'' Tak jest łatwiej...''

3.8K 143 15
                                    

Uwaga! Lekkie drama time!

To już szósty dzień naszej wycieczki, jutro wyjeżdżamy. Szkoda. Z Williamem nie odzywamy się od tamtej akcji. Z Cody'm moje kontakty o wiele się polepszyły. Nasza gra, chyba się zakończyła... niestety. Ciężko mi się robi na sercu, gdy mijamy się tylko w drzwiach. Już wolałam jak się kłóciliśmy, przynajmniej ze sobą gadaliśmy. A teraz? Teraz jest do dupy. Lata za tymi panienkami i bzyka wszystkie po kolei w kiblu. On nie rozumie, że je rani? A z resztą, one też nie są lepsze, bo same się do niego pchają. Przez ten tydzień, William, wyrobił już sobie opinię nawet w Paryżu. Kobieciarz. W ogóle z iloma laskami przespał się przez te dni? Przy dziesiątej przestałam liczyć. Właśnie siedzę sobie w kawiarni i piję kawę, a w drzwiach zauważam we własnej osobie Collinsa.

- O, dziwka Besson'a.- zagwizdał, a ja nawet nie wiem, kiedy moja ręka spotkała się z jego policzkiem.

- Nie będziesz, mnie obrażał, jak sam nie jesteś lepszy. Dziwko...- wzięłam swoją torbę i chciałam wyjść, ale zatrzymał mnie.

- Przepraszam, nie chciałem.

-Ty tylko cały czas przepraszasz i nie chcesz, a później i tak robisz to samo.- chciałam go ominąć, ale przytrzymał mnie za nadgarstek.- Spieprzaj.- wyrwałam się i udałam się do hotelu. Muszę się zacząć szykować, bo dziś Cody zaprosił mnie na takie jakby...pożegnanie. Teraz, gdy wiem, gdzie mieszka, na pewno będę go odwiedzać. Poszłam do łazienki, wykąpałam się, poprawiłam makijaż i ubrałam się w czerwoną sukienkę, rozkloszowaną do połowy uda i z długim rękawem oraz beżowe szpilki. W końcu idziemy do restauracji, to muszę jakoś wyglądać. Otworzyłam drzwi i zderzyłam się z czyjąś klatką piersiową. Josh.

- Wychodzisz gdzieś?

- Tak, ale mam jeszcze sporo czasu..-wyjaśniłam.- Bez urazy... ale co ty tu robisz?

- Daj Willowi szansę.- powiedział patrząc mi prosto w oczy.

- Co?- zaśmiałam się.- Żarty zostaw sobie na później.- otworzyłam drzwi ponownie, aby wyjść, ale złapał mnie za nadgarstek. Co oni z tym wszystkim mają?

- Ja mówię poważnie.- oznajmił.

- Ja też.- uśmiechnęłam się sztucznie.

- Nie widzisz, że mu na tobie zależy?

- Nie?- odpowiedziałam pytaniem. O co mu chodzi, jeszcze niedawno Collins nazwał mnie dziwką, a teraz mu na mnie zależy? Śmieszne.

- To jesteś ślepa.- skwitował.- Ale nie myśl sobie, że tego nie widziałem, jak pożerałaś wzrokiem te wszystkie jego lalunie.- zastrzegł.

- A nawet jeśli. To co?- uniosłam dumnie głowę. Nie dam sobą pogrywać.

- To to, że jesteś zazdrosna.- prychnęłam na jego słowa.

- Chyba ci się coś pomyliło. Poza tym, nie będziesz mi wmawiał, to co czuję, a czego nie.- pogroziłam mu palcem.

- Bo co? Księżniczka strzeli focha? Gadasz na te wszystkie laski, a sama nie jesteś lepsza. A może to cię właśnie boli?- spojrzał na mnie wyzywającym wzrokiem.

- Tak? Co mnie boli? No dalej, powiedz, nie bądź tchórzem.- zachęcałam.

- Boli cię to, że jesteś prawie taka sama, jak te wszystkie dziwki, które pieprzył William i nie możesz nic z tym zrobić, bo jesteś taką suką, że nie chcesz się zmieniać. Dobrze ci wychodzi ustawianie ludzi po kątach.- splunął mi pod nogi poszedł. Wybiegłam za nim i zatrzymałam go.

- Co zmieniłaś zdanie?- zapytał z satysfakcją.

- Tak, zmieniłam zdanie.- uśmiechnął się do mnie.- Jesteś dupkiem.- wycelowałam w niego palcem.- Możesz i masz rację, jestem suką, ale nie myśl sobie, że twoje zdanie coś mnie obchodzi. Widać, że nasza ' przyjaźń '...- zrobiłam cudzysłów palcami.- Nigdy nie była prawdziwą przyjaźnią. Właśnie przed chwilą, to pokazałeś. Najlepiej będzie, jeśli ograniczymy nasze kontakty. Po co mamy dusić się w swoim towarzystwie?- zapytałam i nie czekając na odpowiedź wyszłam z hotelu. 

No tak, bo dziwka i suka, nie zmaga się z rakiem przyjaciółmi. Nie dusi tego w sobie. I czuje się z tym dobrze. Bo ja właśnie taka jestem.

William pov.

Znowu to robię. Przyłapuje się na myśleniu o Natalie. Ale co z tego i jak i tak nie mam u niej szans? Uśmiecham się na samą myśl o tym, jak dziewczyna reaguje na moje określenie. Księżniczka. Aż przypomniało mi się wydarzenie, dlaczego ją tak nazywam...

Moje siódme urodziny. W końcu jestem prawie dorosły. Nawet razem z mamą przygotowaliśmy przyjęcie urodzinowe, na które zaprosiliśmy moich kolegów i sąsiadów z naprzeciwka. Zadzwonił dzwonek do drzwi, więc pobiegłem otworzyć drzwi przybyszom. Otworzyłem je i ujrzałem starszą panią i pana oraz ich dzieci; starszego ode mnie o rok chłopaka Scotta i prześliczną dziewczynkę Natalie...

- Mamo, czy my żyjemy w królestwie?- odwróciłem się do mamy stojącej za mną.

- Co? Nie, synku. Żyjemy w zwykłym domu, kochanie. A dlaczego pytasz?

- Jak nie żyjemy w królestwie, to dlaczego w naszym domu jest księżniczka?- westchnąłem z oburzeniem, wskazując na dziewczynkę.

Moja mała księżniczka. Nie. Nie jest moja, nigdy nie była i nigdy nie będzie. Ona nienawidzi mnie... a ja jej... No właśnie, co? Nie wiem, co ja ją. Ale chyba tak się żyje nam łatwiej... Tak jest łatwiej. ' Nienawidzimy siebie' i jest nam z tym dobrze...

You are my happyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz