trzydziesty trzeci

131 8 26
                                    

mitchel

Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak dawno nie płakałem.

Ostatnio... to chyba musiało być w liceum, gdy zakończyła się moja pierwsza poważna relacja. Od tamtego czasu uważałem, że łzy są dla słabych. Nauczyłem się je kontrolować. Gdy spotykało mnie coś złego, po prostu zaciskałem zęby... i sięgałem bo rozweselacze. Odurzony, było mi w końcu wszystko jedno. 

Coś jednak zupełnie się we mnie złamało tego ranka. Ledwo otworzyłem oczy, z przyzwyczajenia odsunąłem zasłonkę mojej pryczy i zobaczyłem puste łóżko naprzeciwko. Odsłonięta zasłona, zaścielone łóżko i okrutne zimno bijące od tego miejsca, gdzie jeszcze wczoraj rano leżał mój skarb...

Przez chwilę nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, gdy moje wnętrzności zwinęły się w supeł, a ciecz zamazała mi obraz przed oczami. Czym prędzej zasłoniłem się z powrotem i odwróciłem do ściany, chowając twarz w poduszkę, zanim słone krople zaczęły skapywać z mojej twarzy.

To nie było dobre. Nie powinienem tak reagować. Dlaczego zachowywałem się jak jakiś dzieciak, którego mamusia wyszła na chwilę do sklepu? To nie było rozsądne. To nie było zdrowe.

Kochałem ją. W tym nie było nic złego... wręcz przeciwnie. Czułem, że robi ze mnie lepszego człowieka. Jej towarzystwo dawało mi tyle szczęścia...

Miałem jednak wrażenie, że to poszło o krok za daleko. Byłem od niej uzależniony. Byłem w niej wręcz obsesyjnie zakochany.

Nie wiem, z czego to wynikło. Od zawsze marzyłem o prawdziwej, trwałej relacji i teraz, gdy po tylu przejściach ją dostałem, nie chciałem ani na chwilę pozostawać sam.

Bałem się. Bałem się o nią, co może teraz robić, czy dobrze się czuje, z kim jest. Czułem się za nią odpowiedzialny. Przy mnie zaczęła mocniej walczyć ze swoją chorobą i miałem wrażenie, że opuszczając ją, pozwalam wszystkiemu wrócić.

Dlaczego byłem tak słaby? Dlaczego czułem się tak zależny od jednej osoby? Przecież ludzie żyją w związkach na odległość i świetnie im się układa... Nawet mieszkając blisko normalna para nie widuje się codziennie... Tymczasem ona stała się dla mnie tlenem, aparaturą podtrzymującą moje życie.

Zacząłem się zastanawiać, na ile to, co do niej czuję, to faktyczna miłość, pożądanie i sympatia... Może to zwyczajne współczucie? Otrzymałem je z jej strony i dałem jej swoje, poczułem jak dużo mieliśmy wspólnego, dostałem od niej uwagę... Nikt inny nie rozumiał mnie tak jak ona. Ale czy to wystarczy?

Nie chciałem być do niej tak uwiązany. Karciłem się w duchu za to, jak bardzo utraciłem niezależność. Jakiś głos w mojej głowie krzyczał, że po co mi to wszystko? Ona mnie tylko osłabiła, zniszczyła bańkę, w której siedziałem... Bańkę wolną od zbędnych uczuć.

Wróciłem się na łóżku, targany sprzecznymi myślami. Chciałem zapomnieć o jej istnieniu, wrócić do pustki, w której byłem, zanim pojawiła się w moim życiu. Przecież było mi tam tak bezpiecznie, byłem wolny, żadnych zbędnych obowiązków, a gdy chciałem zaznać czysto fizycznej miłości, nie miałem problemu ze znalezieniem jednorazowej kandydatki. Utrzymywałem, że związki nie są dla mnie, i chyba zaczynałem z powrotem w to wierzyć. Angażowałem się zdecydowanie za mocno. To mnie niszczyło.

Zaraz jednak waliłem się w głowę, karcąc się za te myśli. Czyż ona nie była najlepszym, co mogło mnie spotkać? Wspierająca i rozumiejąca, sprawiła, że uwierzyłem, że naprawdę zasługuję na miłość. Była moja, tylko moja, mała kruszynka, o którą mogłem dbać. Moja różyczka, która z dnia na dzień rozwijała się na moich oczach. Moja dziewczyna, która sprawiała, że wszystko nabierało nowego znaczenia.

numb to the feeling | mitchel cave [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz