek by się teraz nie wydarzyło, jakiekolwiek będą jej losy, to ona, Mikoto, zawsze będzie ją kochać.

I właśnie dlatego teraz Śmierć stała za nią, połykając łzy i unosząc broń do ciosu.

Mikoto zaś... Mikoto zaś nie miała tego za złe Śmierci. Wiedziała, że nie ma wyboru. Że to jest kara. Za to, że Mikoto sama nie znalazła w sobie na tyle odwagi, by wypowiedzieć na głos słowa, które tak długo ukrywała w swoim sercu. Że wolała zostać pustą lalką. Że nie potrafiła nikogo obronić.

Tak... To była jej kara. Kara, która spadła na cały ich klan. Za to, że byli tak krótkowzroczni. Za to, że swoimi czynami chcieli wywołać wojnę. Za to, że byli tacy naiwni.

Rozumiała to. Rozumiała też, jak wielkie jest cierpienie Śmierci. Jak bardzo nie chce zrobić tego, co wszak musiała zrobić.

Wybaczyła to Śmierci, jeszcze zanim ta pozbawiła ją życia.

Ale nie wybaczyła samej sobie za słabość, która zniszczyła życie jej i jej najbliższym.

Ból przyszedł szybko i równie szybko minął. Śmierć znała się na swojej robocie. Wszak tej nocy jej ręce zbroczyła krew tylu istnień. Wszak sami zadbali o to, by ich broń nigdy nie miała stępionego ostrza. Wszak sami uczynili ich zabójcę zabójcą, wszak sami podali mu do ręki broń, nakazali otrzeć łzy i wyciszyć własne emocje, byle wykonać misję.

Tej nocy Śmierć przyszła do Mikoto pod postacią jej syna, płacząc.

Kobieta poczuła, jak jej ciało osuwa się bezwładnie na podłogę. Teraz już wszystko się skończy. Teraz właśnie...

Okrzyk wyrwał się z ust Mikoto, gdy ta poderwała się gwałtownie, oddychając ciężko.

Kobieta rozejrzała się niemalże szaleńczo wokół, jej dłonie zaczęły macać otoczenie.

Żyła.

Cały czas żyła.

Mikoto nabrała głębokiego oddechu, chcąc uspokoić przerażone serce. To był tylko koszmar. Niesamowicie realny, niemalże rzeczywisty koszmar, ale ostatecznie tylko koszmar.

To się nigdy nie wydarzyło. Mikoto nigdy nie umarła z rąk swojego syna. Nigdy nie widziała swojego klanu, który nigdy nie został zmasakrowany.

Re: NienawiśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz