piąty

206 19 41
                                    

mitchel

Jej włosy tak ładnie pachniały, chociaż ich dziś nie myła. Musieliśmy ogarnąć się do spania w zupełnie plenerowych warunkach. W studyjnej łazience nie było nawet prysznica.

Chyba nawet nie byłem zły na chłopaków, że nas tu zamknęli. Zawsze lubiłem nieprzewidywalne przygody, a ta się z pewnością do takich zaliczała. No i, nie da się ukryć, cieszyłem się, mogąc spędzić więcej czasu z Rosaline. 

Miała w sobie coś, co sprawiło, że jej tak zaufałem. To chyba było to, co zobaczyłem w jej oczach, gdy pierwszy raz posłuchała mojej nowej piosenki. Zobaczyłem w nich siebie. 

W teledysku miałem grać, jakbym był w okropnym stanie, ale udawał twardziela. Nikt nie musiał wiedzieć, że wcale nie grałem. Że rozpadałem się na kawałki przed okiem kamery.

Ktoś się jednak zorientował. Ona. 

Nie ważne jak bardzo bym się postarał, widziałem, że przed nią nic nie ukryję. Dlatego po prostu stwierdziłem, że nie ma sensu ukrywać. Najpierw uciekłem, żeby pobyć samemu, ochłonąć przy papierosie, ale kiedy przyszła, nie dusiłem tego dłużej w sobie.

Od tamtego momentu czułem się lżej. Jakby ten idiomatyczny kamień z mojego serca spadł w jej ręce. Z jakiegoś powodu wiedziałem, że moje żale są z nią bezpieczne. Poczułem, że w większości nie było to dla niej nic nowego. 

Oddychała równomiernie. Jej usta były lekko otwarte. Włosy w kolorze ciemnej, wiśniowej czerwieni spadały falami z poduszki. Jej koszulka podwinęła się tak, że widziałem jej wystające żebra. Już wcześniej zauważyłem, że jest bardzo szczupła, ale dopiero teraz zwróciłem uwagę na wystające kości, na chudziutką rękę pod głową. Przypomniałem sobie jej reakcję na linijkę "słyszałem, że opuszczasz posiłki, nie śpisz". Coś mocno zakuło mnie w środku. Mentalnie się spoliczkowałem, orientując się, że nic nie jedliśmy, odkąd tu przyszła. W tym momencie zrozumiałem, że jestem głodny. Postanowiłem, że jak tylko się stąd wydostaniemy, zabieram ją na porządne śniadanie.

  Cieszyłem się jednak, że spała spokojnie.  

Wysłałem jeszcze kilka SMSów do Ryana, Christiana i Clintona, z nadzieją, że chociaż któryś z nich zobaczy wiadomość wcześnie rano i przybędzie nam z odsieczą. Dlaczego nic nie wydało im się podejrzane, kiedy zobaczyli, że nie ma mnie w domu? Pewnie mają już różne teorie na temat tego, gdzie i z kim spędzam noc. Przewróciłem oczami na tę myśl. 

Mój telefon nagle zawibrował, strasząc mnie. Spojrzałem ze strachem w jej kierunku. Na szczęście dźwięk jej nie obudził, jedynie jęknęła coś przez sen. Przeczytałem wiadomość:

Od: Clinton

Macie wyjście ewakuacyjne idioto, i tak, OTWIERA SIĘ OD WEWNĄTRZ.

Uderzyłem się w twarz z otwartej dłoni. Jak mogłem o tym nie pomyśleć?

Spojrzałem na jej zamknięte powieki. Spokój wymalowany na jej twarzy udzielił mi się. Była druga w nocy. Nie chciałem jej budzić. Okryłem ją szczelniej kocem, zostawiając sobie tylko rąbek, i wtuliłem głowę w poduszkę. Zasnąłem z uśmiechem na ustach.

Gdy się obudziłem, wciąż spała. Jej ręka obejmowała mnie w pasie. Poczułem ciepło rozlewające się w moich wnętrznościach.

Spojrzałem na ekran telefonu. Było czterdzieści sześć minut po ósmej. Leżąc obok niej poczułem niemal instynkt samca i postanowiłem zdobyć coś do jedzenia. Wstałem najdelikatniej jak potrafiłem, by nie trząść łóżkiem, po cichu wciagnąłem na siebie wczorajsze spodnie i założyłem buty, a potem, upewniajac się, że Rose nadal śpi, wymknąłem się z pomieszczenia, mając nadzieję, że zdążę wrócić, nim się obudzi.

Wyszedłem z budynku wyjściem ewakuacyjnym, znów śmiejąc się ze swojej bezmyślności, po czym udałem się do sklepu. Na szczęście mimo tego, że znajdowaliśmy się na kompletnym zadupiu, nie był on daleko, zaledwie za rogiem. Udałem się tam truchtem. Wziąłem jeszcze ciepłe bułki, masło orzechowe i dżem. Zapłaciłem i wróciłem do studia biegiem. Wybiła dziewiąta, gdy zdyszany wszedłem do garderoby.

Odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem, że nadal śpi. Podszykowałem śniadanie, po czym postanowiłem ją jednak wybudzić, zważając na to, że sam byłem już niezwykle głodny.

- Dzień dobry Rosie - powiedziałem, nachylając się nad jej uchem i odgarniając jej włosy z twarzy. Jęknęła, przeciągając się, nadal nie otwierając jednak oczu.

- Mama..? - mruknęła, na co parsknąłem śmiechem, chyba głośniej niż powinienem.

- Dla ciebie może być - zaśmiałem się, na co otworzyła oczy.

- O cholera, Mitchel - jęknęła, przejeżdżając sobie dłonią po twarzy. - Przepraszam, chyba nadal śpię...

- Spoko - chichotałem. - Zrobiłem śniadanie.

- Co... jak? Skąd? - mruknęła zdezorientowana.

- Wyjście ewakuacyjne - wyjaśniłem, na co ona zareagowała podobnie jak ja, strzelając sobie z liścia w twarz.

- I nie mogliśmy tamtędy wyjść wczoraj? - zaśmiała się.

- Gdyby tylko któreś z nas o tym pomyślało, to owszem. Mi przypomniał o tym Clinton w środku nocy, więc już cię nie budziłem. Chyba nie spało się tak źle?

- Nie... zaskakująco wygodnie - mruknęła, a ja uśmiechnąłem się do siebie, przypominając sobie jej rękę na moim biodrze.

- Cieszę się. A teraz, smacznego! - powiedziałem, podając jej bułkę z masłem orzechowym i dżemem. Spojrzała na mnie zszokowana.

- Skąd wiedziałeś, że kocham masło orzechowe z dżemem? - wypaliła.

- Kto nie kocha masła orzechowego z dżemem? - parsknąłem, biorąc gryza swojej bułki.

- Dawno nie jadłam... - westchnęła, patrząc na swoją porcję jakby z wyrzutem. - To znaczy, masła orzechowego - dodała szybko, ale ja wiedziałem, że ukrywała coś więcej. Nie chciałem drążyć tematu, więc tylko uśmiechnąłem się dziwnie, wracając do jedzenia. Patrzyłem, jak z trudem bierze pierwszy gryz.

Zjadła tylko pół, po czym podziękowała i uciekła do łazienki. Z bólem wpatrywałem się w jej resztki.

Głodziła się. Dlaczego? Gdy wstała z łóżka i zobaczyłem ją w świetle dziennym, aż zabrakło mi powietrza. Moja koszulka wisiała na jej ciele o posturze anorektyczki. Przypomniałem sobie, jak ją wczoraj obejmowałem. Nie zwróciłem uwagi na to, jak drobna była. Jakby była widmem prawdziwego człowieka.

Chciałem jej pomóc. Już. Tu i teraz. Wiedziałem jednak, że tak się nie da. Nie mogłem wmusić jej jedzenia, bo jej organizm zareagowałby na to jeszcze gorzej. Słyszałem wodę lecącą z kranu w łazience i umierałem z bezsilności.

Wróciła we wczorajszym ubraniu. Wyglądała w nim normalniej, chociaż teraz nie patrzyłem już na nią tak samo. Bez słowa podeszła do swojej torby, wyjmując z niej kosmetyki i usiadła przed lustrem. Ścieliłem łóżko, kątem oka patrząc, jak nakłada makijaż.

Jej twarz nabrała kolorów. Jakby nie była już tak koścista i blada.

"To tym mnie wczoraj oszukałaś, Rosie" pomyślałem.

Wstała od toaletki i zobaczyłem tę dziewczynę, co wczoraj.

Prawie.

- To jak, zmywamy się stąd? - spytała, zarzucając torbę na ramię. Otrząsnąłem się.

- Tak, chodźmy - wymusiłem uśmiech, przepuszczając ją w drzwiach.

numb to the feeling | mitchel cave [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz