73

287 28 0
                                    

Ciężko było mi wstać o tak wczesnej porze. Jednak kiedy słyszałem Markusa i jego 'Gucci Gang', podniosłam się bez żadnego problemu. Andreas również obserwował swojego przyjaciela i z trudem powstrzymywał śmiech.

- Gucci gang Gucci gang Gucci gang Gucci gang... - zaśmiałam się, a Markus w końcu zwrócił na nas uwagę.

- O! Już nie śpicie? Dobrze, bo mamy tylko pół godziny.

To dużo czasu. Nie widziałam potrzeby, aby się malować i specjalnie stroić. Lot był zbyt długi. Wybrałam zwykłe czarne dresy z adidasa, bo było najpraktyczniejsze.

W samolocie siedziałam sama. Niemiecka klasa biznes, a Polska klasa biznes to dwa inne światy. Tutaj wygląda to zupełnie inaczej. Mimo, że są przedziałki, telewizory, to miejsce do spania, jako tako było o wiele mniejsze. Jeśli rozłożyłabym fotel, mogłabym leżeć na plecach, ale już obok nie byłoby żadnego miejsca. Nawet milimetra.

- Wydawało mi się, że będziesz siedzieć z Markusem. – powiedział Andreas zajmując fotel po mojej lewej stronie. Też tak myślałam.

- Nie chcę zabierać Stephanowi towarzysza. – mruknęłam.

- Coś się stało?

- Co? Nie. Wszystko jest okej. – zaprzeczyłam.

- Przecież widzę. – ciągnął dalej. Był cholernie ciekawski, co do niego niepodobne.

- Um... Jakiś pajac zniszczył mi samochód.

- Jak to? Ale da się go przecież chyba naprawić. – powiedział.

- Nadaje się tylko na złom. – mruknęłam. Tu nawet nie chodziło o ten samochód, bo już dawno miałam się go pozbyć, ale o to, że ktoś posunął się do tego, aby wkraść się na strzeżony parking i go zniszczyć. Będę musiała jeszcze raz pogadać z moim bratem. Skąd niby dowiedział się o tym, że mój samochód nadaje się tylko do kasacji i trzeba go zabrać z parkingu? Dulce jak i Samuel mieszkają w całkiem innej części Madrytu i wątpię, aby obserwowali mój dom, nie mówiąc już o podziemnym parkingu. To jest naprawdę dziwne.

Lot sam w sobie był uciążliwy. Przynajmniej dla mnie. Nawał nowych spraw i obowiązków nie pozwalały mi normalnie funkcjonować. Byłam szczęśliwa, kiedy usiadłam na swojej walizce i czekałam na Roberta. Kiedy patrzyłam na te wszystkie hotki, które trzymały w rękach jakieś serduszka i krzyczały 'Wellinger', robiło mi się słabo. Ani trochę nie byłam zazdrosna, tylko wkurzało mnie to, że faworyzowały tylko jego. Wiem, że nie chodziło im o medale tylko o to, jak wygląda. Jest wiele innych sportowców, a one upatrzyły sobie akurat jego. Ciekawe jaka byłaby ich reakcja gdyby dowiedziały się, że ma dziewczynę? Żadna, bo jej już nie ma i wciąż mają jakąś tyci, tyci szansę, że zwróci na nich uwagę. Chociaż się do nich uśmiechnie, albo przypadkiem dotknie ich ręki. Biedne dziewczyny... Gdy dostałam sms'a, że Lewandowski czeka na mnie na parkingu, wystrzeliłam jak z procy.

- Cześć. – przywitałam się wsiadając do czarnego audi siwowłosego, no właściwie już znów szatyna.

- Dziewczyno, jak się dawno nie widzieliśmy!

Przechodząc przez drzwi mojego mieszkania, włosy stanęły mi dębem. Całe moje mieszkanie wyglądało jak po ataku terrorystów! Nie było tutaj niczego. Meble leżały na podłodze posiekane, w telewizor wbite były noże kuchenne, a ściany były we krwi, nie mówiąc już o dziurach w ścianach i szkle, które było po całej podłodze. Płakałam jak mała dziewczynka. Na stole umazanym krwią leżał stos kartek, a na sąsiedniej ścianie tasakiem przybita była kolejna kartka. Czytając je wszystkie miałam wrażenie, jakbym właśnie brała udział w serialu kryminalistycznym. To wszystko były groźby, a ostatni list był tylko potwierdzeniem tego, że muszę wstawić się na ringu, inaczej będę wyglądała tak jak to mieszkanie teraz. Zmasakrowana. Robert już na samym początku zadzwonił na policję i już po kilku minutach jeden patrol krążył po moim mieszkaniu. Byli zaskoczeni, podobnie jak Robert i Josh, który wpadł żeby się ze mną przywitać. Przez mój dom w jedną godzinę przewinęło się tak dużo osób, że już nie zwracałam na to uwagi. Technicy starali się znaleźć jakieś ślady, funkcjonariusze chodzili po całym budynku i wypytywali sąsiadów, a ja usiłowałam wytłumaczyć wszystko jednemu z funkcjonariuszy służb. Był nieogarnięty i czasem myślałam, że rozmawiam z kilkuletnim dzieckiem. A po co? A dlaczego? A dlaczego tak właśnie?. Stwierdziłam, że gdy powiem mu całą prawdę, na niczym nie stracę. Za nielegalne walki groziły mi co najwyżej zawiasy.

Kiedy zostałam spytana, czy domyślałam się kto mógł to zrobić, skłamałam. Co prawda miałam pewne podejrzenia, ale miałam też plan, który musiał wypalić.

- Karolina... Może pojedziesz do mnie? – spytał Lewandowski.

- Nie przejmuj się Robert. Mam klucze do domu rodziców. – uśmiechnęłam się słabo.

- Um... Jasne. Podwiozę cię.

Ski jumper squad || A.WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz