Rozdział 9

911 57 0
                                    

Narrator.
Kim są? Tego nie wiedzą. Ile są w tej pustce? Tego też nie wiedzą. Co ich tu trzyma? Nie wiadomo. Dlaczego akurat oni? Brak powodów, a może są powody? Nikt nic nie wie.
-Kim jesteś?
Zapytała dziewczyna. Jako pierwsza się odezwała w tej pustce.
-Nie wiem. A ty?
-Też nie wiem. Wiesz co to za miejsce?
-Nie. Wiesz wogóle co tu robimy?
-Nie. Cokolwiek pamiętasz? Bo ja nie.
-Ja też nic nie pamiętam.
Chłopak zmniejszył dystans między nimi jakby podpływając. Teraz byli twarzą w twarz.
-Wyglądasz znajomo.
-Ty też.
-Co robimy?
-Nie wiem. Czekamy? Prędzej czy później ktoś nas znajdzie.
-Masz rację.
Tak właśnie zaczęli czekać. Tylko na kogo?
Perspektywa Tom. Tydzień po porwaniu.
Narazie wszystko jest w porządku. Nic prawie,że nie poprawiałem. Dodałem taki mały gadżet. Wyłącznik awaryjny. Wmątowany w sekrecie. Pilot mam ukryty. Nikt mi raczej majtek nie będzie sprawdzał,prawda? Nie estetyczne i nie higieniczne ,ale od tego zależy los Angeli i Alex'a.
Nie moge zawalić. Nie moge. Kończę konstruować pierwszy reaktor z dwóch. Są połączone ze sobą. Jeden przestanie działać to i drugi. Tym już się zająłem zaczynając drugi z nich. Tak około południa usłyszałem eksplozję nademną. Kawałek sufitu trochę dalej ode mnie się rozłamał. Wyskoczył z tamtąd pajączek z jego drużyną. Rozgramiali agentów. Chwyciłem łom i po chwili uderzyłem pierwszego agenta w piszczel. Następny oberwał w klatkę piersiową. Trzeci z mojej eskorty oberwał po rękach. Trzymając łom pobiegłem w stronę walczących bohaterów. Woda morska wlewała się dziurą w suficie. Sięgała mi do kostek. Kolejny agent stanął mi na drodze. Nie ma czasu. Zrobiłem wślizg między jego nogami uderzając go łomem po kostkach. Wstałem i ponowiłem bieg. Uszkodziłem jeszcze kilkoro agentów po drodze.
-Może pomóc?!
Zawołałem do pajączka,który był na pozostałościach sklepienia.
-Tak! Wskakuj na plecy Tom! Zabieramy cię stąd!
Odkrzyknął Power Man.
Do laboratorium wparowała koalicja wraz z bliźniakami z wielkim hukiem.
-O ja pierdole!
Krzyknąłem. Huk był nieziemski
-Kogo?!
Popatrzyłem na Nove z pod byka.
-Nova!
Każdy z drużyny,w tym ja, krzyknął na śmieszka. Wskoczyłem na plecy Luke'a. Koalicja zaatakowała,ale razem z drużyną wskoczyliśmy na wyższy pokład. Następnie w dziurę w kolejnym suficie. Wypłyneliśmy na powierzchnię w ostatniej chwili. Czekał na nas Spider-Jet. Jak najszybciej odlecieliśmy. Dobrze,że wyłącznik do reaktorów jest wodoodporny. Nie ścigali nas.
-Ale nas nastraszyłeś.
Mruknął Peter.
-No i to jak. Nie umiesz walczyć,a sobie poradziłeś z łomem.
Odpowiedziała Ava.
-Dzięki. Wziąłem się za siebie w końcu.
Odpowiedziałem ze słabym uśmiechem.
-Wiesz może coś ciekawego?
-Potrzebują bardzo wydajnych reaktorów Danny. Kazali mi je zbudować. Na szczęście jeden skończyłem umieszczając wyłącznik awaryjny,a pilocik mam ja.
Odpowiedziałem dumnie. Jednak jedno zdanie pozbawiło mnie tej dumy i pewności siebie.
-A gdzie ten pilot?
Nova już nie żyjesz. Moja twarz pewnie przypominała pomidora.
-Nie mów,że zapomniałeś.
-Mam go Pete. Tylko za każdym razem jak wracałem do celi sprawdzali mnie od a do z. Więc go ukryłem.
Sądząc po nie zrozumieniu na ich twarzach byłem zmuszony do powiedzenia najprawdopodobniej najwstydliwszego zdania w moim życiu.
-Mam go w gaciach.
Zasłoniłem całą czerwoną od wstydu twarz dłońmi. Cisza i śmiech.
-Ja tego nie dotykam.
Zadeklarowała Ava.
-Zamiast sie śmiać dajcie mi coś do przebrania!
-Masz.
-Dzięki Denny.
Złapałem torbę z ubraniami dla mnie w locie i się schowałem. Oczywiście wyjąłem ten pilot. Czego nie robić jak chce się coś ukryć? Nie chowanie tego w gaciach! Niewygodne!
Time skip. Avengers Tower.
Nie ma jak w domu. Wysadzili mnie na lądowisku i odlecieli. Nie minęła chwila, a usłyszałem jak ktoś biegnie w moją stronę. Zostałem zamknięty w szczelnym uścisku mojego ojca.
-Całe szczęście,że nic ci nie jest Tom. Nawet nie wiesz jak się martwiłem.
-Zdaję sobie z tego sprawę. Dusisz mnie i miażdżysz.
Jeszcze trochę i wykorkuje. Na szczęście puścił.
-Jesteś ranny,a może głodny, nie torturowali cie?
-Wszystko w porządku tato. Nic mi nie zrobili. Netem tylko trochę głodny.
-Głodzili cię! Niech bo tylko ich dorwe i..!
-Nie głodzili mnie! Jestem tylko i wyłącznie po śniadaniu,a dochodzi czwarta po południu. Połącz fakty.
-Och...Ale i tak ich ze skóry obedre.
Jeszcze czego tato. Jeszcze czego.
-Ustaw się w kolejce.
-Chodźmy już. Reszta czeka.
-Co na obiad?
-Kurczak z warzywami i ryżem.
-Serio? Dawno nie było. Mam nadzieję,że zostało coś dla mnie.
-Na pewno zostało.
Tak ruszyliśmy w stronę kuchni. Trzeba będzie im wszystko wyjaśnić.
Narrator.Time skip.
Każdy z drużyny Avengers milczał po usłyszeniu historii młodego Starka. Wiedzieli,że nie usłyszą niczego dobrego,ale nadzieja to nic złego,prawda? Tym razem nadzieja na dobre wieści okazała się słuszną. Dowiedzieli się co się stało z zawsze pełnymi wigoru dziećmi ich przyjaciela. Sam Steve,który przez ostatni czas przeżywał istne piekło psychiczne odetchnął z ulgą. Wiedział,że można pomóc jego dzieciom. Tylko to się dla niego liczyło i liczy. Chce swoje dzieci z powrotem. Chce je zobaczyć i powiedzieć im,że są bezpieczne, jego kochane dzieci. On już dopilnuje by wróciły,by się śmiały i jak zwykle kłóciły co pięć minut by jak zwykle po całej konfrontacji śmiać się z siebie nawzajem. Jednak zachował kamienną twarz i zaczął obmyślać plan. Plan jakich mało. Do jego zrealizowania będą potrzebni dwaj inni bohaterowie z poza drużyny. Spider-Man i Biała Tygrysica. Teraz tylko pozostało czekać. Nawet nie zauważył,że każdy w salonie patrzy na niego. W końcu ciszę przerwał Pietro.
-Masz plan,zgadza się?
-A żebyś wiedział. Teraz to omówimy i pozostanie nam tylko czekanie.
W międzyczasie. Baza wroga.
Dwójka nastolatków stała na odprawie. Dostawali polecenia na następny wielki atak. Stali. Byli jak maszyny wykonujące to do czego je stworzono. Te dwójkę stworzono w celach bitewnych. Byli maszynami do zabijania.
Pozbawieni tożsamości, moralności ,ludzkich odruchów. Wszystkiego co ludzkie zostawiając tylko maszyny. Nie mieli własnej woli. Nie mieli emocji. Tylko rozkazy innych i procedury. Tylko dlatego żyli. Żyli by usługiwać swoim panom .
-Doskonale. Wszystko zgodnie z planem. Już niedługo Koalicja zawładnie światem. Tylko dopilnować reszty planu.
Mężczyzna o czerwonej czaszcze był zadowolony. Nic nie znaczyła ta ucieczka. Mógł dokończyć pracę na tym etapie planu bez bachora. Wystarczyło tylko skończyć drugi reaktor. Uśmiechnął się złośliwie odwracając w stronę swoich marionetek. Z tą dwójką osiągnie zamierzony efekt. Wystarczy tylko zaczekać.
^;:"-;? (! (:^8/;9"^9/&8/*8/*^/5&;
Nie mam nic do napisania na swoją obronę. Rozdziały będą nieco żądanej z powodu spraw osobistych.
Lunita.   !.!

Córka KapitanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz