mitchel
Nie mogłem spać tej nocy. Czułem się już naprawdę dobrze i marzyłem tylko o tym, żeby wrócić do domu. Aż mnie skręcało na myśl, że mam tu zostać jeszcze jedną noc.
Nie myślałem o tym, kiedy ona tu była. Szpitalna rzeczywistość zaczynała mi dokuczać z momentem, kiedy ona wychodziła.
Z jednej strony zżerały mnie wyrzuty sumienia, że pochłaniam tyle jej czasu. Nie miała ani chwili dla siebie, od razu po pracy przychodziła do mnie i siedziała tu do późna. Z drugiej strony nie byłem w stanie jej powiedzieć, żeby nie przychodziła, albo żeby chociaż wróciła do siebie wcześniej. Byłem cholernie samolubny, ale nie chciałem zostawać bez niej.
W piątek przyszła jak zwykle koło trzeciej. Totalnie zaparło mi dech w piersiach, kiedy pojawiła się w drzwiach.
Z początku jej nie poznałem. Potraktowała moje słowa zupełnie poważnie. Jej włosy były granatowe na odrostach, żywo niebieskie w całości z zielonkawymi końcówkami. W dodatku miała je wyprostowane, przez co wyglądały na jeszcze dłuższe niż zawsze. Siedziałem na łóżku, starając się pozbierać swoją szczękę z podłogi, kiedy ona weszła do środka z szerokim uśmiechem.
- I jak? - spytała, zarzucając włosami jak modelka w reklamie szamponu, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Cudownie... - mruknąłem, wpatrując się w nią. Chyba zapomniałem mrugać. Zauważyłem tylko, jak się rumieni. - Poważnie, świetnie ci w tym kolorze... W tamtym też było ci świetnie, ale teraz... - zaplątałem się, powodując u niej kolejny wybuch śmiechu, tym razem trochę nerwowego. - Po prostu ci ślicznie. Zawsze - podsumowałem i chyba nie tylko jej twarz była teraz czerwona.
- Dziękuję - prawie szepnęła.
- Rose, co za zmiana! - usłyszeliśmy nagle Krasa, który wszedł do środka, obejmując ją. - Świetnie wyglądasz!
Po chwili w pomieszczeniu pojawili się też Clinton, Ryan, a nawet Jesse i Pat. Zrobiło się naprawdę ciasno i czuję, że dostalibyśmy niezły opierdol, gdyby ktoś teraz wszedł. Postanowiłem jednak o to teraz nie dbać. Rozmawiałem o niczym z Jessem i Patem, których nie widziałem, odkąd trafiłem do szpitala, podczas gdy Ryan i Clinton odpalali laptop i załadowywali teledysk do YouTube, a Christian z Rose puszczali tajemnicze zapowiedzi na mediach społecznościowych, powodując najpewniej burzę w fandomie.
W końcu wszystko było gotowe. Ryan położył laptop na moich kolanach i wszyscy zebrali się dookoła mojego łóżka.
- Niech świat zobaczy nasze dzieło - wyrzekł Clinton oficjalnym tonem, o który nigdy bym go nie posądził. - Na trzy cztery! Trzy, czte-RY!
Symbolicznie nacisnęliśmy razem przycisk i po chwili ładowania ujrzeliśmy komunikat, że film został opublikowany. Gratulowaliśmy sobie co najmniej jak ekipa z NASA, która sprowadziła statek na ziemię.
- No to poszło - odetchnęła Rose, opierając się o ramę łóżka.
- Pokochają ten teledysk - zapewniłem ją, łapiąc za dłoń, widząc, że była trochę zestresowana.
Po chwili w końcu znów było czym oddychać, bo w pomieszczeniu została ze mną tylko Rose i Christian, z którym oglądaliśmy pierwsze reakcje fanów.
- Rose, patrz, ktoś pyta o bluzy! - zauważył nagle Christian. Faktycznie, ktoś na twitterze pytał, czy bluzy, które mają na sobie Clinton i Kras są z oficjalnego merchu. Wpis zyskiwał coraz większą popularność. Rose wpatrywała się w ekran z niedowierzaniem. - Pamiętasz o mojej propozycji, prawda? - uniósł brew.
- Jakiej propozycji? - spytałem zaskoczony. - Czemu zawsze o wszystkim dowiaduję się ostatni? - wypaliłem, wywołując u nich śmiech.
- Stwierdziłem, że Rose mogłaby dla nas projektować merch - oznajmił Kras.
- Wykopać Clintona z roboty? - zaśmiałem się, ale w rzeczywistości uważałem, że to naprawdę dobry pomysł. Mieliśmy mało merchu, a jej projekty były świetne.
- Mam w sumie jeden taki projekt... mogę wam podesłać.
- A gdzie to masz? - spytałem.
- W domu, na laptopie... - odparła, niepewna, po co pytam.
- To mi pokażesz jak przyjdę - powiedziałem bez zastanowienia. Wytrzeszczyła oczy i zamrugała kilka razy, zanim mruknęła ciche "okay".
Pod wieczór poszliśmy na mój pierwszy podczas pobytu tutaj tak długi spacer. Dotychczas najwyżej przeszliśmy się korytarzem kilka razy w tę i z powrotem. Dziś udaliśmy się na plac. Dostałem od niej kuksańca w bok, gdy nazwałem go spacerniakiem, ale naprawdę nie mogłem znaleźć w głowie lepszej nazwy.
Nie wiedziałem, że przez tak krótki czas można tak stęsknić się za świeżym powietrzem. Gdy wiatr rozwiał moje rozczochrane, rozpuszczone teraz całkowicie włosy, jeszcze bardziej poczułem, że chyba nie usiedzę w szpitalnym łóżku ani chwili dłużej.
Widziałem ten plac ze swojego okna i zazwyczaj było tu sporo ludzi, jednak teraz, gdy robiło się już ciemno, byliśmy sami, nie licząc dwóch czy trzech osób na ławkach pod budynkiem.
- No to jutro w końcu wychodzisz - zauważyła Rose, chcąc jakoś zacząć rozmowę.
- Nareszcie. Odliczam minuty do tej chwili.
Zaśmiała się lekko. Chodziliśmy w kółko, wpatrując się w ziemię z rękami w kieszeniach.
- Mam ochotę zapalić - mruknąłem.
- Myślę, że raczej nie patrzyliby na to dobrze, zważając na nasze aktualne położenie - zaśmiała się, patrząc wymownie na wielkie znaki "zakaz palenia" dosłownie za każdym rogiem. - Poza tym, nasze wspólne palenie zazwyczaj kończyło się... sam wiesz jak.
- Wiem - westchnąłem. - Ale mimo wszystko lubię z tobą palić. - rzuciłem nagle, stając i odwracając się tak, by na nią spojrzeć. - Ogólnie lubię spędzać z tobą czas, Rose - wyznałem, wypluwając słowa, jakby od dawna cisnęły mi się na usta, ale bałem się je wypowiedzieć. Zrobiła duże oczy. Widziałem, jak jej twarz nabrała rumieńców, a na usta wkradł się nieśmiały uśmiech.
- Ja też, Mitty - odparła.
Wróciliśmy w ciszy, a mi wydawało się, że coś zjada mnie od środka. Jakbym nie powiedział wszystkiego.
Aż do jej odjazdu czytaliśmy komentarze pod teledyskiem. Widziałem jej radość. Była szczęśliwa, że była jego częścią. Choć niewidoczną, to tak ważną.
Jutro wypisywali mnie z rana. Nie było sensu, by przychodziła. Wiedziałem, że muszę dać jej odetchnąć. Obiecałem więc, że odezwę się do niej po weekendzie. Cholera, jak ja miałem przeżyć te dwa dni?
Przytuliła mnie ostatni raz, życząc dobrego snu, po czym zostawiła mnie samego z natłokiem myśli.
To wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko. Znamy się tydzień. Bardzo intensywny tydzień. Za dużo się wydarzyło. Stres, strach, radość, ekscytacja... tyle emocji, które stworzyły mieszankę wybuchową. W tym wszystkim znalazła się ona, a ja już dostaję na głowę.
Muszę odpocząć. Ochłonąć. Tak, zdecydowanie. Uzależniłem się od jej obecności i tyle. Czas na odwyk. Przecież nic nas nie łączy.
No, prawie.
CZYTASZ
numb to the feeling | mitchel cave [PL]
Fanfiction'Byłam zupełnie niepoukładanym psychicznie ciężarem. Nie chciałam zbliżać się do nikogo. Nie chciałam przenosić swoich żali na innych. Po co przytłaczać sobą kogoś, skoro równie dobrze mogę być z tym sama? To tylko jedna uszkodzona jednostka zamiast...