Cloe pov.
Okej, dzisiaj jest dzień, w którym zniszczę Ashton'owi życie. To dziś mam zamiar powiedzieć mu o ciąży. Dobra, nazywajmy rzeczy po imieniu, dziś mam zamiar powiedzieć mu o dziecku... naszym dziecku. Porozmawiałabym jeszcze przed tym z Natalie, ale jak rano wyszła, tak jeszcze nie wróciła, no ale nie będę się martwić, jak jest z nią William Collins. Ahh, ta dwójka mnie rozbraja, jak tak, to się liżą, a później tylko; ty szmato, nie to ty jesteś szmatą.... Bla, bla, bla. Jak dzieci. Ekhem, a no tak dzieci. Szukałam wzrokiem blondyna na dole w recepcji, no ale cóż nie znalazłam go. No, bo kto normalny siedzi w recepcji? Wyciągnęłam z kieszeni telefon, wybrałam jego numer i przystawiłam urządzenie do ucha. Po kilku sygnałach odebrał.
- Halo? Cloe?
- No tak, to ja, a co nie wyświetlił ci się mój numer?- zapytałam retorycznie.
- Yyyy wyświetlił się, ale wiesz, nigdy do mnie nie dzwoniłaś.- skrzywiłam się, no tak, nigdy wcześniej nie dzwoniłam, a teraz takie: Hej Ashton, jesteś ojcem mojego dziecka? No chyba nie.
- Umm, możemy porozmawiać?
- Przecież rozmawiamy.- zaśmiał się, lecz ja nie podzielałam jego entuzjazmu, tylko westchnęłam.
- Ale to nie jest rozmowa na telefon. To... poważna sprawa.- wydusiłam.
- Umm, okej, wiesz na przeciwko hotelu jest taka knajpka. Może tam się spotkamy?- zaproponował.
- Dobrze, to jak możesz bądź tam za piętnaście minut.- poprosiłam.
- Dobrze, pa.- rozłączył się.
Schowałam telefon do kieszeni bluzy. No to jest kolejny powód, przez który dowiedzą się o ciąży. Jest przecież koniec czerwca, prawie lipiec, a ja chodzę w grubych bluzach, bo chociaż jestem dopiero w drugim miesiącu ciąży, mój brzuch się zaokrąglił. Wyszłam z hotelu i skierowałam się do kafejki naprzeciwko. Ku mojemu zdziwieniu, chłopak już tam siedział. Był ubrany w zwykłe, ciemne jeansy i bluzkę opinającą jego mięśnie, a włosy miał ułożone w tak zwanym artystycznym nieładzie. Że ja nie mogłam przespać się z jakimś brzydkim, pryszczatym kujonem. Wtedy wszystko byłoby prostsze. Chyba. Podeszłam do stolika, przy którym siedział blondyn.
- Z tego, co pamiętam umawialiśmy się za piętnaście minut.- przypomniałam mu. A on w odpowiedzi wzruszył ramionami i uśmiechnął się, ukazując te swoje niebiańskie dołeczki.
- Clo, nie będę owijał w bawełnę, coś musiało się stać, ale nie martw się, cokolwiek by to nie było, nie zostawię cię.- w zapewnieniu lekko ścisnął moją dłoń. Na pewno mnie nie zostawisz?
- Ashton, ugh... ja.... ja.... jestem.... w...... ciąży.- wyjąkałam, a on na moje słowa zacisnął szczękę i mięśnie, puszczając moją rękę.
- Z kim?- powiedział poddenerwowany.
- Z .... z .... to....tobą.- wydusiłam.
- Ze mną?- upewnił się, a ja pokiwałam twierdząco głową.
- Wiem Ashton, że pewnie nie chcesz tego dziecka, ale ja go nie oddam, a tym bardziej nie usunę. Trudno, będę wychowywać je sama, ale pomyślałam, że byłoby w porządku.... gdybyś się dowiedział. To drugi miesiąc.- wyjęłam z torebki i podałam mu zdjęcie USG.- Jeszcze nie wiem, czy to chłopczyk, czy dziewczynka, jak będziesz się chciał dowiedzieć to mów. Nie złożę w sądzie wniosku o alimenty, a w szpitalu, powiem, że ojciec jest nieznany....
- Nawet nie próbuj.- warknął, lecz zaraz zmienił ton.- Ojcem jestem ja. I nie mam zamiaru opuszczać ciebie, a tym bardziej tego...naszego dziecka. Muszę zaakceptować ten fakt, że moje życie zmieniło się o 360 stopni, ale na pewno was nie zostawię.- podszedł do mnie, złożył pocałunek na moim czole i przytulił mnie do siebie.- A i jeszcze jedno... chciałbym żeby.... jak była... dziewczynka... nazywała się Kaitlin, a jak chłopczyk... to Shawn.- wyjąkał. - Zgadzasz się?
- Shawn? Jak Shawn Mendes?- zaśmiałam się.
- Nie, Cloe, nie jak Shawn Mendes, jak Shawn Reed...- wychrypiał.
- Zgadzam się, jasne, że się zgadzam.
Natalie pov.
Chodzę już po tym zasranym Paryżu już jakieś cztery godziny, a ten jak się uczepił, tak za mną łazi. Nie wytrzymałam.
- Collins?! Do jasnej cholery, czy możesz przestać za mną łazić?!- wydarłam się.
- Nie lubisz mojego towarzystwa, księżniczko?- zapytał spokojnym głosem.
- Nie. Rozumiesz? NIE. N I E.- przeliterowałam.
- Oj, a jak wczoraj się całowaliśmy to ci jakoś nie przeszkadzałem.- zironizował.
- Oj, przynajmniej się wtedy nie odzywałeś.- powiedziałam tym samym tonem.
- Czyli ci się podobało?- puścił mi oczko. Weźcie go stąd, bo zaraz nie wytrzymam.
- Tego nie powiedziałam.- zastrzegłam.
- Ale i nie zaprzeczyłaś.- zauważył.
Spojrzałam na niego spod powiek. Podeszłam do niego, ujęłam jego twarz i namiętnie pocałowałam. Był tym tak zszokowany, że nawet go nie oddał, lecz gdy już się ocknął i chciał to zrobić, odsunęłam się do niego i wyszeptałam mu wprost do ucha.
- 2:1 dla mnie, skarbie, ale pamiętaj ze mną łatwo się nie wygrywa.- mrugnęłam i odeszłam w stronę hotelu. Lecz po chwili się zatrzymałam, bo dostałam wiadomość.
Od; DebilWill
Zadziorna? Lubię takie.
Do; DebilWill
Hmm, ale one nie lubią ciebie.
Spojrzałam w jego stronę i zobaczyłam jak przesyła mi całusa.
Do; DebilWill
Puknij się w łeb, kretynie.
Od; DebilWill
Puknąć to ja mogę, ale nie siebie i nie w głowę...
Znowu na niego spojrzałam i bezgłośnie oznajmiłam.
- Pieprz się.- zaraz wyskoczy z tekstem; Z tobą? Chętnie.
- Okej, to chodźmy do pokoju.- poruszył ustami.
Pokręciłam głową, śmiejąc się i odeszłam, zostawiając go samego.
CZYTASZ
You are my happy
Novela JuvenilNie wytrzymałam i wydarłam się na tego dupka. - Nienawidzę cie! Jesteś najgorszym co mnie w życiu spotkało! Dlaczego ty mi to robisz?! - Natalie... - Nie Natalie po prostu zniknij z mojego życia! Póki jeszcze mi go do końca nie spierdoliłeś... - Ale...