'' To jakiś nieśmieszny żart...''

4K 158 7
                                    

Po około siedmiogodzinnym locie wysiedliśmy na lotnisku w Paryżu. Boże, to miasto jest cudowne. Myślałam, że takie krajobrazy to tylko w filmach. Ile ja bym dała za taki romantyczny spacer z chłopakiem wieczorem w Paryżu, na początku dał by mi bukiet czerwonych róż, a później spacerowalibyśmy sobie i podziwiali przepiękną panoramę Francji.... Ugh, nienawidzę spacerów, zwiedzania i tego całego gówna. Jakby nie można było robić tego samego, co w domu, tyle że w Paryżu. Ja ich nie rozumiem. Ale udało mi się ich przekonać, żebyśmy dzisiaj już darowali sobie wycieczki. Więc, teraz od dziesięciu minut patrzymy jak Amber próbuje dogadać się z recepcjonistką na temat naszych pokoi. Czy ona nie wie, że ludzie we Francji, mówią po francusku?

- Bonjour.( Dzień dobry.)- przywitałam się, a kobieta odpowiedziała mi tym samym.

-Réservation sur le nom de White. Quatre chambres doubles. ( Rezerwacja na nazwisko White. Cztery dwuosobowe pokoje.)- oznajmiłam.

-Bien sûr. Bon séjour.( Jasne. Miłego pobytu.)- podała mi klucze.

- Merci. ( Dziękuję.)- ukłoniłam się ruszyłam w stronę grupki przyjaciół, która nie ukrywała zdziwienia na znajomość języka u mnie.

- Aaa... ale... co ty...jak to?- wyjąkała Amber.

- Ja po prostu słuchałam na francuskim, a nie śliniłam się na wygląd wykładowcy, skarbie.

Spojrzałam w rozpiskę, którą dała mi recepcjonistka razem z kluczami. Nie. Nie. Nie. To nieprawda.

- To jest jakiś nieśmieszny żart.- wymamrotałam pod nosem zwracając na siebie uwagę reszty.

- Co się stało, Natalie? Pobladłaś.- stwierdził Ashton. Gdybyś zobaczył to, co ja też byś pobladł.

- A ogólnie, to jak nam przydzielili pokoje?- zapytała Cloe.

- No, więc tak.- odchrząknęłam.- Ty, Cloe, z Amber, Ashton z Toby'm, Josh z Kendall, a ja... z Williamem.- powiedziałam tak szybko, że nie zrozumieli.

- Co? Jeszcze raz, bo nic nie zrozumiałam.- podałam kartkę Amber, a ta, gdy przeczytała nasz przydział pokoi zaniosła się głośnym śmiechem i podała ją Cloe. Blondynka zacisnęła usta w wąską linię, aby się nie roześmiać, ale nie udało jej się. Warknęłam na nie, ominęłam je i poszłam do mojego tymczasowego pokoju z numerem 69. Nie, no. Jeszcze to. Bo nie mógł to być jakikolwiek inny numer, tylko 69. Rozejrzałam się po pokoju i stwierdzam fakt, że w niektórych hotelach podwójny pokój to znaczy pokój z .... podwójnym łóżkiem. Pociągnęłam nosem. Dlaczego ja? Ja, William i podwójne łóżko. Odwróciłam się, bo usłyszałam charakterystyczne skrzypnięcie przy otwieraniu drzwi. To był Collins. No bo kto inny?

- Wiesz, jak chcesz, mogę iść do Josha, ale uprzedzam, że nie uśmiecha mi się z nim spać w jednym łóżku. Yyyym, bo wiesz on.... chrapie.- podrapał się po głowie, czekając na moją reakcję.

- Nie, nie musisz. Wiem,że on chrapie.- zaśmialiśmy się obydwoje.- Chyba damy radę wytrzymać w jednym łóżku przez tydzień.- zamknęłam oczy, bo uświadomiłam sobie jak to zabrzmiało. Brunet wybuchnął śmiechem.

- Tak.... tak, ra...raczej damy...radę.- wyjąkał pomiędzy napadami śmiechu.

Rzuciłam w niego ogromną, hotelową poduszką, a ten spojrzał na mnie z niby groźnym wyrazem twarzy. Tym razem, to ja się zaśmiałam na jego minę.

- O nie, tak się nie będziemy bawić, Black.- wyszeptał tym swoim, ciężko mi przyznać, seksownym głosem. Zanim się obejrzałam wylądowałam na wielkim łożu, a na mnie położył się Collins i zaczął mnie łaskotać. No, niestety on wie gdzie ja mam łaskotki. Więc, nie mogłam przestać się chichrać.

- Boże, przestań.- udało mi się wysłowić. Zaraz pewnie rzuci tekstem; Do Boga to mi jeszcze daleko, ale dzięki skarbie.

- Masz piękny głos.- a nie mów.... zaraz, co?!

- Yyyy dzięki.- okej, to zaczyna robić się niezręczne.

- Za prawdę się nie dziękuje.- wyszeptał i zaczął przybliżać swoją twarz do mojej. Nie, nie, nie, tylko znowu nie to. Ale, jak to ja. Nie mogę go po prostu od siebie odepchnąć, tylko sama się przybliżam. Dzieliło nas już kilka centymetrów. No, pocałuj mnie w końcu, no.- pomyślałam. A, on jakby czytał mi w tych myślach uśmiechnął się cwaniacko i bez wahania wpił się w moje usta. Tym razem całowaliśmy się inaczej. Tak bardziej... namiętnie. Poruszaliśmy ustami, a one jakby były do siebie dopasowane, łączyły się w całość. Ręce Willa wkradły się pod moją bluzkę. A ja, poczułam jak w tych miejscach robi mi się gęsia skórka. Zaczął powoli ją ze mnie zdejmować nie przerywając pocałunku, lecz nie byłam mu dłużna, bo po jakichś paru sekundach jego koszulka leżała na drugim końcu pokoju. Zszedł pocałunkami na szyję i chciał zdjąć mój stanik, ale ktoś wparował do naszego pokoju. Natychmiast się od siebie oderwaliśmy i spojrzeliśmy na tych, którzy nam przeszkodzili. Pff, znowu Amber.... i Josh. Dziewczyna stała z szeroko otwartymi oczami, a chłopak niedowierzając mruczał coś pod nosem. Ekhem, niezręczna sytuacja.

You are my happyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz