Zaraz po telefonie mojego przyjaciela wybrałam się do środka, aby poinformować resztę, że wychodzę. Jednak nikogo trzeźwego nie znalazłam. Nawet dwóch aniołów stróżów, którzy zawsze nas pilnowali, dobrze zabalowali. Ba, oni zajebiście zabalowali. Amber i Kendall spały na sobie, nawet nie wiem jak to określić. A Cloe właśnie całuje się z ... Ashtonem?! WTF?! Czyżby friendzone?! Trudno, nie będę z nimi rozmawiać jak są najebani. Tylko żeby dzieci z tego później nie było. Zabrałam ze sobą wszystkie cenne rzeczy moich przyjaciół, żeby nic nie pogubili lub co gorsza nikt im nic nie ukradł. A to ja miałam się napić. I to ja miałam wracać taksą, a teraz się okazuje, że to ja nią jestem, odwożąc tych wszystkich pijaków. Oni wszyscy jednak zostają u Dominica, bo taki był plan, że u niego zostajemy. Wzięłam kluczyki od auta Clo i zasiadłam za kierownicą, zanim jednak ruszyłam, przypomniałam sobie, że nawet nie mam pojęcia, gdzie jechać. Wybrałam więc numer Josha.
- Halo? Josh? Z tego wszystkiego zapomniałam się zapytać skąd mam was zabrać.- oznajmiłam.
- HALO? TAXI? KLUB HAVANA!!! CZEKAM ZIOMUŚ!- zawył w słuchawkę chłopak i się rozłączył.
Ja ci kurwa dam taxi Irwin.- pomyślałam.
Ruszyłam w stronę znanego klubu w mieście. Mam nadzieję, że jeszcze żyją. Josh od naszej ostatniej rozmowy na pewno coś wypił. Niepokoi mnie najbardziej jednak fakt, że wcale nie słyszałam Collinsa. Więc są trzy opcje; albo śpi; albo bzyka jakąś laskę; albo nawet Irwin nie ma pojęcia, gdzie on jest. Najgorsza jest trzecia. Po kilkunastu minutach podjechałam na parking klubu. Zauważyłam dwie męskie sylwetki, podobne do tych dwóch kretynów i od razu wybiegłam z samochodu.
- Irwin, czy ciebie kurwa POJEBAŁO?! Jesteś najebany w trzy dupy, a on ledwo trzyma się na nogach!- wrzasnęłam zdenerwowana, sorry pomyłka, wkurwiona.
- Natalie?! Pracujesz jako taksówkarz?! Łoho! Zajebiście!- stwierdził mój przyjaciel. No bardzo, kurwa, zajebiście.
Zaprowadziłam te dwa trupy do auta. Z tyłu położyłam Josha, a z przodu posadziłam Willa. Czy oni zawsze będą się zachowywać jak duże dzieci? Dobrze, że przynajmniej Collins się znalazł. Coś go ugryzło, nawet na trzeźwo tak cicho nie siedzi.
- Dlaczego przyjechałaś?- wybełkotał William. I co ja mam mu odpowiedzieć?
- Bo ... nie wiem tak po prostu.- wymamrotałam. Bo się martwię.
- Czyli, aż tak bardzo mnie nie nienawidzisz?- zapytał.
- Nie, aż tak bardzo cię nie nienawidzę Will.- powiedziałam i skierowałam głowę w stronę tych ślicznych tęczówek.
- Lubię jak tak do mnie mówisz.- wymruczał.
- Jak? Will? To będę tak do ciebie mówić częściej.- obiecałam.
- Czemu?- zapytał zdziwiony brunet.
- Żeby dać ci taką odrobinkę szczęścia po tych wszystkich latach.- oznajmiłam i zaśmiałam się na swoje słowa.
- Ty jesteś moim szczęściem.- powiedział ziewając i za nim zdążyłam zażądać wyjaśnień, zasnął.
William, jeszcze nigdy nie widziałam cię w takim stanie, żebyś majaczył po alkoholu.
CZYTASZ
You are my happy
Teen FictionNie wytrzymałam i wydarłam się na tego dupka. - Nienawidzę cie! Jesteś najgorszym co mnie w życiu spotkało! Dlaczego ty mi to robisz?! - Natalie... - Nie Natalie po prostu zniknij z mojego życia! Póki jeszcze mi go do końca nie spierdoliłeś... - Ale...