57

335 30 1
                                    

Uznałam, że do Willingen pojadę własnym samochodem. Samodzielność jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Robert nie miał nic przeciwko abym pojechała w tak długą podróż jego samochodem. Opowiedziałam mu co ostatnio dzieje się z Wellingerem, więc nawet to on kazał mi jechać samej.

Dużym plusem było nieograniczone miejsce na walizki. Nie musiałam ograniczać się tylko do jednego, malutkiego bagażu. Jechałam bardzo szybko, ale tylko dla tego, że musiałam zdążyć zatankować samochód. Cieszyłam się jak idiotka, gdy w końcu po drodze natrafiła się jakaś stacja.

W Willingen byłam koło sześciu godzin później. Byłabym wcześniej, ale jest piątek i droga jest zakorkowana jak chyba nigdy przez całe wakacje. Spodziewałam się, że skoczkowie są na skoczni, więc nawet nie próbowałam dodzwonić się do Kamila. Sama sobie poradzę z hotelem.

O dziwo w hotelowej recepcji spotkałam pana Tajnera. Podał mi tylko klucz do pokoju i wrócił do swojej rozmowy z jakimś Japończykiem. Szybko trafiłam na piętro Polaków.

Najbardziej w moim pokoju podobało mi się to, że z balkonu miałam bezpośredni widok na skocznię. I faktycznie nie pomyliłam się mówiąc, że wszyscy są na skoczni. Pewnie całkiem nie dawno zaczęły się kwalifikacje. Na spokojnie przebrałam się i spacerkiem ruszyłam na skocznię. To nie były te kwalifikacje co w Zakopanem. Tutaj było podobnie pod względem liczby kibiców, ale to jednak nie była ta atmosfera. Będąc przy barierkach zdziwiłam się, że mogłam sobie od tak bez problemu wejść. Powinien stać co najmniej tutaj jeden facet i pilnować porządku.

- Pulpecik patrz! –usłyszałam. – Gwiazda!

- Leyhe, Bichler w cale nie jest pulpecikiem. – zaśmiałam się odwracając się w stronę dwójki Niemców. Jak zawsze spędzali czas w swoim towarzystwie. Stephan ubrany był już w swój kombinezon, co mogło świadczyć, że idzie tam na górę oddać swój skok. Markus również miał na sobie kombinezon, ale miał na sobie zwykłe adidasy, a jego narty stały oparte o ich siedzibę.

- Dobrze, że przyjechałaś. – powiedział blondyn.– On mnie obraża. - Jak się okazało to miał być ostatni skok Stephana, a Markus miał go już za sobą. Dziwne, że nie spotkałam żadnego Polaka.

- Źle ci tu ze mną, że ich szukasz?- jęknął po raz kolejny.

Siedzieliśmy oboje na murku obserwując jak kolejni skoczkowie wracają ze skoczni aby się przebrać. Mojej uwadze nie umknął nawet Wellinger. On również obdarzył mnie swoim spojrzeniem, ale tym razem było inne. Lodowate, obojętne. Na pewno nie będę za nim latała i go przepraszała, ale muszę dowiedzieć się o co mu chodzi. Co takiego zrobiłam, że uraziłam jego męską dumę?

Nie zastałam go w domku jego rodaków, a zauważyłam go dopiero kiedy stał w dosyć sporej odległości od centrum. Nie był sam. Znałam tą blondynkę. Marie, to ona kręciła się wcześniej obok Andreasa. Tym razem jednak chyba jej obecność nie przeszkadzała Niemcowi. Obydwoje byli w znakomitym humorze. Znów przegrałam i schowałam się, aby móc ich podsłuchać. Mówcie co chcecie, ale zazdrosna dziewczyna jest w stanie zrobić wszystko.

- Widzisz Andiś, było nam kiedyś tak razem dobrze. – powiedziała.

- To było kiedyś. Teraz jest teraz. – mruknął.

- Nie chciałbyś wrócić do tego czasu? Nie masz nikogo, więc moglibyśmy spróbować.

- Co z tego, że nie mam nikogo? - czy ja się przesłyszałam?

- Oj no przestań. – zaśmiała. – Wiem, że mnie kochasz.

Pierwszą moją myślą było aby tam pójść i im nagadać. Obojgu. Ale stwierdziłam, że to nie ma sensu. Zranił mnie i to okropnie, ale czy jest sens robić sceny skoro to nic nie da? Tak czy siak i tak mi o tym powie, bo sumienie nie da mu spokoju. Teraz wiem o wszystkim i nie popłaczę się jak idiotka. To oczywiste, że miałam ochotę rozwalić wszystko i wszystkich. I wiecie co? Kochałam go. Chociaż nigdy mu tego nie powiedziałam, był dla mnie najważniejszy. Bo można kogoś pokochać nie znając go długo. Miłość jest dla każdego, ale moja chyba się już skończyła.

Ski jumper squad || A.WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz