(A/N: Przeczytajcie, proszę, to, co jest pod rozdziałem.)
-Jesteś tego w stu procentach pewien? -dość przystojny i szczupły mężczyzna usiadł przy stole w kuchni. Miał na sobie idealnie skrojony i na pewno bardzo drogi garnitur. Spod niego wystawała błękitna koszula, a krawat od dobrych kilku minut leżał już na stole. Patrzył na syna zmartwionym i pełnym troski wzrokiem. Martwił się okropnie o niego, bo był jego pierworodnym. Jedyną pozostałością po zmarłej przedwcześnie żonie, a teraz? Teraz i on miał go zostawić.
Jednak nic się już nie dało zrobić. Za późno wykryto jego chorobę i w najlepszym razie został mu rok. Jego syn był dla niego wszystkim, choć tego nie potrafił dobrze okazać. Wziął dupę w troki i wyniósł się do Stanów po śmierci żony, jak jakiś tchórz. Nawet nie namawiał Namjoona, gdy ten nie chciał się zgodzić. Po prostu go zostawił jak zbędny balast.
-Tak. Nie chcę patrzeć jak moi przyjaciele cierpią z mojej winy. -usiadł obok niego. Wyglądał strasznie. Niczym wrak człowieka i nie chodziło już o chorobę. Bardziej martwił się swoimi stosunkami z Jinem. Ich długoletni związek, który tyle czasu budowali zakończył się w bardzo głupi sposób i Namjoon nie wiedział jak to wszystko naprawić.
Miał sam do siebie żal, że nie był w stanie przestać pomagać Hoseokowi chociaż na chwilę, żeby upewnić swojego ukochanego o swoich uczuciach. Chciał by był szczęśliwy i wiedział, że już zawsze tylko on będzie w jego sercu. Lecz teraz było już za późno i jedyne co mu pozostawało, to całkowite odcięcie się od tej rzeczywistości.
Zmiana otoczenia miała mu pomóc, a do tego dochodziła konieczność stałego nadzoru lekarskiego, a tego nie mógł już ukrywać. Nie chciał aby ktokolwiek z jego przyjaciół dowiedział się o jego chorobie, a proces hospitalizacji był całkowicie niemożliwy do przemilczenia. Dlatego zdecydował się wyjechać. Jinowi będzie o wiele lepiej bez niego, zwłaszcza, że ostatnio się tylko kłócą.
Wtedy, gdy Hoseok trafił do szpitala, też się posprzeczali. Nie wiedział jak to się stało, ale doprowadził do płaczu swojego byłego już chłopaka. Serce mu się krajało, gdy widział tą załzawioną twarz, ale nie mógł już z tym nic zrobić. Nie mógł go przeprosić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, bo przecież nie będzie. Już od dłuższego czasu nie było, więc dlaczego miałoby się to zmienić.
Czasami Namjoon myślał, czy wszystko przypadkiem się nie popsuło przez ten jeden, nieprzemyślany pomysł. Wtedy musiało się wszystko zacząć. Ich każdy najmniejszy problem, począwszy od małych załamań u Jungkooka, przez samobójstwo Taehyunga, kończąc na zniszczeniu psychiki Jimina. Swoją drogą to nadal nie znaleziono ani jego ani Yoongiego. Policja była bezsilna, bo obaj nie wizięli ze sobą praktycznie nic. Krąży już nawet przekonanie, że uciekli, żeby być razem, bo ich rodzice nie akceptowali ich związku. Większej bujdy Namjoon nigdy nie słyszał.
-Zarezerwuję nam lot w przyszłym tygodniu, żebyś mógł-
-Chcę lecieć jutro. -podniósł się z krzesła i przeciągnął się. Nie miał zamiaru spędzić tu więcej czasu niż to konieczne. Musiał jedynie porozmawiać ten ostatni raz z Jinem i wytłumaczyć mu, że tak będzie lepiej, że jemu będzie lepiej. Nie wiedział jeszcze jak to zrobi, ale musiał przebrnąć przez tą rozmowę bez poruszania tematu jego choroby, co będzie trudne. Jin dalej coś do niego czuł. Miłość tak szybko nie umiera i choć nie byli już razem, to starszy na pewno będzie chciał za wszelką cenę go zatrzymać przy sobie. -A teraz muszę iść porozmawiać z Jinem.
CZYTASZ
Secret
FanfictionPairingi: NamJin, YoonMin, VHope, TaeKook Gatunek: angst, lekki smut Opis: Co się stanie jeśli nie wszystko pójdzie tak jak powinno? Jin przystał na propozycję przyjaciół i będzie tego żałował do końca życia. Czy jego związek z Namjoonem przetrwa...