(A/N: Jeśli dotrzecie do listu, to dobrze się go czyta przy 'Move' Bangtanów i przepraszam za to, co się dzieje w tym opowiadaniu ;;)
Tego dnia pogoda była brzydka. Od samego rana padało i nie zanosiło się, żeby przestało. Nawet matka natura buntowała się przed tym, co miało mieć miejsce w południe.
Nikt nie był na to przygotowany. Utrata tak bliskiej i młodej osoby była niewyobrażalna. Mama Taehyunga nie spodziewała się, że jej syn pierwszy umrze i to w tak przykrych okolicznościach. Całymi dniami rozpaczała, przesiadując w sali domu pogrzebowego. Nawet jej mąż po stracie jedynego syna trochę się ogarnął. Mimo, że nigdy go nie uważał, to zabolało go to całe zdarzenie.
Stypa trwała już przeszło od dwóch dni i dopiero trzeciego mogli zjawić się przyjaciele Tae. Cały ten czas przychodzili różni członkowie jego rodziny, czy nauczyciele. Co prawda nigdy nie był z nimi blisko, ale oni wszyscy mieli pierwszeństwo. Tradycji trzeba było przestrzegać, zwłaszcza, że mama Tae była raczej tradycjonalistką.
Tego trzeciego dnia jako pierwszy pojawił się Jungkook. Umówili się, że spotkają się przed budynkiem i razem wejdą, żeby się wspierać. Jednak minuty mijały i chłopak stał tam i jak głupi patrzył na wchodzących i wychodzących żałobników. Z każdą kolejną osobą, która go mijała czuł się coraz gorzej. Nie rozumiał dlaczego nikt z ich grupki godzinę po umówionym czasie nie przyszedł. Czyżby zapomnieli, że to dziś? Najwidoczniej tak, albo nie chcieli pożegnać się z przyjacielem i to go najbardziej dobiło. Choć wiedział, że to całkowicie niemożliwe i musieli mieć bardzo ważny powód.
Poczekał jeszcze pół godziny i wszedł do środka całkiem sam. Szedł powolnym krokiem w stronę odpowiedniej sali, jakby chciał odwlec to w czasie. Jakby wciąż wierzył, że to wszystko to jedynie żart i zaraz zza wieńca wybiegnie roześmiany Tae i go przytuli. Powie, że wszystko jest w porządku i już nigdy go nie zostawi. Nawet nie liczyłby na to, aby wybrał jego, a nie Hoseoka. Ważne by było, że żyje. Jest cały i zdrowy.
Jednak to nie mogło się nigdy stać i Jeon musiał w końcu oprzytomnieć. Widząc wielkie wieńce był wściekły, bo jego rodzice nie pozwolili mu kupić własnego. To był jego malutki, kochany Tae, który zasługiwał chociaż na tyle, jak mogli mu zabronić? Przeniósł wzrok na chyba największy z nich i już wiedział od kogo był. Hoseok. Przemknęło mu przez myśl i odwrócił wzrok.
-Dasz radę. W końcu jesteś Jeon. -westchnął ciężko i przeszedł przez próg. Wtedy wszystko w niego uderzyło. Nawet z tej perspektywy widział roześmianą buzię Tae na zdjęciu na końcu pomieszczenia. Do oczu napłynęły mu łzy i nie mógł się ruszyć na milimetr. Czuł, jak nogi się pod nim uginają, a ręce zaczynają trząść się jak szalone. Jego dłonie pociły się i ściskały nawzajem. Nie był już nawet w stanie wziąć białego kwiatka i położyć go przy zdjęciu. Chciał już stamtąd wybiec i wrócić jak najszybciej do domu. Tak mógłby zamknąć się w pokoju i zostać już na zawsze sam.
CZYTASZ
Secret
FanfictionPairingi: NamJin, YoonMin, VHope, TaeKook Gatunek: angst, lekki smut Opis: Co się stanie jeśli nie wszystko pójdzie tak jak powinno? Jin przystał na propozycję przyjaciół i będzie tego żałował do końca życia. Czy jego związek z Namjoonem przetrwa...