trzynasty

169 13 27
                                    

rosaline

Zobaczyłam go przez szybę. Ugięły mi się nogi. Wyglądał tak słabo. Był blady, niemal jakby przezroczysty. Topił się w szpitalnym, jasnym ubraniu. Wokół niego plątało się mnóstwo rurek i kabelków. 

- Możecie po kolei wejść do niego na chwilę. Sugeruję brata pierwszego - odezwał się doktor, odchodząc. Clinton spojrzał na nas, jakby szukając aprobaty. Kras kiwnął tylko głową, na co tamten westchnął ciężko i wszedł do pomieszczenia. 

Patrzyłam na nich z dłonią na szybie. Widziałam, jak Clinton nachyla się nad nim, by go objąć, a on z trudem podnosi rękę. Usiadł przy jego łóżku tak, że nie widziałam ich twarzy. Clinton tylko kręcił głową co chwilę. Wyszedł po kilku minutach, przecierając twarz dłonią. Nie wiedziałam, czy jego oczy są załzawione przez zmęczenie czy przez to, że płakał. 

- Rose, idź, on chce pogadać z tobą - rzucił Clinton, nie patrząc na mnie, siadając ciężko na krześle. Zadrżałam. Mama położyła mi rękę na plecach, zachęcając gestem, bym weszła.

Podeszłam do jego łóżka na miękkich nogach. Odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się smutno. Odwzajemniłam uśmiech, czy raczej dziwny grymas, siadając koło niego. Położyłam dłoń na brzegu łóżka, a on zaraz znalazł ją i złapał. Jego była zimna, słaba i drżąca. Patrzyłam w jego mgliste, błękitne tęczówki, nie wiedząc co powiedzieć.

- Jak się czujesz? - zadałam chyba najgłupsze pytanie, jakie mogłam.

- Słabo. To całe płukanie żołądka było okropne. Wszystko mnie boli, szczególnie głowa - odparł słabym głosem.

Pokiwałam smutno głową, patrząc na niego ze współczuciem. 

- Dziękuję - odezwał się nagle. - Clinton opowiedział mi, co się stało. Ja nie pamiętam nic od momentu, kiedy ta dziwna dziewczyna podbiła do nas w klubie. Nawet nie wiem, czego mi tam dorzuciła, nie mówili mi. Ale to chyba była niezła mieszanka - parsknął. - Przecież ile razy już brałem, a nigdy mnie tak nie ścięło. Wiem tylko, że gdybym tam został, to nie byłoby ze mną dobrze. Zawdzięczam ci życie, Rosie - mruknął, ściskając mocniej moją dłoń. Walczyłam, żeby się nie rozpłakać. 

- Nie wiem, co powiedzieć. Cieszę się, że cię uratowałam - zaśmiałam się przez łzy. - Chociaż wolałabym nie musieć tego robić.

- Nigdy ci tego dostatecznie nie wynagrodzę - kontynuował. 

- Dobra, bo się rozkleję - powiedziałam w końcu, śmiejąc się, by nie zacząć płakać. - Kiedy cię wypuszczą?

- Mówili, że co najmniej do piątku muszę zostać na obserwacje. Kroplówki i te sprawy - westchnął.

- Czyli wygląda na to, że teledysk wypuścimy z twojego szpitalnego łóżka - zauważyłam.

- Cholera, racja - mruknął.

- Kras czeka, żeby z tobą pogadać. Przyjdę do ciebie po pracy, jeśli chcesz - rzuciłam, podnosząc się z siedzenia.

- Jasne, że chcę. Będę czekać - powiedział, ostatni raz ściskając moją rękę, zanim ją puścił.

- Trzymaj się, Mitty - uśmiechnęłam się lekko, wychodząc z pokoju. 

Poczekaliśmy, aż Christian z nim pogada. Na koniec moja mama weszła do niego jeszcze na chwilę. Widziałam przez szybę, jak go obejmuje i gładzi po włosach, zapewne wypytując, jak się czuje. Jakieś ciepło rozlało się w moim sercu na ten widok. 

Przed dziewiątą wróciliśmy do domu. Clinton został w szpitalu z Mitchelem, a Kras wrócił do nas, żeby zgarnąć ich rzeczy. Miał wrócić do domu autobusem, a potem przyjechać do szpitala samochodem. Mama szła do pracy na dziewiątą, więc szybko przebrała się i wyszła z domu.

Miałam jeszcze czterdzieści minut do autobusu, więc poszłam wziąć prysznic, którego nie wzięłam wczorajszego wieczora. Dłuższy czas po prostu stałam, pozwalając wodzie lać mnie w twarz, co minimalnie pozwoliło mi uciszyć myśli.

Całe szczęście pracowałam tylko na pół etatu. Praca w salonie fryzjerskim była bowiem w założeniu jedynie do dorobienia. Głównie zarabiałam na zleceniach, takich jak to ostatnio.

W autobusie włożyłam słuchawki do uszu, ale nie mogłam się zdecydować, co puścić. Ostatnimi czasy nie słuchałam prawie niczego oprócz Chase, a teraz wydawało mi się to tak nieodpowiednie. Nie potrafiłam teraz słuchać jego głosu. Widziałam tylko jego słabe ciało na łóżku szpitalnym. Jechałam więc ze słuchawkami, ale w ciszy.

Miałam dziś tylko jedną klientkę i kilku klientów. Cieszyłam się w sumie, bo dobrze się czułam jako męska fryzjerka. Podcinałam właśnie jednemu brodę, kiedy telefon w mojej kieszeni zawibrował. Zignorowałam to początkowo, nie przerywając sobie pracy, jednak gdy po chwili zaczął wibrować drugi raz, przeprosiłam na chwilę mężczyznę i pobiegłam na zaplecze.

Wstrzymałam powietrze, widząc numer Christiana i szybko odebrałam.

- Coś się dzieje? - wypaliłam od razu, obawiając się złych wieści.

- Wszystko pod kontrolą - zdziwiłam się, słysząc głos Mitchela.

- Mitty? - wypaliłam odruchowo.

- We własnej osobie - parsknął. - Nie przeszkadzam ci?

- Nie, coś ty - skłamałam. Wewnętrznie byłam już gotowa na ochrzan od klienta.

- To dobrze. Mam sprawę. Kras chyba zostawił u was mój telefon. Mogłabyś po pracy zobaczyć, czy go tam nie ma, i go potem przywieźć? - spytał.

- Jasne, nie ma problemu - odparłam, oddychając z ulgą.

- Dziękuję, do zobaczenia - powiedział, rozłączając się.

Skończyłam klienta, po czym jeszcze jednego i trochę po czternastej wyszłam na autobus. Weszłam do domu, od razu udając się do salonu, by poszukać telefonu Mitchela. Znalazłam go pod ławą. Musiał mu wypaść z kieszeni.

Zrobiłam sobie szybkie smoothie i wypiłam szklankę, po czym znów udałam się na przystanek.

Mimowolnie biegłam od przystanku aż do drzwi sali, w której leżał.

Teraz siedział z nim Christian. Robili coś razem na jego telefonie. Rozejrzałam się i, nie widząc w pobliżu nikogo z personelu, kto mógłby się doczepić do nadmiaru gości, weszłam do środka. Uśmiechnęli się na mój widok. Mitchel był już w półsiedzącej pozycji i wyglądał lepiej niż rano, choć nadal słabo.

- Właśnie puściliśmy wiadomość, że Mitchel jest w szpitalu - powiedział Kras, jakby tłumacząc mi się, dlaczego siedzą nad telefonem. - Nie podaliśmy powodu, ale fani są kochani.

- Gdyby życzenia powrotu do zdrowia działały, to cholera, byłbym najzdrowszym człowiekiem na ziemi - zaśmiał się Mitchel.

- O dziwo jeszcze nikt nie robi głupich żartów - zauważył Christian.

- To kwestia czasu, nie znasz tych dzieciaków? - prychnął.

- Teraz możesz je kontrolować sam - powiedziałam, podając mu telefon.

- Dziękuję - odetchnął. - Stęskniłem się już za twitterem.

- Ja chyba pójdę znaleźć Clintona, miał iść po jedzenie i zniknął - stwierdził Kras. - Rose, przynieść ci coś?

- Nie, dzięki, jadłam - odparłam, postanawiając zostawić szczegół, że moim posiłkiem była tylko szklanka smoothie dla siebie.

- Okay, to lecę - oznajmił, wychodząc.

- I jak? - zaczęłam, kiedy zostaliśmy sami.

- Nadal się czuję okropnie. Dawali mi jakieś leki, dziwne napoje. I mają tu naprawdę niedobre jedzenie. Oprócz tego chyba nie jest źle. Chłopaki siedzieli ze mną cały czas. A teraz przyszłaś ty, to już w ogóle nie mam na co narzekać.

*

Przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale godzina publikacji mówi sama za siebie haha

numb to the feeling | mitchel cave [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz