osiemnasty

143 14 36
                                    

mitchel

To jest niewykonalne.

Usychałem całą sobotę, próbując wytrwać w swoim postanowieniu. Clinton przyjechał po mnie do szpitala i wróciliśmy do domu. Resztę dnia spędziliśmy z Krasem i Jessem przy basenie. Siedziałem jak na szpilkach, zupełnie nieobecny, co zauważyłem, kiedy za którymś razem spóźniłem śmiech z żartu Christiana i zaśmiałem się w mało odpowiednim momencie.

Ręce mnie świerzbiły, gdy mój telefon był w zasięgu. Nie potrafiłem przestać myśleć o tym, co teraz robi, z kim jest, czy wszystko u niej w porządku. 

W nocy wierciłem się z boku na bok, czując jakąś okrutnie mocną siłę ciągnącą moją rękę w stronę telefonu. W końcu wziąłem go, otworzyłem chat i szybko, zanim zdążyłbym zrobić coś głupiego, wystukałem "dobranoc". Wyłączyłem urządzenie i odłożyłem na drugi koniec pokoju, bo możliwie jak najmniej mnie kusiło. 

Na drugi dzień nie było ani trochę lepiej. Przeciwnie. Chodziłem jak wrak.

Kurwa, nie mogłem tak. Podobała mi się. Leciałem na nią jak cholera. Tak bardzo nie chciałem tego przed sobą przyznać, ale tak bardzo to czułem. Czułem. To było tak nowe. I tak silne.

Nie wiem, czy mi się to podobało. Ale jak widać wyparcie tego było niemożliwe. 

To nie tak, że pociągała mnie czysto fizycznie, jak moje dotychczasowe partnerki. Była piękna, owszem. Ale niezdrowo piękna. Chciałem zrobić wszystko, by była piękna zdrowo. 

Była piękna w środku. Inteligentna. Wrażliwa. Krucha. Chciałem ją chronić przed złem tego świata.

Jednak co jeśli to ja jestem dla niej tym złem?

Sam nie dawałem sobie czasem rady ze sobą. Nie chciałem zadręczać jej swoimi problemami, a przecież nie mogłem ich wiecznie przed nią maskować. 

Cholera, dlaczego to wszystko musiało być tak skomplikowane?!

To wszystko spędzało mi sen z powiek już w szpitalu. Byłem rozdarty. Teoretycznie miałem dwie opcje - odpuścić albo próbować dalej. Tylko że druga wydawała mi się dotąd nierealna. Nieodpowiednia. Więc postanowiłem wybrać pierwszą. 

Chyba naprawdę byłem naiwny, myśląc, że to się uda. 

Wytrzymałem do obiadu. Myślałem, że mnie rozniesie. Gdy tylko zjadłem, pobiegłem do siebie i wysłałem jej wiadomość, pytając, czy mogę do niej wpaść. 

To nic takiego. Obiecałem jej, że wpadnę zobaczyć jej projekty, prawda?

Siedziałem na łóżku gapiąc się w zgaszony telefon, oczekując z bijącym sercem na odpowiedź. Podskoczyłem, gdy urządzenie zawibrowało. 

Rosie ❤🥀
Jasne, czekam

Oj, ja też czekam, Rose. 

*

Zbierałem się chyba z pięć minut, żeby zapukać do jej drzwi. Na szczęście pomysł z przyniesieniem jej kwiatów pojawił się w mojej głowie tylko na chwilę i go nie zrealizowałem, po czułbym się teraz jeszcze bardziej głupio. 

- Och, witam, pani Reyes - posłałem jej mamie najcieplejszy uśmiech, na jaki byłem w stanie się zebrać. 

- Mitchel! Co za miła niespodzianka - powiedziała, wpuszczając mnie do środka.

- Niespodzianka? Rose nie mówiła, że przychodzę? - zdziwiłem się.

- Ach, nie, nie mówiła mi - odparła. - Jak się czujesz, już wszystko dobrze? - spytała. Ujęła mnie swoją troską.

numb to the feeling | mitchel cave [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz