Dzisiejszy konkurs był pod każdym względem wyjątkowy. To ostatni konkurs Vierschanzentournee i przede wszystkim dziś Kamil ma szansę udowodnić wszystkim, że nic nie odbierze mu drugiego tytułu z rzędu. I choć dużo się mówi, że wręcz wygraną ma w kieszeni to większość ludzi ma pewne wątpliwości. O ile są zadowoleni z wyniku ich rodaka, mają wątpliwości co do jego psychiki. Są tacy, którzy sądzą, że nie poradzi sobie z presją. Ulegnie, tak jak zrobił to Freitag w Innsbrucku.
Od samego rana trwały przygotowania do popołudniowego konkursu. Co prawda pierwsza seria miała zacząć się dopiero o 17:00, ale na skoczni trwały poprawki, a skoczkowie już trenowali do serii próbnej. Moim zadaniem było zrobić prowiant na dzisiejszy wieczór. Chłopaki uważali, że co by się nie stało, i tak należy im się dobra impreza. A w szczególności Kamilowi. Rzecz jasna zabronili mi powiedzieć mu o imprezie, bo uznali, że jeśli wygra, a wszyscy mocno w to wierzymy, to będzie to dla niego niespodzianka. Dostałam nawet samochód. Czerwoną audi A3 pojechałam do centrum miasteczka i tam musiałam kupić wszystko. Maciek z Dawidem napisali mi listę, na którą patrzyłam z niedowierzaniem. Dziwiłam się, że trener pozwolił kupić im tyle piwa.
Na parkingu przed skocznią czekał już na mnie Kot i Kubacki. Jako główni pomysłodawcy musieli wszystkiego dopilnować.
- Gdzie to rozpakujemy? – spytałam.
- Trochę upchniemy do busa, a trochę do plecaków. – odparł Kot. Na horyzoncie pojawił się we własnej osobie Kamil. Podbiegłam do niego odciągając go od chłopaków, a oni w tym czasie mieli się wszystkim zająć. Chodziliśmy bez celu po skoczni. Modliłam się aby się niczego nie domyślił. Co jak co, ale Stoch był inteligentniejszy niż można było się po nim spodziewać.
Skok Maćka był zły. Był krótki i nie efektowny przez co już z góry było wiadomo, że nie ma kwalifikacji do drugiej serii. Nie mogłam patrzeć jak idzie ze spuszczoną głową. Podeszłam do niego i mocno przytuliłam. Wiem, że chwila czułości była mu potrzebna.
- Dziękuję. – wyszeptał po czym wyminął mnie i zaczął się przebierać. Widziałam, że nie zostaje na skoczni tylko idzie do domku Polaków. Chwila samotności była mu potrzebna. W takich sytuacjach taki czas jest potrzebny. Kuba Wolny był w jeszcze gorszej sytuacji. Nie doleciał nawet do setnego metra, a ja już wiedziałam, że będzie ostatni. Niczym nie różnił się od Maćka. Był członkiem kadry i poczułabym się dziwnie wiedząc, że poszedł bez niczego. Podeszłam do niego i z wielkim uśmiechem przytuliłam.
- Spokojnie Kuba, jeszcze będziesz osiągał sukcesy. - powiedziałam.
- Dziękuję, że we mnie wierzysz. Przepraszam, ale muszę już iść.
Po pierwszej serii Kamil był pierwszy. Cóż za przypadek. To czwarty konkurs, w którym po pierwszej serii jest na pierwszym miejscu. Wiedział, że presja na nim ciążyła, ale mimo to był uśmiechnięty. Dobry skok zaliczył również Dawid, który wylądował na drugim miejscu.
W trakcie przerwy starałam się odnaleźć Wellingera. Później będzie wielkie zamieszanie i pewnie się nie zobaczymy, a ja już teraz chciałam mu powiedzieć, że jestem z niego dumna. Stał oparty o samochód i rozmawiał z jakąś blondynką, która szczerzyła się do niego w dość nienaturalny sposób. Nie podobało mi się to, że z każdą sekundą była bliżej niego, a on nie reagował. To tak, jakby mój sen się spełniał. Zostawił mnie. Dla innej. Kiedy Andi na mnie spojrzał, szybko się uśmiechnęłam i poszłam w przeciwnym kierunku. Doszłam do domku Polaków i o dziwo nikogo tam nie zastałam. Lepiej dla mnie. Usiadłam na krześle i głośno odetchnęłam. Minął dokładnie jeden dzień, a ja już czuję, że to nie ma sensu. Wiem, że przytulając każdego chłopaka niesamowicie wkurzałam Andreasa, ale on dobrze wiedział co nas wszystkich łączy.
Spóźniłam się nieco na start drugiej serii, ale to było mało istotne. Stałam na uboczu, bo nie chciałam aby nikt widział mnie bez uśmiechu. Ronaldo zawsze powtarzał mi, że bez uśmiechu wyglądałam jak siedem nieszczęść.
Po podwyższeniu belki większość skoków było ponad 125 metrów, a pierwsza dziesiątka nie schodziła poniżej 130 metra. Zdziwiłam się kiedy na dwa ostatnie skoki belka znów powędrowała na dół.
- Spokojnie, Stefan wie co robi. – uspokoił mnie Małysz. Oby. Dawid leciał wysoko, ale jakby nagle spadł. Nie było tej odległości, zresztą tak jak not. Pojawiły się osiemnastki, siedemnastki... Na jego twarzy nie widać było złości, a małe zawiedzenie. Wszyscy wiedzieli, że on najbardziej ufał trenerowi i wiedział, że ten robi to dla jego dobra, a problem na skoczni to tylko jego sprawa. Kamil szybował w powietrzu, a ja stałam już w przejściu. To był właśnie ten moment kiedy wiedziałam, że wygrana jest nasza. Jako pierwsza wystartowałam aby pogratulować przyjacielowi. Rzuciłam się na niego, a zaraz a mną Hula i Żyła tym samym nas wszystkich przewracając. Odsunęłam się, a w tym czasie chłopaki przenieśli szczęśliwego wygranego na barkach przez całą skocznię.
Miałam łzy w oczach. Jeśli wygrywał Kamil, wygrywałam również ja. Znaliśmy się bardzo długo i byliśmy dla siebie jak rodzeństwo. Żeby kompletnie się nie rozkleić, wróciłam na swoje miejsce. Znów, gdzieś przypadkowo natknęłam się na Wellingera. Ominęłam go i stanęłam obok lekarza kadrowego. Patrzył na mnie niezrozumiałym spojrzeniem, ale nic nie mogłam zrobić. Moją największą wadą było bezpodstawne obrażanie się na wszystkich. Właściwie to nic takiego przecież nie zrobił. Rozmawiali i tyle. Andi ma wiele 'hotek' i muszę to zrozumieć.
Dumą było usłyszeć dwa narodowe hymny w jednym dniu. Śpiewałam tak głośno, jak tylko potrafiłam. Po rozdaniu nagród, Kamil poszedł udzielić wywiadu, a my zajęliśmy się całym sprzętem i pakowaniem samochodu. Do hotelu dojechaliśmy koło 20:30.
CZYTASZ
Ski jumper squad || A.Wellinger
Fanfiction2018© [Są inni, a jednak łączą ich wspólne zainteresowania i wiek. Obydwoje mają świadomość, że ich przyjaźń jest efektem głupiego żartu, ale nie bardzo ma to jakiś wpływ na ich relację. Ale co stanie się gdy jedno się zakocha?Czy to ich przyjaciel...