dwudziesty pierwszy

147 12 37
                                    

mitchel

- Wszystko w porządku? - spytałem, widząc, że jest jakaś przygaszona. Położyłem rękę na jej udzie, nie odrywając wzroku od drogi.

- Tak, tak... po prostu... dziwnie się tam czułam - wyznała.

- Nie dogadałaś się z Domem? - zdziwiłem się. Dom był moim dobrym znajomym, chociaż znaliśmy się dość krótko. Był bardzo zabawny... ekspresyjny, może trochę nadto wylewny... ale ciepły i wspierający.

- Powiedzmy że było mi tam dość... niekomfortowo - wydukała, otwierając mi oczy.

- Zarywał do ciebie? - wypaliłem, niewiele myśląc. 

- Och, umm... chyba - mruknęła. - Nie wiem, może nadinterpretuję, ale źle się z tym czułam - zaczerwieniła się. Mimo woli uśmiechnąłem się. Czuła się z tym źle, bo czuła się moja.

- Jakby jeszcze kiedykolwiek się narzucał, to daj znać, a pokażę mu jego miejsce, okay? 

- Okay - odetchnęła. Wykorzystałem to, że staliśmy akurat na światłach, i cmoknąłem ją w policzek. 

Zajechaliśmy na miejsce. Było trochę po osiemnastej. Zyskałem nadzieję, że nie będzie jej się już opłacało wracać do domu na noc i zostanie...

Otworzyłem drzwi, szarmancko przepuszczając ją w progu. Zawsze chichotała pod nosem, gdy robiłem takie dżentelmeńskie gesty. 

- Rose? Co za niespodzianka! - zastygłem, słysząc głos Christiana.

- Kras? Mówiłeś, że idziesz z Ryanem... 

- No tak, miałem iść, ale jakoś słabo się poczułem... ciśnienie - złapał się za głowę. 

- Okay, to leż, czy coś, my idziemy na górę - rzuciłem tylko, kładąc rękę na jej talii, by dać znak, żeby szła. Kras nagle zrobił minę, jakby go oświeciło, gdy to zobaczył. Widziałem, jak uśmiecha się sugestywnie pod nosem.

- Ta... nie będę wam przeszkadzał - zaśmiał się głupawo, odwracając się na pięcie i wracając do salonu. 

Przewróciłem tylko oczami, prowadząc ją na górę.

- Nie mówiłeś im? - spytała nieśmiało.

- Chciałem to zrobić jakoś ładnie dzisiaj wieczorem. Mieli oboje wrócić później. Cóż, Christian dostał spojler - prychnąłem, na co mi zawtórowała. Weszliśmy do mojego pokoju, a ja upewniłem się, że zamknąłem drzwi. Położyła swoją torbę w kącie i usiadła na brzegu łóżka. Podszedłem bliżej, stając tuż przed nią. Podniosła głowę, by spotkać mój wzrok. 

- Cały dzień na to czekałem - mruknąłem tylko, zanim nachyliłem się i wpiłem w jej usta. Podparła się rękami od tyłu, gdy na nią naparłem. Nie zelżałem jednak nacisku, więc po chwili opierała się tylko na łokciach, a zaraz już leżała, z moimi dłońmi po obu stronach głowy. Czułem, jak jej serce bije dokładnie tak samo szybko jak moje. Nieśmiało zaczęła błądzić dłońmi po moich plecach. We wszystkim, co robiła, była tak delikatna. Jakby niepewna, czy robi dobrze. Nie dziwiłem się jednak, bo wiedziałem, że nigdy wcześniej tego nie robiła. Czułem się wyjątkowy wiedząc, że odkrywa te rzeczy ze mną.

Uśmiechnąłem się przez pocałunek, chcąc dać jej znać, że aprobuję jej ruchy. Chcąc ją zachęcić, żeby kontynuowała. Przerwaliśmy, by złapać oddech.

- Przepraszam cię, jestem taka niezdarna... - jęknęła, czerwieniąc się.

- Jesteś idealna - zapewniłem, gładząc ją po policzku. Uśmiechnęła się smutno, jakby nie do końca mi wierzyła. - Naprawdę. Jesteś taka delikatna, niewinna... niesamowita - wyznałem.

- Nauczę się wszystkiego - obiecała. 

- Kiedyś musi być ten pierwszy raz, prawda? - mruknąłem, na co pokiwała głową. 

Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Jeszcze przed chwilą miałem zamiar wstać i wymyślić jakieś zajęcie, ale coś nie pozwalało mi się ruszyć. Widziałem jej spojrzenie, niepewne, ale pragnące więcej. 

- Pamiętaj, że z niczym cię nie pospieszam - powiedziałem, nadal wisząc nad nią. Pokiwała głową. Zobaczyłem w jej oczach ulgę. - Po prostu dasz mi znak, jak będziesz gotowa.

Chciałem jej. Tak ciężko przeszło mi to przez gardło, bo najchętniej wziąłbym ją tu i teraz. Ale doskonale rozumiałem, że nie mogłem. 

Z każdą dotychczasową partnerką lądowałem w łóżku najpóźniej po dwóch dniach. Taki rodzaj relacji był dla mnie zupełnie nowy. I chociaż ciężko było się pozbyć starych nawyków, to wydaje mi się, że to było dobre. Nauczyłem się patrzeć na nią jak na kobietę, przede wszystkim przyjaciółkę, a dopiero potem coś więcej, a nie jak na kolejny cel do zaliczenia. Musiałem wyprzeć swoje zwierzęce zapędy. Rose uczyła mnie, jak być człowiekiem. 

Chciałem być ostrożny, ale znowu nie na tyle, żeby nie korzystać z tego, że ją mam. Uczyłem się cierpliwości. 

W moim sercu kwitła nadzieja, że to zaowocuje. To prawda, z poprzednimi lądowałem w łóżku szybko, ale równie szybko znikały z mojego życia. Nie zniósłbym jej zniknięcia. Zrobię wszystko, by zatrzymać ją przy sobie. Cmoknąłem ją tylko w czoło, po czym sturlałem się na bok, kładąc obok niej. 

Nie wiem, ile tak leżeliśmy, wpatrując się w sufit, wsłuchując się tylko w swoje równe oddechy, Jedyny ruch, jaki wykonywałem, to rysowanie okręgów kciukiem na jej dłoni. Odwróciłem głowę w jej stronę. Miała na twarzy błogi uśmiech, zamknięte oczy. Dotychczas mogłem poczuć, że była spięta. Teraz zupełnie się rozluźniła. Uśmiechnąłem się. Niczego nie chciałem bardziej niż tego, żeby czuła się przy mnie komfortowo. 

- Głodny jestem - wypaliłem nagle, powodując, że się roześmiała.

- Wiesz, ja też - odparła. Nie wiedziałem, że takie słowa mogą tak ucieszyć. 

- Zamawiamy coś czy gotujemy?

- Popisz się - parsknęła. - Umiesz zrobić coś oprócz jajecznicy? - uniosła brew. 

- No wiesz co - udałem obrażonego. - Zaraz zobaczysz, jaki ze mnie masterchef! - zerwałem się z łóżka. Ona też wstała, ciągle się śmiejąc, i zeszliśmy razem na dół. Zajrzałem najpierw do salonu.

- Kras? Trzymasz się? - spytałem, widząc tylko trochę jego rozczochranych włosów wystających spod kokonu z koca. 

- Taa - usłyszeliśmy głęboki pomruk.

- Chcesz trochę... eee... czegokolwiek ugotuję?

- Jestem tak głodny, że mogę zjeść wszystko, nawet coś, co wyjdzie spod twojej ręki - powiedział, wystawiając głowę, na co chwyciłem leżącą na fotelu poduszkę i rzuciłem w niego. 

- Nadal boli mnie głowa! - oburzył się.

- A mnie teraz boli serce - powiedziałem śmiertelnie poważnie, kładąc rękę na ramieniu przyglądającej się scenie Rose i prowadząc ją do kuchni. 

- Więc... co szef kuchni poleca? - spytała, siadając na wyspie kuchennej, kiedy zacząłem przeglądać szafki.

- Hmm... mamy makaron... - wyciągnąłem paczkę z szafki. - Cholera, przeterminowany - westchnąłem, wyrzucając paczkę do kosza. Ona przyglądała mi się tylko, machając nogami, z uśmiechem nieopuszczającym jej twarzy. 

- Gdzieś tu był ryż... - mówiłem, nie wiem czy bardziej do siebie, czy do niej, grzebiąc w kolejnej szufladzie. Nie zdziwiłem się aż tak bardzo, kiedy znalazłem pusty karton. Przyzwyczaiłem się do takich niespodzianek, żyjąc w jednym domu z Clintonem i Christianem. 

- Wiesz co, może jednak coś zamówimy? 


numb to the feeling | mitchel cave [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz