'' Bo go tu nie ma...''

3K 127 24
                                    

Siedzimy z Kendall w samolocie już drugą godzinę i strasznie się niepokoję, bo za szybą widać już ciemne, granatowe chmury. A to oznacza tylko jedno...Znowu burza. Już bym wolała rozpierdolić się tym samolotem niż znosić taką pogodę. Śmiać mi się chce, jak przypominam sobie rozmowę mojej mamy ze Scott'em jakiś rok temu, gdy zastanawialiśmy się gdzie jechać na wakacje.

- Nie ma mowy, mamo. Nie popłynę jachtem. Już wolę lecieć samolotem.-zasugerował mój brat.
- Ale dlaczego? Przecież to nie ma znaczenia.- spierała się kobieta.
- Ale, mamo. Kiedy płyniesz i statek uderza w górę lodową, to co? To się topisz no i się męczysz. A jak lecisz samolotem? To po prostu spadasz i nie żyjesz.- wzruszył ramionami.
- A jak lecisz samolotem nad morzem? To co wtedy? Spadasz i się topisz.- sarknęła rodzicielka.
- No, nie pomyślałem o tym...

Moje wspomnienia przerwał grzmot, więc podskoczyłam na siedzeniu.
- Nie bój się. Zaraz przejdzie.- przyjaciółka siedząca obok poklepała mnie w ramię.

Tak, zaraz przejdzie. Ale za mną nie siedzi William i nie kopie mnie w fotel. Nie przyjdzie tu i nie przytuli mnie, żebym chociaż trochę przestała się bać. Nawet się ze mną nie pokłóci. Bo go tu nie ma, debilko.- podpowiada mój umysł.

- Kendall?- zwróciłam się do dziewczyny.- A jeśli go nie znajdziemy? Przecież ten adres, co dał ci Josh wcale nie musi być prawdziwy, skoro chciał zerwać nasze kontakty...- brunetka niespokojnie poruszyła się na moje słowa.- Bo przecież masz ten adres, prawda?
- Emm, no ten...tak. Tak, mam, na pewno.- uśmiechnęła się. Sztucznie.
- White, nie pierdol, że nie masz tego adresu.
- No, nie mam. Ale nie panikuj. Mówiłaś przecież, że ten, jak mu tam? Cornel? Corbyn? Nie. Cody. Tak, Cody, brał udział w konkursie informatycznym i zajął drugie miejsce. Mógłby pomóc nam namierzyć William'a.
- Kendall, on zajął drugie miejsce, bo startowały tylko dwie osoby.- westchnęłam.
- Ymm, to może zadzwonię do Josh'a. Hmm?
- Mówiłaś, że się do niego nie odzywasz.
- Ja wiele rzeczy mówiłam.- mruknęła pod nosem i wyjęła z kieszeni telefon.- Halo? Josh'uś? No cześć skarbie....No wiem, że się nie odzywałam... Słuchaj, kotku sprawę mam... Miałbyś może adres Will'a?... Aha, nie możesz mi go dać? A dlaczego?.... Bo cię o to prosił, tak?- zmieniła swój ton na bardziej ostrzejszy i z każdym słowem była coraz bardziej zirytowana.- Posłuchaj mnie matole. Chciałam być miła, ale jak zawsze kurwa nie wyszło. W ciągu pięciu minut masz wysłać mi ten pieprzony adres, bo jak nie to ci kurwa tak przypierdolę, aż twoja matka zacznie się w grobie przewracać.... Ale chuj mnie to obchodzi, czy twoja matka żyje,  czy nie... Adres. Żegnam.

Spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami ze zdumienia. Nie sądziłam, że ona kiedykolwiek użyje takich słów w stosunku do niego. Zadowolona brunetka pokazała mi swój telefon. I z przyjemnością muszę stwierdzić, że ze spokojem może coś od kogoś wymuszać. Może podjęłaby pracę w banku?

Montmarte 8, mieszkanie nr.3

Ponownie jej palce zastukały po ekranie i przytknęła telefon do ucha.
- No dzięki, skarbie. Wiedziałam, że mogę na tobie polegać.
Zachichotałam na sposób, w jaki żyje Kendall. Jest bezpośrednia, pewna siebie i zawsze wie jakie konsekwencje może ponieść za to, co mówi, ale nie przejmuje się tym. Między innymi za to ją kocham.

Zmęczone po długo dystansowym locie, kupiłyśmy napój, mającym być kawą. Ale dla mnie to coś nie wyglądało jak kawa. Pomimo zastrzeżeń, wypiłam czarne 'espresso' i zaczęłam rozglądać się za jakąś wolną taksówką.

Bo czas ucieka....

*********
Chyba za bardzo was rozpieszczam... Ale pomyślałam nad tym, abyście zadawali pytania do bohaterów i ewentualnie do mnie. Odpowiedzi pojawiłyby się jutro około 19, ale rozdział(y) również będą. O autorach pytań wspomnę w rozdziale :*

You are my happyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz