rosaline
Włożyłam w uszy słuchawki, by nikomu przypadkiem nie wpadło do głowy, by do mnie zagadać, ale nie włączyłam muzyki. Dziękowałam w duchu za miejsce przy oknie. Obróciłam się w jego kierunku całą sylwetką, niemal jakbym chciała się wtulić w ścianę, i patrzyłam za nie nieobecnym wzrokiem.
Prawie pięciogodzinny lot dłużył się w nieskończoność. Marzyłam tylko o tym, żeby wejść w jakiś stan hibernacji, byle tylko przetrwać.
Wyszłam z samolotu z wzrokiem wbitym w ziemię. Nie chciałam patrzeć na ludzi dookoła, nie chciałam, by oni widzieli mnie, bez makijażu, z twarzą spuchniętą od płaczu. Odebrałam swoją walizkę i ruszyłam w stronę wyjścia. Wyminęłam postój dla taksówek. Miałam stąd przecież blisko do domu. Tam zostawię rzeczy, wezmę samochód i pojadę do mamy.
Już wychodziłam z parkingu, gdy usłyszałam głos.
- Rose! - odwróciłam się i wytrzeszczyłam oczy, widząc, kto mnie wołał.
- Dom? - spytałam głupio, zamurowana.
- Co ty tu robisz? Nie jesteś z chłopakami w trasie? Jeju, wyglądasz okropnie... to znaczy, nie, Boże, jesteś wspaniała, tylko... - słowa wylewały się z niego potokiem. Czułam że zaraz zacznie mnie boleć głowa.
- Musiałam wrócić... Moja mama trafiła do szpitala - wyjaśniłam. Słowa ledwo przecisnęły mi się przez gardło.
- O, kurde, Rose, strasznie mi przykro - objął mnie, a ja nawet nie protestowałam. - Podwieźć cię gdzieś?
- Nie, nie, mieszkam blisko...
- A nie chcesz jechać prosto do niej?
- Wezmę samochód i pojadę.
- Nie powinnaś prowadzić w takim stanie - rzucił. Zmarszczyłam brwi. - To znaczy, kurwa, jak ja coś palnę... Mam na myśli że jesteś roztrzęsiona. Podwiozę cię - powiedział i nie czekając na moją aprobatę wziął moją walizkę i poszedł z powrotem w stronę swojego samochodu. Westchnęłam głęboko, zanim ruszyłam za nim.
Wgramoliłam się do ciasnego auta. Czułam się dziwnie, znów w jego towarzystwie. Po jego ostatnich zagrywkach... Wpatrywałam się tępo w przemijające za oknem budynki, nie zwracając na niego większej uwagi.
- Chyba nawet ci porządnie nie podziękowałem - wypalił nagle. - Teledysk wyszedł świetnie. Dziękuję ci strasznie.
- Cieszę się - wymusiłam uśmiech, rzucając na niego wzrokiem, tylko dlatego, że tak wypadało.
Po drodze wpadłam jeszcze do domu, by zostawić bagaż. Nie byłam chyba jednak gotowa na to, co zastałam. Zobaczyłam niedopitą wodę w szklance przy jej niezaścielonym łóżku. Nieopróżniona zmywarka, dawno suche pranie na sznurkach. Wyglądało to tak, jakby musiała rzucić wszystko w ciągu kilku minut.
Trzęsłam się, gdy jechaliśmy już prosto do szpitala.
- Przyjechać potem po ciebie? - zaoferował.
- Nie, poradzę sobie - odparłam.
- Okay.
- Dom?
- Hm?
- Dziękuję - wydusiłam w końcu. Mimo wszystkiego naprawdę byłam mu wdzięczna.
- Nie ma za co - wyszczerzył się. Nawet na chwilę zaraził mnie uśmiechem.
Na miękkich nogach weszłam do szpitala. Pani w recepcji skierowała mnie na odpowiedni oddział. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, jednocześnie chciałam biec, a z drugiej strony tak się bałam tam iść.
CZYTASZ
numb to the feeling | mitchel cave [PL]
Fanfiction'Byłam zupełnie niepoukładanym psychicznie ciężarem. Nie chciałam zbliżać się do nikogo. Nie chciałam przenosić swoich żali na innych. Po co przytłaczać sobą kogoś, skoro równie dobrze mogę być z tym sama? To tylko jedna uszkodzona jednostka zamiast...