szósty

207 15 33
                                    

rosaline

- Podwiozę cię - powiedział.

- Naprawdę nie ma potrzeby... - mruknęłam, chociaż wiedziałam, że to bezcelowe. Przewrócił oczami.

- Wskakuj - rzucił tylko, otwierając drzwi auta. Wsiadłam, udając wielkie niezadowolenie. - Więc, gdzie mieszkasz? - dodał, usadawiając się za kierownicą.

- Truxton Avenue 8506... - prawie szepnęłam.

- Cholera, daleko - mruknął.

- Dlatego mówię, że nie musisz... - zaczęłam.

- Nie, nie, coś ty, to nie problem. Współczuję ci po prostu, musisz trochę dojeżdżać.

- Chyba że na lotnisko, tam mam rzut beretem. Albo do wypożyczalni samochodów. O, i mamy jedną całkiem niezłą tajską restaurację w pobliżu - śmiałam się.

O dziwo w to sobotnie popołudnie miasto nie było szczególnie zakorkowane, więc już po około pół godzinie byliśmy na miejscu. Widziałam swego rodzaju sentyment w jego oczach, gdy zajechaliśmy w typową amerykańską uliczkę domków jednorodzinnych.

- Głupio mi, teraz musisz się wracać - westchnęłam, kiedy staliśmy już na chodniku pod moim domem.

- Mam nawet bliżej do domu stąd niż z Beverly Hills - zaśmiał się.

- Dobra dobra, ale mogłeś jakoś lepiej wykorzystać ten czas... - zaplątałam się, czując, jak palą mnie policzki, gdy nagle on położył kciuk na moich ustach, by mnie uciszyć. Złapał moją brodę i podniósł mi głowę tak, bym na niego spojrzała. Wytrzeszczyłam na niego oczy, kamieniejąc. Napotkałam jego rozbawione spojrzenie.

- To była przyjemność. Wczoraj, noc, jazda. Dziękuję - powiedział, nie zdejmując kciuka z moich ust, a ja myślałam, że moje oczy już nie mogą rozszerzyć się bardziej. Jeśli wcześniej uśmiechał się ciepło, to teraz robił to ekstremalnie gorąco. Powoli zjechał palcem z moich ust, zahaczając je wcześniej, jakby przypadkiem.

- Ja... ja też - jęknęłam. Wypuściłam w końcu powietrze, gdy mnie objął. Miałam wrażenie, że robi to bardzo ostrożnie. Jakby obejmował coś kruchego, jakby bał się, że to zniszczy. Odwzajemniłam uścisk.

- Do zobaczenia, Rosaline - tak długo jak nie lubiłam swojego pełnego imienia, w jego ustach brzmiało przepięknie.

- Czekaj, mogłabym...

- Zapisałem ci w telefonie jak spałaś - wyprzedził moją prośbę o numer z chytrym uśmieszkiem. Roześmiałam się nerwowo, zatkana.

- Och, okay, to... do zobaczenia, Mitchel - rzuciłam, zanim wsiadł do auta i odjechał, zostawiając mnie z natłokiem myśli na chodniku.

Weszłam do domu, wzdychając ciężko. Poszłam do swojego pokoju tylko po to, żeby zostawić torbę, i udałam się do kuchni.

- Rosie? - usłyszałam nagle głos z salonu.

- Och, cześć, mamo - westchnęłam. - Nie jesteś w pracy? - zdziwiłam się.

- Jest sobota - zauważyła, na co palnęłam się mentalnie w twarz.

- No tak - zaśmiałam się nerwowo. - Chcesz kawy? - spytałam, kładąc pełny czajnik na gazie.

- Nie, dzięki, już piłam - odparła. - Gdzie byłaś całą noc? - spytała zaniepokojona.

- W pracy - odpowiedziałam. Zobaczyłam jej minę pod tytułem "nie wciskaj mi kitu, dziecko". - Wiem jak to głupio zabrzmi, ale zamknęli nas na noc w studiu i musieliśmy tam przenocować... - zaczęłam tłumaczyć.

numb to the feeling | mitchel cave [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz