" Tak...."

3.2K 137 7
                                    

Staram to sobie wszystko w głowie poukładać. Jaki pierścionek zaręczynowy?! Czy to nie jest za wcześnie? To nigdy nie powinno się zdarzyć.  Chciałam wyciągnąć od Josh'a jeszcze jakieś informacje, ale zaparł się, że nic mi więcej nie powie.

On to zrobił dla ciebie...

Nie. On to zrobił przeze mnie. Przeze mnie leży na sali i walczy o życie. To wszystko moja wina. Wszystko, kurwa moja wina. To ja powinnam tam leżeć, a nie on. On musi żyć. Proszę, błagam...

W oddali usłyszałam głos cioci Melissy i moich rodziców, dlatego obróciłam się w ich stronę. Mama, widząc moją zapłakaną twarz i opuchnięte oczy, szybko do mnie podbiegła i zaczęła głaskać po plecach.

- Shhh, księżniczko. Wszystko będzie dobrze.- na jej określenie wybuchłam jeszcze głośniejszym płaczem.

Księżniczko...

On zawsze tak do mnie mówił.

- Mamo, nic...nic nie będzie....dobrze...- wychlipiałam.

- Będzie, zobaczysz. Will przejdzie operację i się uł....

- A co jeśli nie przejdzie?! Pomyślałaś o tym?!- wrzasnęłam, zdając sobie sprawę z tego, co będzie jeśli William umrze...

Z gabinetu lekarza wyszedł ten sam mężczyzna, z którym rozmawiałam wcześniej. Podszedł do mamy Will'a i wskazał na mnie palcem. Kobieta pokiwała tylko głową i lekko się do mnie uśmiechnęła.

Doktor zachęcił mnie gestem dłoni, abym do niego podeszła, więc tak też zrobiłam.

- Masz pięć minut.- wskazał na drzwi z numerem czterdzieści cztery i delikatnie popchnął mnie w ich stronę.

Widok jak tam zobaczyłam był przerażający. Mój chłopak był przypięty do tysiąca maszyn, a na ustach miał maskę tlenową. Pod sercem miał ogromny plaster, którego pielęgniarka co chwilę zmieniała, bo przesiąkał krwią.

Skierowałam się do jego łóżka i złapałam go za rękę. Kobieta widząc mój ciążowy brzuch, podstawiła mi krzesło i pomogła mi na nim usiąść. Podziękowałam jej skinieniem głowy.

- Wybaczy pani, ale będę musiała być tu z panią ze względu na stan zdrowia chłopaka i maluszka.- wskazała na mój brzuch.

- A...ale skąd pani wie, że to mój chłopak?- zapytałam zakłopotana.

- Nie jest to narzeczony, bo nie zauważyłam pierścionka, a w swojej karierze słyszałam już tyle kłamstw typu: to mój brat, że jestem w stanie to stwierdzić. A poza tym widać to w pani oczach.

Pokiwałam powolnie głową, kreśląc kółka na wewnętrznej stronie dłoni bruneta.

- Proszę cię, walcz. Zrób to dla mnie. Dla nas. Kocham cię. Musisz żyć, błagam. Życie jest popieprzone i w chuj niesprawiedliwe. Pamiętasz, jak jeszcze niedawno kłóciliśmy się o byle co? Dalej z uśmiechem to wspominam. A pamiętasz nasz pierwszy pocałunek? Cholerna Amber zawsze ma nieodpowiednie wyczucie czasu.- zaśmiałam się bez krzty wesołości.- Właśnie wtedy zrozumiałam, że coś do ciebie czuję i że jest to coś większego, głębokiego. Raniąc ciebie przy okazji zraniłam siebie. Boże Will, ja tak mocno cię kocham, błagam, nie zostawiaj mnie... To dzięki tobie dowiedziałam się, co to jest miłość. Zawsze żyłam w tej swojej głupiej świadomości,  że nie ma czegoś takiego i ludzie są w związkach tylko z przyzwyczajenia. Ale tak nie jest. Czy ty naprawdę pożyczyłeś kasę od tych bandziorów, żeby mi się oświadczyć? Dlaczego? Dlaczego to zrobiłeś?- zapytałam, nie oczekując odpowiedzi.

- Zrobiłem to, bo cię...kocham. I  gdybym miał kolejny raz dostać nożem dla ciebie, zrobiłbym to. Księżniczko, może nawet nie wiesz, ale spodobałaś mi się od momentu, w którym się tu przeprowadziłaś. Kocham cię... Jestem dupkiem i nie mam pojęcia dlaczego jesteś ze mną. Wiem, jestem egoistyczny, ale ty też mnie nie zostawiaj...

Pielęgniarka otrząsnęła się z szoku i chciała iść po lekarza, lecz William ją zatrzymał.

- Czy może mi pani podać bluzę?

- Tak, proszę.- kobieta podała mu ciemny materiał.

Chłopak odsunął suwak kieszeni i wyciągnął z niego czerwone pudełeczko w kształcie serca. Zakryłam usta ręką, aby stłumić szloch.

- Powinienem klęknąć, ale obawiam się, że mi się to nie uda, więc no...- odchrząknął.- Księżniczko kocham ciebie i nasze dziecko najbardziej na świecie. Mogłem to zrobić w bardziej romantyczny sposób, ale już po prostu nie wytrzymam. Jesteś najwspanialszą i najważniejszą osobą w moim życiu. Kocham twój charakter. Twój sposób bycia. Twój cięty języczek. Twoje teksty typu: spierdalaj kretynie.- zaśmiał się. - Kocham całą ciebie. Zmieniłaś mnie. Zmieniłaś mnie na lepsze i jestem ci na serio wdzięczny. Może to głupio zabrzmi, ale... Ale nie wyobrażam sobie siebie bez ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim. Nie sądziłem, że kiedykolwiek to komuś powiem, ale taka jest prawda. Jesteś najlepszym, co mnie spotkało. Przez te wszystkie lata nie zauważyliśmy nawet, że jesteśmy sobie na serio bliscy, że jesteśmy przyjaciółmi. Ale jak to mówią, między nienawiścią, a miłością jest bardzo cienka granica. Ja jednak myślałem, że tej granicy nie przełamię. No cóż, nie udało mi się. Dalej przypominam sobie wszystkie chwile spędzone z tobą. To, jak boisz się burzy. To, jak mnie wyzywasz. To, jaka jesteś wspaniała i to, że pomimo wszystkich moich wad, jesteś ze mną. Jesteś dla mnie darem od losu, nie umiem inaczej wyrazić swoich uczuć, a przy okazji nie jestem poprawnym romantykiem...- odetchnął i otworzył pudełeczko, a moim oczom okazał się prześliczny srebrny pierścionek z delikatnym diamentem.-... Natalie Black, czy chciałabyś spędzić ze mną resztę swojego życia?

Spojrzał mi prosto w oczy, a ja odpłynęłam. To jest mój ideał.

- A jak myślisz?

- No ja na twoim miejscu bym się nie zastanawiał.- obydwoje się zaśmialiśmy. - To co? Bo mi ręka drętwieje.

- Tak.- wyszeptałam.

*****
Taki trochę ten rozdział bez sensu :(

You are my happyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz