dwunasty

164 14 17
                                    

rosaline

Czas jakby stanął w miejscu. Czułam łzy napływające do moich oczu, kiedy uderzałam go po policzkach i szeptałam desperacko, żeby się obudził. Osunęłam się na ziemię. Widziałam, jak mama kończy rozmowę z pogotowiem i podbiega do niego. Clinton z trudem wstał i pomógł jej przenieść go na podłogę. Coś mówili, ale nic do mnie nie docierało. Mama przystąpiła do resuscytacji. Christian również podniósł się na nogi, stając obok Clintona. Nie wiem, który z nich pomógł mi wstać. Podtrzymywaliśmy się nawzajem i przyglądaliśmy z napięciem, jak mama próbuje przywrócić Mitchelowi oddech. 

Karetka przyjechała wyjątkowo szybko, chociaż dla mnie i tak była to wieczność. Ratownicy wparowali do środka. Dwóch od razu podeszło do Mitchela, podpinając defibrylator, a trzeci zadawał nam pytania, na które odpowiadał głównie Christian. Ja tylko wpatrywałam się tępo w bezwładne ciało na podłodze.

Podskoczyło, gdy przeszedł przez nie prąd. Uderzyli go defibrylatorem jeszcze dwa razy.

Poczułam przeogromny ciężar spadający ze mnie, kiedy otworzył oczy i wziął głęboki, spragniony powietrza oddech. Chciałam do niego podbiec, ale mama złapała mnie, przytulając do siebie. Stałam więc i płakałam w jej ramię.

Błądził ospałym wzrokiem po twarzach ratowników. Patrzyłam, jak wkładają go na nosze i wynoszą z pomieszczenia. Niewiele myśląc poszłam za nimi. Nie zwracając uwagi na nikogo weszłam do karetki. Usiadłam obok niego, łapiąc go za rękę, kiedy ratownik podpinał go do kroplówki. Miał zamknięte oczy, ale widziałam unoszącą się klatkę piersiową, co w małym stopniu dodawało mi otuchy.

Słyszałam odgłos syreny. Jeden z ratowników ciągle stał przy nim i coś sprawdzał. Całą drogę ściskałam kurczowo jego dłoń.

Ledwo nadążałam biec za ratownikami, którzy zanosili go do środka szpitala. Jeden w końcu podszedł do mnie i mnie zatrzymał, mówiąc, że muszą go gdzieś zabrać, i że nie mogę tam wejść. Usiadłam więc na plastikowym krzesełku stojącym pod ścianą i ukryłam twarz w roztrzęsionych dłoniach. Próbowałam uspokoić oddech, kiedy usłyszałam swoje imię. Podniosłam wzrok i zobaczyłam na korytarzu mamę z Clintonem i Christianem. Podbiegli do mnie, mama siadając obok mnie i obejmując ramieniem, chłopcy stając i rozglądając się nerwowo.

- Zabrali go gdzieś - wyjąkałam. Clinton usiadł na ziemi po drugiej stronie korytarza, splatając dłonie na karku i patrząc się w sufit. Christian chodził w kółko. Mruczał coś pod nosem, jednak jedyne co wyłapywałam to "kurwa" i "dlaczego". 

Po jakimś nieokreślonym czasie, który wydawał mi się co najmniej godziną, lekarz wyszedł z sali. Wszyscy zerwaliśmy się na nogi.

- Jesteście jego rodziną? - spytał, patrząc na nas podejrzliwie.

- Ja jestem - powiedział Clinton, podchodząc do niego bliżej.

- Proszę za mną - rzucił lekarz, po czym zaprowadził go do gabinetu obok. Usiedliśmy z powrotem i czekaliśmy w napięciu na jego powrót. 

Wyszedł po kolejnej zdecydowanie zbyt długiej chwili, kiwając coś jeszcze głową na słowa lekarza. 

- Mówi, że jest w ciężkim stanie, ale miał sporo szczęścia. Zrobią mu płukanie żołądka i zostawią na obserwacje. Kazali nam iść do domu, będziemy mogli go zobaczyć rano.

- Chodźmy, Rose. Nie ma sensu tu siedzieć - szepnęła mama, jakby już wiedząc, że wcale nie chcę się stamtąd ruszać. Zostawienie go teraz wydawało mi się okropnie niewłaściwe. Kras pomógł jej jednak podnieść mnie z siedzenia i zaprowadzili mnie do samochodu. Mama prowadziła, Clinton obok niej, a ja siedziałam z tyłu wtulona w ramię Krasa. Nikt nie odzywał się całą drogę, nie słuchaliśmy radia. Słychać było tylko ciężkie oddechy chłopaków i moje pochlipywanie. 

numb to the feeling | mitchel cave [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz