prolog

490 16 32
                                    

- Och, ty musisz być Rosaline.

W wejściu do słabo oświetlonego studia przywitał mnie średniego wzrostu chłopak o azjatyckiej urodzie. Końcówki jego włosów były zielonkawe. Miał na sobie koszulkę jakiegoś zespołu, którego nie kojarzyłam. Ryan.

- Witaj, Watanabe. Rose wystarczy.

Spojrzał na mnie, jakby był zdziwiony, że wiem, kim jest. Przeszłam obok zamurowanego chłopaka i rzuciłam torbę na stolik.

- Chłopcy są w garderobie. Zaprowadzę cię - otrząsnął się, pokazując mi ręką drogę i zabierając mój bagaż, na co pokiwałam tylko głową.

- Więc jak to ma wyglądać? - spytałam po drodze.

- Ja się nie mieszam. Jestem tu od reżyserki, nagrania i zmontowania, ale to ich pomysły. To indywidualiści, nie dają sobie za dużo powiedzieć. Przygotuj się, że raczej będziesz musiała się dostosować.

- Ta, przywykłam do tego - mruknęłam.

Artyście nie jest łatwo pracować z artystą.

Otworzył mi drzwi i weszliśmy do pomieszczenia przesiąkniętego dymem papierosowym. Trzech chłopaków siedziało na kanapie w rogu pokoju popijając piwo.

- Chłopaki, to Rosema... Rose, wasza stylistka.

Trzy głowy odwróciły się w moją stronę i spojrzały z zaciekawieniem. Pierwszy z miejsca wstał blondyn, który zaczął iść w moim kierunku z szerokim uśmiechem.

- Miło cię poznać, Rose - powiedział, podając mi rękę.

- Ciebie również, Christian - odwzajemniłam gest i sama zmusiłam się do miłego uśmiechu. Od blondyna bił swego rodzaju pozytywny vibe.

Kolejny rękę podał mi chłopak z ciemną burzą nieuporządkowanych loków, Clinton. Mruknął tylko coś brzmiącego podobnie do "dzień dobry" i odsunął się do tyłu. Cieszyłam się w sumie, że nie silił się na zbędne grzeczności.

Chłopak z niecodzienną fryzurą ostatni podniósł się z kanapy. Podchodził powoli, lekko chwiejnym krokiem. Nie był to jednak pijany krok. Przypominał mi trochę Jacka Sparrowa. Po prostu miał taki styl bycia. Artysta.

Stanął przede mną i zmierzył mnie wzrokiem, poprawiając okulary na nosie. Strząsnął warkoczyki spadające mu na twarz i w końcu zdecydował się podejść.

- Mitchel - mruknął, patrząc badawczo w moje oczy.

- Wiem - prychnęłam, nie uciekając spojrzeniem. Nie byłam jedną z tych, które na głębsze spojrzenie od razu dostają ataku. Innej pewnie ugięłyby się już nogi, a serce wyskakiwałoby z klatki piersiowej. To tylko oczy, co jest takiego trudnego w utrzymaniu kontaktu wzrokowego przez chwilę? 

- Dobra, po kolei chłopaki. Christian, Mitchel, chodźcie ze mną, poustawiamy wszystko, a Rose zajmie się najpierw Clintonem - zarządził Ryan, przepuszczając rzeczoną dwójkę w drzwiach. Zanim je zamknął, szepnął do mnie ciche "powodzenia", na co się roześmiałam.

"Wyluzuj, Rose" pomyślałam. "Zmień nastawienie, uśmiechaj się, bądź pozytywna, będzie ci dużo łatwiej". Tak naprawdę cytowałam swoją mamę. Narzekała, że brak we mnie życia. Że nie mam w sobie za grosz empatii. Mówiła, że jestem zamknięta, odpycham ludzi, będąc opryskliwa.

Nie kłóciłam się z nią. Wiedziałam, że tak było. Ktoś próbował być dla mnie miły, a ja odpryskiwałam sarkazmem. Wiele razy przeszło mi przez myśl, że nie polubiłabym siebie, gdybym była kimś z zewnątrz.

Często uważałam to jednak za swoją mocną stronę. Dzięki temu nie wchodziłam w żadne zbędne relacje, które pewnie skończyłyby się tylko ze szkodą dla mnie. Nie potrzebowałam grona wielbicieli wokół siebie. Byłam niezależna. Byłam silna. 

Coś mnie złamało, gdy powiedziałam mamie o moich planach na przyszłość. Od zawsze interesował mnie makijaż, fryzjerstwo, projektowanie strojów. Tak bardzo chciałam połączyć to ze swoją ogromną pasją, jaką była muzyka. Wtedy to znalazłam zawód idealny dla siebie - stylista na planie teledysków. 

Wyznałam to mamie, a ta spojrzała na mnie, nie ukrywając zdziwienia. Usłyszałam jej głos "to oznacza, że będziesz pracowała z ludźmi, Rosie. To nie jest proste. Będziesz musiała się otworzyć."

Nie powiem, że ten dzień diametralnie zmienił moje życie. Nie zaczęłam rozmawiać z przypadkowymi przechodniami z dnia na dzień. Nadal byłam oschła dla ludzi ze szkoły. Obiecałam sobie jednak, że jeśli będzie mi zależało, to zbiorę się w sobie. A przed tym, postaram się, żeby zależało mi częściej.

Kiedy więc weszłam do studia rano i przyłapałam się na wywołaniu mało pozytywnego pierwszego wrażenia, spoliczkowałam się mentalnie. Dostałam pracę na planie teledysku zespołu, który śmiało mogłam nazwać jednym z ulubionych. Gdy otrzymałam ofertę, skakałam po mieszkaniu, piszcząc z radości. Co się więc stało z tą radością, gdy tu weszłam?

Zostałam w pomieszczeniu sama z Clintonem, który patrzył na mnie oczekująco. "Jesteś tu, naprawdę tu jesteś, wykorzystaj to" powiedziałam sobie w myślach, biorąc głęboki oddech. 

Czas nie być takim obojętnym... chociaż na chwilę. Dla tych ludzi chyba warto.

*

Nie mogłam nie zacząć tego pisać po sobocie... to swego rodzaju terapia depresji po koncertowej haha
To naprawdę przecudowni ludzie believe me...

W oczekiwaniu aż wrócą do nas i będę mogła znowu ich przytulić, gonić mitty'ego aż za autokar i "robić warkoczyki" do zdjęcia, wyleję swoją miłość tutaj.
Ily'all

*

numb to the feeling | mitchel cave [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz