trzydziesty czwarty

107 5 19
                                    

rosaline

Nie dzwonił od trzech dni. 

Mało tego. Nie odpisywał.

Większość czasu udawało mi się o tym nie myśleć. Siedziałam z mamą w szpitalu, biegałam po zakupy, a w domu pracowałam nad projektami. Dominic poprosił mnie o zaprojektowaniu merchu dla siebie. Zgodziłam się. Nie byłam jednak pewna, czy robi to dlatego, że naprawdę tego chce, czy żeby mnie czymś zająć. 

Nie wiedziałam, co się dzieje. Mitchel nie dawał znaku życia, zniknął z social mediów. Martwiłabym się, że coś im się stało, ale inni funkcjonowali jak gdyby nigdy nic. Widziałam go na nagraniach fanów i zastanawiałam, dlaczego nagle zniknął. 

Nie chciałam dobijać się do chłopaków. Stwierdziłam, że pewnie po prostu jest zajęty albo ma inny ważny powód. Coś w środku wzbudzało we mnie jednak ogromny niepokój. 

Przede wszystkim tęskniłam. Tak okropnie tęskniłam. Przez ostatni czas miałam go przy sobie 24/7, a teraz nie słyszałam jego głosu od ponad 72 długich godzin.

Potrzebowałam go teraz. Nie pomyślał o tym? Naprawdę, bo zabieganym dniu pełnym niepokoju przy łóżku mamy nie potrzebowałam niczego innego niż jego kojących słów. Zamiast tego słyszałam głuchą ciszę, gdy leżałam w zimnym łóżku, wylewając łzy w poduszkę. 

Czwartego dnia rano nie wytrzymałam. Zanim wyjechałam do mamy, wykręciłam numer do Christiana.

- Halo? - usłyszałam znajomy głos.

- Kras? Tu Rose - powiedziałam.

- Oooch, Rose! - odparł z udawanym entuzjazmem. Mogłam wyczuć w jego głosie, że się zdziwił... może wystraszył?

- Co... co tam u was? - wyjąkałam. Powstrzymałam się, żeby zacząć od desperackiego "gdzie jest Mitchel?"

- Całkiem spoko... dzisiaj mamy wolne... - mówił tak, jakby po prostu chciał mnie zająć, a sam robił coś innego. - Aaa... co u ciebie? Jak mama?

- W porządku, stabilnie. Właśnie do niej jadę. Chyba jednak będzie musiała poleżeć tam trochę dłużej. 

- Och, rozumiem - powiedział. 

- Słuchaj, Kras... co się dzieje z Mitchelem? - wydusiłam w końcu, czując, że dłużej nie wytrzymam.

- Umm... w sumie poczekaj chwilę, podam ci go - odparł, a ja wzięłam głęboki, nerwowy wdech.

- Okay - mruknęłam, wsłuchując się w ciszę na linii. 

- Rose? - usłyszałam po chwili, a znajomy głos wywołał we mnie dreszcze.

- Hej - westchnęłam.

- Jak się czujesz? - spytał.

- W porządku - odparłam. - Jadę zaraz do mamy.

- Wszystko u niej dobrze?

- Stabilnie.

Nastała chwila ciszy.

- Czemu... się nie odzywałeś? - wypaliłam wreszcie.

- Właśnie, słuchaj... zgubiłem telefon - powiedział. - Dopiero jak wrócę to dostanę nowy numer, więc do końca trasy jestem wyłączony - parsknął nerwowo.

- Mogłeś... dać znać - westchnęłam ciężko. Z jednej strony nie byłam typem osoby, która robiłaby wyrzuty... ale to jednak nie było w porządku, prawda?

- Och, no fakt... Przepraszam, po prostu potraktowałem to jako okazję żeby kompletnie od wszystkiego odpocząć i skupić się na pracy - powiedział, i mogłam powiedzieć, że w tym momencie wzruszył ramionami.

- Och. Okay. Rozumiem - mruknęłam.

- Za tydzień będę na miejscu, Rosie - zauważył. 

- Tęsknię - wydusiłam. Chciałam być oschła... nie wyszło.

- Ja też, mała - chrypnął ciepło. - Trzymaj się - usłyszałam tylko, jak cmoknął do słuchawki, po czym rozłączył się, zostawiając mnie z wielką pustką wokół.

Wiedziałam, że nie mogę mieć do niego pretensji. Sama niegdyś doświadczyłam, jak dużo może pomóc taki detoks od kontaktu ze światem. Zupełnie rozumiałam, że chciał się skupić na tym, co tu i teraz - dawać z siebie wszystko na koncertach, a w międzyczasie ciągle przecież pracowali nad nowymi kawałkami w prowizorycznym autobusowym studio. 

Więc co mnie bolało? Może po prostu fakt, że wydawało mi się, że jestem częścią tego wszystkiego, a teraz byłam tak daleko. A może raczej to, że mimo wszystko miło by było, gdyby zainteresował się od czasu do czasu, co u mnie...

Mógł mnie chociaż poinformować. Ale zniknął zupełnie nagle, wiedząc, w jak trudnej sytuacji jestem... Może za dużo na nim polegałam. Może za dużo mi się zdawało. Ale w mojej głowie królowało wyobrażenie, że on jest u mojego boku, gdy spotyka mnie cokolwiek trudnego. 

Westchnęłam tylko, kręcąc szybko głową, jakby chcąc wyrzucić z siebie zbędne myśli, i wyszłam z domu. Czas na kolejne spotkanie z rzeczywistością.

*

Mama wyczuła, że coś jest nie tak. Musiała wyczuć, bo siedziałam z nią, jakby nieobecna, kiwając tylko głową na wszystko, co mówiła. Patrzyłam tępo za okno, obserwując kołysane przez wiatr liście na drzewach.

- Rose? 

Nie zareagowałam. Jakby zupełnie to do mnie nie dotarło.

- Rose? Halo, ziemia do Rose - zaśmiała się słabo, wychylając się, by szturchnąć mnie w ramię.

- Och, co? - potrząsnęłam głową.

- No właśnie, co? - spytała, a ja zmierzyłam ją zdezorientowanym wzrokiem, czując, jakby moje szare komórki kompletnie się przegrzały. - Co się stało? Jesteś czymś zmartwiona - dodała, rozjaśniając mi sytuację.

- Ach... - westchnęłam. - Nie, to nic takiego - przewróciła oczami, wiedząc, że kręcę.

- Mitchel... - zaczęła za mnie, pokazując mi ręką, bym dokończyła zdanie.

- Trochę o mnie zapomniał - wypaliłam. - Znaczy... To nie do końca tak... Zgubił telefon i niby nie ma kontaktu... Ale mógłby mi chociaż dać znać przez chłopaków, nie? Chociaż niby jest zajęty... Ja rozumiem, że przecież nie jest do mnie uwiązany... Po prostu chyba miałam nadzieję, że... Cholera, jakie to jest pokręcone - załamałam ręce, poddając się w próbie wypowiedzenia na głos swojego natłoku myśli. 

- Ooch, rozumiem - pokiwała głową, uśmiechając się słabo. - Wiesz, domyślam się, że czujesz się porzucona, że masz wrażenie, że o ciebie nie dba - pokiwałam głową na jej słowa. - Ale pomyśl o tym inaczej... On nie może być przy tobie cały czas. To cudowne mieć kogoś, kto cię wspiera, ale nawet wtedy nie możesz zapominać, jak sobie radzić samemu - złapała moją dłoń, jak zwykle przy szczerych rozmowach. - Może to dobra próba dla ciebie, żeby upewnić się, że... że nadal jesteś jednostką? Dobry chłopak to nie taki, który odbiera ci twój własny rozum i wolę - zwieńczyła wypowiedź ciepłym uśmiechem.

- Pewnie masz rację - westchnęłam.

- Jesteś silna, Rose - dodała. - Silniejsza niż to. 

Tak, prawda, pomyślałam. Jestem silna, jestem niezależna. Mitchel to mój chłopak, nie moja butla z tlenem.

Szkoda, że ta siła uciekała, gdy znów leżałam sama w zimnym łóżku, nie przyznając się do łez. 


numb to the feeling | mitchel cave [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz