-Myślisz, że nas słyszy? -do sali szpitalnej weszła dość zgrabna, szczupła kobieta. Była ubrana jak pielęgniarka, więc za pewne nią była. Trzymała w dłoniach pliczek dokumentów przyczepiony do twardej podkładki. Widać było na jej twarzy, że gdy spojrzała na papiery, to nic kompletnie z nich nie rozumiała. -Cały czas jest nieprzytomny... -przeczesała kręcone blond włosy dłonią ozdobioną długimi, bordowymi paznokciami.
-Pewnie, że nie. Za dużo filmów się naoglądałaś. -zaśmiała się druga, która już siedziała na stołku przy oknie. Ta znowuż miała krótkie czarne włosy spięte w niewielki kucyk z tyłu głowy. Obie były ubrane w te pielęgniarkowe barchany, ale widać było na pierwszy rzut oka, że są dość zgrabne. -Siadaj. Tutaj nikt nas nie znajdzie. Biedak leży tu już od roku i ludzie przestali przychodzić.
-To dość okrutne, nie sądzisz? -blondynka usiadła na parapecie, opierając się plecami o szybę okna. - Jest dość młody, przystojny i... -założyła nogę na nogę. -.. na pewno ma jakąś dziewczynę. Jak mogła go zostawić w tak trudnej chwili? -dziewczyna zamyśliła się, a koleżanka nie odezwała się, by nie wybić jej z rytmu. Wiedziała, że przyjaciółce ciężko jest skupić się na czymś bardziej niż wcale, więc nie przerywała jej. -A co z przyjaciółmi? Myślisz, że miał tylko tych sześciu?
-Nie wiem, przecież go nie znam, ale jego rodzice zachowywali się, jakby tylko oni mu zostali. Jakby już więcej nikogo nie miał.
-Ach, czyli był jednym z tych przystojnych odludków, którzy trzymają się przez całe życie przy kilku znajomych. Kompletnie nie rozumiem takich ludzi. Teraz, gdy zdarzyły się te wszystkie rzeczy, to został sam, tak? Bo przecież oni wszyscy... Właśnie! Jak do tego w ogóle doszło?
-Nie znam zbyt wielu szczegółów, ale to ponoć było tak, że...
-Nie róbmy z tego próby samobójczej. -Jin zajął miejsce przy kierownicy i położył na niej dłonie. Był jedynym w ich grupce przyjaciół, który miał jakiekolwiek prawo jazdy. Autobus to oczywiście nie samochód, ale miał największe szanse, żeby ich nie pozabijać.
Wszyscy zaczęli krzyczeć i się śmiać, gdy pojazd ruszył. Z początku jechali dość powoli, lecz gdy kierowca poczuł się pewniej za kółkiem, przyspieszył do granic możliwości autobusu. Prawie wszyscy biegali po nim jakby oszaleli, skakali po siedzeniach i mazali po wszystkim farbami w sprayu. Jedynie jeden leżał na ostatnim siedzeniu i prawdopodobnie spał. Jego niebieskie włosy lekko podskakiwały, gdy autobus najeżdżał na jakieś przeszkody, ale on sobie z tego nic nie robił.
-Suga-hyung! -najprawdopodobniej najmłodszy z nich darł mu się do ucha, lecz i tak nie robiło to na nim wrażenia. Dlatego chłopak bardzo szybko odpuścił i dał się porwać zabawie.
Jechali teraz prosto w stronę wzgórza za ich rodzinnym miastem. Droga jednak z prostej powoli zaczęła się zmieniać w bardzo krętą. Jin nacisnął więc na hamulec, jednak nic to nie dało i przy pierwszym zakręcie musiał mocno skręcić, przez co wszystkimi szarpnęło. Chłopcy spojrzeli na niego, ale ten nie wiedział co się dzieje. "Hamulec nie działa..." drżał na samą myśl i cały czas próbował go wcisnąć, ale to było bezskuteczne. Przed nimi były kolejne zakręty, na których się ledwo wyrobił. "Jest dobrze, zwalnia... " odetchnął z ulgą, ale wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Strumyk, który powinien powoli płynąć pod mostem, przez deszcz wylał na ulicę i wpadli w poślizg.
CZYTASZ
Secret
FanfictionPairingi: NamJin, YoonMin, VHope, TaeKook Gatunek: angst, lekki smut Opis: Co się stanie jeśli nie wszystko pójdzie tak jak powinno? Jin przystał na propozycję przyjaciół i będzie tego żałował do końca życia. Czy jego związek z Namjoonem przetrwa...