76

283 31 1
                                    

Obudziłam się dziś jako pierwsza. Andreas leżał rozwalony na swojej połowie, a jego włosy były we wszystkie strony. Postanowiłam, że skoro on wczoraj robił kolację, ja dziś postaram zrobić się w miarę jadalne śniadanie. Bardzo lubiłam brazylijskie śniadania. Może dlatego, że są bardzo podobne do polskich?

Kończyłam nalewać kawę, gdy w kuchni pojawił się już ubrany Wellinger.

- Dziewczyno, nawet nie wyobrażasz sobie jaki jestem głodny!

Mogłam się tylko domyślić. Duszkiem wypił gorącą kawę, a później napchał sobie do buzi wędliny i sera. Jadł jak taka mała świnka.

Jeszcze przed wyjazdem stwierdziliśmy, że pójdziemy na krótki spacer. Chociaż sama mieszkałam kiedyś w górach, to ten widok nigdy mi się nie znudzi.

Znów ja wsiadłam za kółko. Nie pozwoliłabym wsiąść Andreasowi na kierownicę, bo by jeszcze nas pozabijał. Droga była o wiele lepsza, ale mimo to wolałam prowadzić. Kiedy wyjechaliśmy na drogę główną, na ekranie wyświetliło się zdjęcie Cristiano. Andreas spojrzał na mnie niezrozumiale, ale obiecałam mu, że mu to wyjaśnię kiedy skończę rozmawiać. Na szczęście nie znał hiszpańskiego. To miłe ze strony Ronaldo, że zadzwonił spytać co u mnie. To jasne, że go coś trapiło. Zresztą mnie też by trapiło, gdybym musiała okłamywać swoich przyjaciół. Ale ty już to robisz kretynko! Dlaczego nie powiedział mi, że on i Georgina znów są razem? Kiedy go o to spytałam, uciął temat. Może i nie potwierdził, ale i nie zaprzeczył. Kątem oka widziałam zdenerwowanie na twarzy blondyna. Zawsze taki był, gdy ciekawość wręcz go zżerała, ale nic nie rozumiał.

Kiedy rozłączyłam się z Portugalczykiem, mój telefon znów się zaświecił. Policja. Tata tak jak obiecał, tak też zrobił. Byłam mu za to ogromnie wdzięczna. Teraz musiałam bardziej uważać na słowa. Andreas gdyby się dowiedział o tym co planuję, popadł by w paranoję i zamknął by mnie w piwnicy na cztery spusty. Tak mi się wydaje.

- Myślę, że możemy się spotkać za około półtorej godziny. – powiedziałam.

- Dobrze, widzimy się na komisariacie.

Kiedy na dobre odłożyłam telefon spojrzałam w prawą stronę. Wellinger był wpatrzony w mijający krajobraz za szybą i nawet się nie ruszał. Chciałam mu wszystko wytłumaczyć, ale on zachowywał się jakby mnie nie słuchał. Do samego Monachium jechaliśmy w ciszy. Kiedy wysiadał z samochodu, nawet nie powiedział głupiego 'cześć'. Naprawdę wkurzał mnie jak nikt inny.

Zdążyłam odstawić tylko swój bagaż i od razu pojechałam na komisariat. Niemal od razu zostałam zaprowadzona do odpowiedniego pokoju. W środku czekał na mnie wysoki, opalony szatyn. Mógł być zaledwie kilka lat starszy. Był niesamowicie umięśniony.

-Cześć, jestem Adrien. – powiedział wyciągając ku mnie rękę. Ścisnęłam ją.

- Karolina, miło mi.

Nie mówił jak wszyscy, że trzeba czekać. Przedstawił mi swoje poglądy. Powiedział otwarcie co mu się podoba, a co nie. Był konkretnym facetem.

- Nie. – wtrąciłam się. – Zrobimy to po mojemu. Zresztą zostało mało czasu. Przecież czwartek jest już dzisiaj.

- Dziewczyno... - jęknął. – Dobrze, ale jeśli ci się coś stanie, to wszyscy będziemy mieć problemy.

- Jeśli w akcji jesteś taki dobry jak w gadce, to nikt nie ucierpi.

Mieliśmy już wszystko ustalone. Jednak z biegiem czasu dopadał mnie strach. Przecież jest taka możliwość, że ktoś rozpozna Roberta, a wtedy on zawali. A co jeśli mnie za bardzo poniesie? Albo zostanę szybko powalona?

Anka nie była do tego dobrze nastawiona. Mówiła, że to niebezpieczne, że nie powinnam się tak poświęcać, bo to inaczej można załatwić, ale to już nie miało znaczenia. Przecież to nic. Będzie ze mną policja.

Ski jumper squad || A.WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz