Rano obudziłam się w takiej samej pozycji, jakiej zasnęłam, czyli byłam przytulona do William'a. My to naprawdę zrobiliśmy, czy to był tylko sen? Uchyliłam pierzynę i.....to nie był sen. Co ja wtedy myślałam? A, no tak, ja nie myślałam, bo gdybym myślała to do tego wszystkiego by nie doszło. Co ja mu teraz do cholery powiem? Chyba powinniśmy o tym zapomnieć. Ale z drugiej strony to tylko niezobowiązujący seks, tak? Tak? Proszę, niech ktoś powie, że tak.. Wiedziałam, że nie trzeba było się odzywać. Tylko, ja tak mam. Co innego myślę, a co innego robię. Jezu... Przekręciłam głowę w stronę brązowookiego i spostrzegłam, że również nie śpi.
- Nie śpisz?- zapytał retorycznie z uniesioną brwią.
- Nie?
- I ja jeszcze żyję? Czy może jestem już w niebie?
- Co ty pierdolisz, Collins? Dlaczego miałbyś nie żyć?- zapytałam nie rozumiejąc.
- A pamiętasz, co się wczoraj stało?
- Pamiętam.
- I jeszcze mnie za to nie zabiłaś?
- Boże, William, to był tylko seks.- wyjaśniłam.
- Aha, to był dla ciebie tylko seks? Jak każdy inny? Nic to dla ciebie nie znaczyło?- upewniał się z rozczarowaniem wymalowanym na twarzy.
- A dla ciebie, nie?
- Nie. Dla mnie, wyobraź sobie, że, kurwa, właśnie, nie.- warknął i odwrócił się do mnie plecami.
- Ja nie mogę o co ci chodzi? Zachowujesz się tak, jakbym cię nie wiadomo jak skrzywdziła, albo jak kobieta w ciąży.
- Bo może właśnie jestem.- odwrócił się do mnie.
- Jesteś w ciąży?- powiedziałam rozbawionym głosem.
- Nie, kurwa. Jestem skrzywdzony.- nie powiem, bardzo zadziwił mnie tym swoim wyznaniem. Może, trochę za bardzo wyskoczyłam w przyszłość? Mogłam się go zapytać, co o tym sądzi, a nie od razu zlewać.
- William, przepraszam. Nie chciałam...- westchnęłam.
- Daruj sobie. Nic się nie stało.- ponownie odwrócił się ode mnie i zignorował zaczepki z mojej strony. Naprawdę zrobiło mi się go żal. Dlaczego ja muszę zawsze coś odpierdolić? I dlaczego muszę kłamać? Dlaczego okłamałam go, mówiąc, że nic to dla mnie nie znaczyło? Opadłam z bezsilności na łóżko.
- William...-położyłam mu rękę na ramieniu, a ten spojrzał na mnie kątem oka.- Przepraszam. Naprawdę, przepraszam.
- Na serio, nic to dla ciebie nie znaczyło?- zapytał z wyczuwalnym żalem w głosie.
- Will, to nie tak...- próbowałam wyjaśnić, gubiąc się we własnych słowach.
- A jak? Czy ty musisz aż tak bardzo przejmować się opinią ludzi? Nie możesz chociaż raz mieć na nich wyjebane i na to, co o tobie mówią? Natalie, jesteś tak wspaniałą osobą, że nie powinnaś przejmować się tym. Ale, jeśli chcesz, możemy o tym zapomnieć.- zaproponował.
- Nie.- stanowczo zaprzeczyłam.- Nie musimy o tym zapominać. Ale William... Pomyśl racjonalnie, co z tego, że się ze sobą przespaliśmy?
- To, że....jesteś dla mnie....ważna.- wyjąkał. Nic mu jednak nie odpowiedziałam. Tak, okej, teraz jestem dla niego ważna, a później, pójdzie się bzykać z jakąś kolejną wytapetowaną, tlenioną blond niunią?
Odwróciłam się w stronę, gdzie dochodziło pukanie do drzwi.
- Nie martw się. Udawajmy, że nas nie ma. Wczoraj zamknąłem je na klucz.- uspokoił mnie. Nie trwało to długo, bo zaraz zobaczyłam szarpnięcie za klamkę i wtargnięcie do naszego pokoju... kogo? Ta ta ta tam.... Amber z szeroko otwartymi oczami.
- A, no tak. Włożyłem klucz do zamka, ale zapomniałem go przekręcić.- przypomniał sobie chłopak.
- Ja mam zwidy...- blondynka przetarła oczy.- Albo to jest sen, z którego nie mogę się wybudzić.- mamrotała pod nosem.- KENDALL?!- wrzasnęła, aż zatkałam uszy. No, nie jeszcze jedna do kolekcji.
- Hej, no co....ta...- weszła do środka i wysoko podniosła brwi.
- No na, co się tak patrzycie?- William wybuchnął śmiechem na moją reakcję, a dziewczyny ze zdziwienia uchyliły usta.
- Ale....że..ty i...że..on...wy...ten..tego?- wydusiła z siebie brunetka.
- Tak, Kendall. Ja i on, my ten tego.- potwierdziłam, a Amber zaczęła piszczeć i skakała z radości po całym pokoju.
CZYTASZ
You are my happy
Ficção AdolescenteNie wytrzymałam i wydarłam się na tego dupka. - Nienawidzę cie! Jesteś najgorszym co mnie w życiu spotkało! Dlaczego ty mi to robisz?! - Natalie... - Nie Natalie po prostu zniknij z mojego życia! Póki jeszcze mi go do końca nie spierdoliłeś... - Ale...