61

337 31 0
                                    

Musiałam się napracować, żeby zdążyć na czas do Warszawy. Właściwie byliśmy w Polsce jeszcze tego samego wieczora, ale było już zbyt późno na wszystko. Tylko mieliśmy siłę aby położyć się na łóżku.

Dzisiejszy ranek był nieco zwariowany. Skoczkowie byli zestresowani myślą o wspólnym śniadaniu z premierem, nie mówiąc już o uroczystym ślubowaniu. Miałam już plany na ten czas. Bo dawno nie byłam na zakupach, a nowe zdobycze by się przydały, ale trener Horngacher stwierdził, że beze mnie nigdzie nie jadą. Powiedział, że jestem częścią ich sukcesów. To oczywiste, że tylko dlatego odstrzeliłam się jakbym szła na wesele. Nie, może za bardzo przesadziłam. Nie mniej jednak ładnie się pomalowałam i ubrałam przyzwoicie. Kto wie co tam będę robić...

Przed dziewiątą byliśmy już na miejscu. W siedzibie PKOI wszystko wyglądało jakby sprzątano tutaj szczoteczką do zębów. Wszystko się lśniło, a Kamil nawet dostrzegł swoje odbicie w podłodze. Na 'śniadaniu' nie działo się nic ciekawego. Obie strony mówiły tak sztywno, że dobrze że siedziałam na drugim końcu i nie musiałam tego słuchać. Dopiero później, gdy dojechali łyżwiarze coś się ruszyło. Szczerze... Nudziło mnie to całe ślubowanie. Nie moje klimaty, ale jedynym plusem było to, że szybko się skończyło. Byłam zachwycona kiedy mogłam zająć swoje miejsce w samolocie nie byle jakiej klasy. Klasa biznes prezentowała się znakomicie. Podwójne fotele wyposażone były w wszystkie podstawowe sprzęty plus były rozkładane w taki sposób, że tworzyły dosyć spore łóżko i dla każdego fotelu przyporządkowany był jeden telewizor. A jakby tego było mało, fotele dzieliły jeszcze 'zasłonki'. 'Klasa sama w sobie'- jak to określił Pieter. Usiadłam ze Stochem, bo nie wyobrażałam sobie nikogo innego obok siebie. Nie żeby coś, ale wylałam mieć go blisko siebie. Niemal od razu po wystartowaniu rozłożyłam swój fotel. Co jak co, ale chciałam korzystać. Najlepsza była mina Kamila, gdy ze schowka wyjmowałam świeżą pościel.

- Muszą być zaopatrzeni. – zaśmiałam się cicho.

Zapowiadał się długi lot, ale ani trochę mnie to nie odstraszało. Jak już wcześniej zdążyłam wszystko sprawdzić, bez żadnych przesiadek mieliśmy lecieć do Seulu dokładnie jeden dzień z hakiem.

Ucieszyłam się, kiedy w moje nogi stanęły na czymś innym niż na samolotowym pokładzie. Byłam zdumiona oglądając koreańskie lotnisko. Lotnisko, jak lotnisko, ale na mnie robiło wrażenie. Równowaga snu była znacznie zakłócona, ale skoczkowie opowiadali, że dwa dni wystarczą, abym się przyzwyczaiła.

- Zróbmy sobie zdjęcie. – powiedział Stoch podchodząc do mnie z telefonem. – Maciuś nam zrobi.

Kot słysząc zdrobnienie od swojego imienia zjawił się w mgnieniu oka. Chciałam zrobić coś szalonego, więc gdy Maciek przymierzył się do zrobienia zdjęcia, wybiłam się i zrobiłam salto w powietrzu.

- No już nie musisz się tak chwalić!

Autokarem, który na nas czekał pojechaliśmy do naszej kwatery. Korea bądź co bądź przypominała mi Japonię ze zdjęć. Wysokie budowle, multum turystów i ludzi ze skośnymi oczami, niezrozumiałe znaki i różnorakie technologie, które jeszcze nie dotarły do Europy. Jechaliśmy dość spory kawałek, zanim dotarliśmy do właściwego miejsca.

Nasze pokoje były w miarę przyzwoite. Ładne, funkcjonale, ale jedyne co mnie w nich wkurzało to folie. Pokój wyglądał jakby właśnie wyszedł z fabryki. Jak zawsze nie miałam towarzysza. I jakoś nigdy mi to specjalnie nie przeszkadzało, ale teraz w cale bym się nie obraziła jakby ktoś był ze mną dzień i noc w tym zakręconym kraju. O ile skoczkowie mieli czas na odpoczynek, ja musiałam zwiedzić miasto. Nie mogłam przepuścić takiej okazji, szczególnie, że nie wiedziałam co czeka mnie w kolejnych dniach. Pomyśleć, że w Polsce jest dopiero wtorkowy ranek, a tutaj dzień dobiega końca. Z tego co wiedziałam do Korei wybierała się Ewa, ale nie powiedziała mi kiedy tak dokładnie przyjedzie. Miałaby lepiej jechać z nami od razu, ale to jej sprawa.

Wioska olimpijska nocą była cudowna. Na głównym placu na maszt naciągniętych było kilkadziesiąt flag w tym nasza, biało-czerwona.

- Pulpecik, patrz! – usłyszałam. Co za przypadek, że Niemcy są w tym samym miejscu i o tej samej porze.


Ski jumper squad || A.WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz