Przeprowadzka

4K 165 10
                                    

Nina
Spakowałam już wszystkie swoje rzeczy, przez siedemnaście lat trochę się tego nazbierało. Tata wypożyczył busa żeby zabrać wszystko na raz. Ostatnie kartony lądowały w wielkim bagażniku. Będę tęsknić za tym miejscem, tutaj jest cisza, spokój i przede wszystkim ogromne lasy. Uwielbiam latać nad czubkami drzew, jestem ukryta przed wzrokiem ludzi spacerujących ścieżkami. Czuję wiatr w skrzydłach i słońce na skórze.
- Pośpiesz się, przed nami sześć godzin jazdy.- usłyszałam krzyk taty.
Tata dostał awans dlatego przeprowadzamy się ze spokojnego odludzia do dużego, brudnego miasta. Dobrze że jest chociaż przerwa między semestrami i nową szkołę zobaczę dopiero za dwa tygodnie. Już się nie mogę doczekać bycia "tą nową". Może nie jestem tutaj popularną laską ale mam paru dobrych kolegów i kilka bliskich koleżanek. Mam nadzieję że to nie prawda co mówią o dzieciakach z miasta, bo jeśli to takie snoby jak w opowieściach Klary to ja tam zwariuje.

6 godzin później
Oficjalnie mogę stwierdzić że nie czuje tyłka, ani pleców, ani moich biednych skrzydeł. Przez całą drogę mieliśmy jeden przystanek żeby rozprostować nogi. Gdy dotarliśmy i znaleźliśmy nasze miejsce parkingowe poszliśmy do taty który zaparkował busa koło windy i poszedł do dozorcy po wózek. Niestety trzeba było zrobić trzy rundki bo wózek nie był za duży, a potem rodzice stwierdzili że oni odprowadzą busa do punktu firmy z której go wypożyczyli a ja posegreguje pudła i po roznoszę je do odpowiednich pokoi. Na szczęście mama je podpisała.
W końcu mogę rozłożyć się na kanapie przed kominkiem. Jest dwudziesta, kurde, powinnam wypakować chociaż swoje rzeczy bo nie będę miała pod czym spać. Pół godzinki leżenia dobrze mi zrobi. Cieszę się że mieszkanie było umeblowane bo to by znacznie przedłużyło przeprowadzkę. Nawet tu przytulnie, może gdy znikną kartony a na ich miejscu pojawią się nasze rzeczy zrobi się bardziej domowo? Jest zdecydowanie więcej miejsca niż się spodziewałam. Pierwszym pomieszczeniem które zobaczyłam po wejściu był korytarz z szafką na buty, wieszakiem i wielkim lustrem. Pierwsze drzwi po lewej prowadziły do mojego pokoju, a drugie do łazienki. Za drzwiami po prawej znajduje się sypialnia rodziców, oni mają łazienkę do której można wejść wyłącznie przechodząc przez ich pokrój. Na końcu korytarza jest łuk łączący to pomieszczenie z salonem. Z niego można dostać się do kuchni lub wyjść na balkon. Czas się podnieś bo nie wyrobie się do północy. Rozpakowywanie zaczęłam od poukładania ubrań w szafie. Potem wrzuciłam bieliznę do szuflady na dnie. A między szufladą a wiszącymi ciuchami postawiłam buty. Z książkami, zdjęciami i pamiątkami poszło szybciej. Zapełniły regał stojący obok szafy. Przed ostatni karton to przybory szkolne. Wrzuciłam je do szafek biurka jak bądź. Na ten moment czekałam ostatnich parę godzin. Z ostatniego pudła wyjęłam pościel i przygotowałam łóżko. W międzyczasie wrócili rodzice i stwierdzili że oni rozpakują się rano. Zasnęłam gdy tylko zamknęłam oczy.

Tydzień później
Połowa ferii zleciała na rozpakowywaniu się, kupowaniu potrzebnych drobiazgów i sprzątaniu. Ostatni raz latałam tydzień temu, powoli zaczynam się robić nerwowa. Dzisiaj idę sprawdzić wyjście na dach. Jeśli mi się uda zrobię rundkę nad miastem. Jeśli nie, widziałam na mapie ogromne lasy daleko za miastem. Wtedy czekała by mnie godzinna jazda autobusem i kilku minutowy spacer by odejść od domów przy nim. Nasze lokum jest na dwunastym piętrze, a całość ma ich piętnaście. Włożyłam czarne jeansy, adidasy, szarą bluzę i granatowa kurtkę. W windzie założyłam czapkę, nie cierpię ich nosić. Wysiadłam na ostatnim piętrze i się rozejrzałam. Od razu zobaczyłam metalową drabinę przytwierdzoną do ściany i klapę nad nią. Bóg jednak mnie kocha, nie była przypięta kłódką. Sprawdziłam czy nikogo nie mi i szybko skierowałam się nią na dach. Najpierw spojrzałam w niebo, żadnych chmur, idealnie widoczna gwiazda północna. Wyjrzałam przez krawędzie budynku. Za trzema nie było widać nikogo, ale za czwartą chodzili ludzie. Na dole był bar i ludzie zaczęli się schodzić. Z tej wysokości wyglądali jakby mieli po pięć centymetrów. Oni mnie nie zobaczą, ale co z ludźmi z sąsiednich bloków? Teoretycznie są parę pięter niższe i gdybym wzbiła się szybko to powinno się udać. Niepokoił mnie jeszcze ten wiatr, wzbić się w powietrze będzie łatwo ale wylądować już nie. Chociaż bywało że robiłam to przy dużo gorszej pogodzie. Dam radę na pewno. Rozłożyłam moje białe skrzydła i zaczęłam szybko nimi poruszać. Po paru sekundach byłam już sto metrów nad budynkiem. Teraz czułam się bezpiecznie. Teraz czułam się wolną.

Skrzydlaci WojownicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz