rosaline
Ledwo ustał na ziemi, kiedy zeskoczył z okna. Nasze nogi były miękkie jak z waty. Musiało mu się zakręcić w głowie, bo oparł się o umywalkę i stał tak chwilę, oddychając ciężko. Wzięłam go pod ramię i wyprowadziłam z łazienki, idąc w stronę garderoby.
Gdy weszliśmy, podszedł od razu do swojej torby, wyciągając z niej bluzę i założył ją na siebie. Usiadł na kanapie, podkulając nogi.
- Tobie też jest zimno - bardziej stwierdził niż spytał.
- Nie, jest okay - mruknęłam, nie do końca zgodnie z prawdą, ale nie wzięłam nic na siebie.
- Załóż moją kurtkę - polecił, wskazując jeansówkę wzrokiem, a ja odpuściłam sobie grzeczności i zarzuciłam ją na siebie. Patrzył na mnie wyczekująco, gdy stałam bezradnie na środku pomieszczenia, więc w końcu usiadłam obok niego, obejmując kolana rękami.
- Przepraszam że się tak rozkleiłem - westchnął po chwili.
- Nie przepraszaj, cieszę się, że mogłam być przy tobie - wyznałam, rzucając mu ciepły uśmiech.
- Raczej wolę zaczynać znajomości w inny sposób - zaśmiał się smutno.
Znów siedzieliśmy w ciszy, a ja zaczęłam się zastanawiać, kiedy wróci reszta chłopaków. Zbliżała się pierwsza, a ich nadal nie było. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i stwierdziłam, że nie ma w nim rzeczy Christiana ani Clintona.
- Może powinniśmy pójść zobaczyć, co u chłopaków? - zaproponowałam, lekko zaniepokojona. Mitchel westchnął, niechętnie podnosząc się z kanapy. Szliśmy z powrotem w kierunku hali, na której nagrywaliśmy, a w mojej głowie pojawiało się coraz więcej wątpliwości, kiedy nie słyszałam żadnych dźwięków ani głosów. Uchyliłam drzwi do pomieszczenia, w którym było zupełnie ciemno. Wymacałam ręką włącznik na ścianie.
- Clinton? Kras? Ryan? - wykrzykiwał Mitchel, kiedy reflektory rozświetliły pomieszczenie. Puste. - Gdzie ich wywiało? - mruknął, wyciągając z kieszeni telefon. Wykręcił numer do brata, podczas gdy ja nadal rozglądałam się jak idiotka, jakby oczekując, że mogli się schować między cegiełkami.
- Nie odbiera. Spróbuję do Krasa - mruknął. Załamał ręce, gdy znów odezwała się poczta głosowa.
- Nic? - spytałam, znowu, tak jakbym sama tego nie wywnioskowała.
- Nic - westchnął. - Spadamy stąd.
Wróciliśmy do garderoby, zgarnęliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy w kierunku wyjścia.
- Masz jak wrócić? - spytał po drodze.
- Zamówię taksówkę - odparłam.
- Odwiozę cię - powiedział i od razu uciszył mnie wzrokiem, zanim zdążyłam zacząć pogadankę o tym, żeby nie robił sobie problemu.
Mitchel nacisnął klamkę, już odsuwając się, żeby przepuścić mnie w drzwiach, lecz nagle jego mina zrzedła, kiedy drzwi ani drgnęły. Spróbował je otworzyć jeszcze raz i jeszcze raz, na próżno.
- Co jest, do cholery... - mruknął pod nosem, oglądając dokładnie drzwi, szukając jakiegoś zamka.
- Nie mów mi, że wyszli i nas zamknęli od zewnątrz... - chrypnęłam.
- Dobra, nie powiem - rzucił.
- Ale tak jest? - prychnęłam, patrząc, jak jeszcze podnosi wycieraczkę i przegląda kąty w poszukiwaniu klucza.
- Nie powiem - parsknął, załamując ręce. Oboje zaczęliśmy się śmiać. - Poczekaj, ostatnia nadzieja, zadzwonię do Ryana.
Wsłuchiwaliśmy się w sygnał, a potem znów usłyszeliśmy sekretarkę.
- Nocowałaś kiedyś w studio nagraniowym? - zaśmiał się.
- Nie zdarzyło mi się jeszcze - zachichotałam.
- No to dzisiaj jest nasz pierwszy raz - stwierdził, wciąż się śmiejąc.
Wróciliśmy zatem do garderoby, która dziś miała być naszą sypialnią. Zdrętwiałam, gdy zorientowałam się, że w pomieszczeniu jest tylko jedna kanapa.
- Masz coś do spania? - spytał.
- No tak, zawsze noszę pidżamę w torebce - prychnęłam sarkastycznie.
- Mam kilka koszulek, trzymaj - powiedział, rzucając mi czarny materiał. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy rozwinęłam go i zobaczyłam na koszulce logo zespołu the 1975. Podniosłam wzrok znad koszulki i zobaczyłam, że Mitchel stał już topless, ściągając właśnie spodnie, jak gdyby nigdy nic.
- To ja pójdę do łazienki - rzuciłam, wychodząc szybko z garderoby.
Zamknęłam drzwi do łazienki, ściągnęłam kurtkę Mitchela i bluzkę. Zrzuciłam buty i strzepałam z nóg spodnie. Stanęłam w samych majtkach i staniku przed umywalką, patrząc w lustro. Widziałam w nim odbicie okna, na którym wcześniej siedzieliśmy. Teraz, gdy byłam sama, to wszystko wydało mi się takie odległe. Jakby to wszystko mi się przyśniło, albo jakbym to sobie wyimaginowała. Wydawało mi się tak nierealnym, że zaraz mam wrócić do garderoby, a on dalej tam będzie.
Odpięłam stanik, zrzucając go z siebie i założyłam koszulkę Mitchela. Zostawiłam brudne ubrania w kącie, postanawiając, że wezmę je rano, i wróciłam do garderoby.
W pokoju Mitchel siedzial w samych bokserkach na brzegu kanapy, która okazała się tapczanem i była teraz rozłożona.
- Znalazłem koc w szafie - oznajmił, wstając i podając mi go. - Kładź się.
Zrobiłam tak jak powiedział. Kanapa była o dziwo naprawdę miękka i wygodna. Ułożyłam głowę na małej poduszce i okryłam się kocem.
- Czekaj, co ty robisz? - spytałam, widząc, jak Mitchel układa się na podłodze.
- Nie będę ci tam przeszkadzał - mruknął.
- Mamy tylko jeden koc - zauważyłam.
- Nie jest mi zimno - chrypnął, a ja nawet przy marnym świetle małej lampki widziałam jego gęsią skórkę.
- Chodź tu - mruknęłam, przesuwając się lekko i klepiąc miejsce obok siebie. - Ale już! - dodałam ze śmiechem, widząc jego ociąganie.
- Uch, jak sobie życzysz - westchnął, teatralne udając, że mu to nie na rękę.
Wgramolił się na miejsce obok mnie. Przyjemnie było poczuć, jak kanapa lekko zapada się pod jego ciężarem. Przykrył się rąbkiem koca, odgarniając warkoczyki z twarzy i układając się na poduszce. Zadrżałam, gdy nasze kolana spotkały się pod kocem. Zauważyłam, jak uśmiechnął się zadziornie na moją reakcję.
- Dobranoc Rosie - szepnął, wyciągając rękę, by zgasić lampkę.
- Dobranoc, Mitty.
CZYTASZ
numb to the feeling | mitchel cave [PL]
Fanfiction'Byłam zupełnie niepoukładanym psychicznie ciężarem. Nie chciałam zbliżać się do nikogo. Nie chciałam przenosić swoich żali na innych. Po co przytłaczać sobą kogoś, skoro równie dobrze mogę być z tym sama? To tylko jedna uszkodzona jednostka zamiast...