Rozdział 11

862 63 1
                                    

Narrator.
Avengers wygrali. Koalicja jest rozdzielona oraz znajduje się w celach. Teraz tylko została jedna sprawa do załatwienia. Sprawa bliźniaków. W sali medycznej umieszczonej pod ziemią,a dokładniej pod Avengers Tower leżało rodzeństwo Rogers. Przypięci skurzanymi pasami do stołów operacyjnych. Najbardziej zaufani lekarze z Tarczy przygotowali ich do zabiegu z pomocą drużyny Avengers. Trudno było z nimi się obchodzić. Alex próbował każdego zabić oraz uciec,a Angela była zawieszona między dwoma stanami. Z jednej strony ze względu na uszkodzone urządzenie kontrolujące była po stronie jej rodziny i przyjaciół,z drugiej była wciąż po części pod kontrolą. Tak rozdarta siedziała skulona trzymając się za głowę odrzucając każdego kto się do niej zbliżył. Dopiero Tom wraz ze Steve'em choć odrobinę do niej dotarli. Mimo rozdarcia między stronami,cała roztrzęsiona, została przygotowana. Alexa musiał przytrzymać Hulk z wiadomych przyczyn. Musieli przejść operację by usunąć urządzenia z ich głów. Każdy chciał powrotu bliźniaków. Cały zabieg trwał 3 godziny. Mimo wielkości urządzeń trudno było je usunąć. Jednak wszystko się udało. No prawie wszystko... Z powodu uszkodzenia urządzenia u Angeli nastąpiły komplikacje. Została w rozdarciu według skanów. Zaniesiono dwójke nastolatków do ich pokoji. Musieli tylko czekać aż bliźniaki się wybudzą.
Time skip. 2 dni później. Perspektywa Alexa.
Gdzie ja jestem? Leżę...na łóżku? Tak na łóżku. Otwieram oczy. Ciemno jak cholera. Chwila...Czy to nie jest przypadkiem mój pokój? Tak. Jestem w swoim pokoju. Wszędzie poznam świecącego tygrysa na ścianie,którego sam namalowałem z nudów. Jeszcze ten ból głowy... Ledwo co myślę. Czegoś zapomniałem...Albo raczej kogoś?! Co z Angelą?! Muszę sprawdzić jak się czuje. Co jeżeli nie wyszła z tego cało?! Albo gorzej?! Wogóle nie wiem co się działo po tym jak wszczepili nam te urządzenia. Usiadłem powoli i cały obolały. Starałem się sięgnąć do lampki na szafce nocnej. Zamiast tego spadłem z łóżka na twarz na puchaty czerwony dywan. Narobiłem huku,świetnie.
-Kurwa...Czy ja zawsze muszę robić z siebie ofiarę losu?
Mruknąłem pod nosem. Opierając się na rękach próbowałem wstać,ale znowu upadłem. Usłyszałem kroki,ale nie z korytarza,a w moim pokoju. Czy jestem aż tak ślepy by nie zauważyć kogoś innego w pokoju?
-Spokojnie synu. Pomogę ci.
-Tata?
Chwycił mnie pod ramię pomagając wstać i usiąść na brzegu łóżka.
-Tak,a teraz wracaj do łóżka. Musisz odpocząć,a poza tym jest 2 w nocy.
-Serio?
-Serio,serio.
Mimo ciemności panującej w pomieszczeniu,to przez nikłe promienie światła które dostały się z pomiędzy bordowych zasłon,zauważyłem jak ojciec lekko się uśmiecha. Smutno,ale i pocieszająco. Sam lekko się uśmiechnąłem pod nosem.
-Co z Angelą?
Dopytałem. Jestem strasznie zmęczony. Zaraz padnę i co? Nie dowiem się niczego.
-Jest...Bezpieczna. Ona będzie musiała dłużej odpoczywać,ale się nie martw.
-Dostała większych obrażeń?
-Można tak powiedzieć,a teraz połóż się.
Jak ja nienawidzę jego nie znoszącego sprzeciwu tonu głosu. Pomógł mi się położyć. Delikatnie spocząłem na materacu. Czy tylko mi tak zimno? Trochę wstyd by było gdybym zapytał o spanie ze mną. Z drugiej strony tak jakby powinienem mieć 10 lat,a nie piętnaście. Chwyciłem go za nadgarstek ledwo przytomny.
-Zostań...proszę. Zimno mi.
Chwila ciszy i...
-Dobrze ,zostanę.
Położył sie z drugiej strony łóżka. Od razu lepiej się zrobiło. Ojciec przytulił mnie delikatnie pewnie nie chcąc zrobić mi krzywdy.
-Dzięki tato.
Mruknąłem niewyraźnie.
-Nie ma sprawy,a teraz śpij. Jutro niestety będziesz musiał przejść przez serię badań.
Westchnął,a poza tym serio, kolejne badania. Nie ważne. Ważniejsze jest teraz odpoczywanie. Zamknąłem już do końca wyczerpany oczy i oddałem się objęciom Morfeusza.
Time skip.10 rano.
Otworzyłem ospale oczy zerkając na okno i zegarek. Jest 10 rano, a ja wciąż w łóżku. Leń się ze mnie zrobił. Ojca nie było. Co się dziwić? Jest dość późno. Opierając się o szafki i ścianę dokuśtykałem przed szafę. Wyglądałem jak siedem nieszczęść. Blada skóra,podkrążone,przekrwione oczy i lekko sine usta oraz włosy na wszystkie strony świata. Pora się doprowadzić do porządku. Ledwo co wyciągnąłem świeże ubrania oraz dotarłem do łazienki. Obolały zdjąłem przepocone ubrania i weszłem pod prysznic. Odkręciłem gorącą wodę i zmieszałem z zimną. Nienawidzę całkowicie gorącej. Jak tylko woda uderzyła w moją skórę poczułem się od razu lepiej. Właśnie dlatego kocham brać prysznice. Za każdym razem jest to wspaniałe uczucie. Uczucie jakby wszystkie problemy spływały wraz z wodą. Odetchnąłem z ulgą, gdy obolałe oraz nieco zastałe mięśnie się rozluźniły przynosząc ulgę. Niby zwykły prysznic,a jaki jest jednak niezwykły. Po jakiś 20 minutach świeży i pachnący wyszedłem w czystych ubraniach z zaparowanego pomieszczenia. Mimo to wciąż czułem się jakbym wpadł pod tira albo dwa. Jednak to teraz nie ważne. Ważna jest moja siostra. Wyszedłem z pokoju kierując się w stronę pokoju Angeli. Wciąż podpierałem się o ścianę. Mozolnie dowlokłem się do celu. Otworzyłem drzwi by po chwili doznać szoku. Nie nie szoku...Ataku paniki. Leżała na łóżku,a z jej nadgarstków leciała krew. Ona...Podcieła sobie żyły.
Podbiegłem pod wpływem adrenaliny i przycisnąłem pościel do jej ran.
-Jarvis! Zawołaj resztę! Natychmiast!
-Niestety paniczu,ale każdy jest na misji w kosmosie.
-Są jakiś lekarze w budynku?!
-Doktor Sara Goldman.
-No to ją sprowadź! Jak najszybciej z noszami!
-Robi się paniczu.
Jebany komputer. Zerknąłem w panice na jej klatkę piersiową. Na szczęście oddychała. Sądząc po ilości krwi raczej powinna przeżyć. No właśnie raczej. Usłyszałem jak ktoś biegnie korytarzem oraz skrzypienie kółek. Nie wysoka brunetka wbiegła z impetem do pokoju. Szybko rzuciła okiem na sytuację i od razu ruszyła z apteczką. Opanowaliśmy sytuację po kilku minutach. Pod wpływem adrenaliny pomogłem wpakować moją siostrzyczke na nosze i rozkazałem posprzątać Jarvisowi. Dość szybko spoczeła na piętrze szpitalnym. Tam wymęczony padłem na krzesło obok łóżka.
Time skip. Perspektywa Steve. 8 wieczorem.
Dlaczego zło nigdy nie śpi? Tylko wybiła 3 w nocy,a już interwencja w kosmosie. Thanos i ta jego mania władzy. Ledwo przytomny wywlokłem się z Avenjet'a. Dano nam nieźle popalić. Po wejściu do środka wieży jednak nie poszłem spać. Skierowałem się do pokoju Angeli,gdzie jej nie było,tak samo nie było Alexa.
-Jarvis,gdzie są moje dzieci?
-Aktualnie znajdują się w sali 32 na 25 piętrze.
-Na piętrze medycznym!
Jak głupi pognałem do windy by po kilku minutach stanąć w drzwiach sali zdyszany. Krótko rzuciłem okiem i od razu pożałowałem,że zostawiłem ich samych.
*"/8;^(:*;::$&!;-;,**;*~¤《'{|'☆
Hello everybody! Żyję! Rozdział za max dwa tygodnie.
Lunit .

Córka KapitanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz