siedemnasty

131 13 29
                                    

rosaline

Nie odzywał się cały weekend. 

Pomijając "miłego dnia", "już w domu!"  z selfie z Christianem i "dobranoc", nie pisaliśmy ani trochę.

Powinnam wiedzieć, że tak będzie. Było minęło. Zwyczajnie byłam mu dotychczas potrzebna. Teraz, kiedy wrócił do siebie, do chłopaków, rusza dalej. I ja też powinnam.

Postanowiłam więc spędzić sobotę jak zawsze. Oglądałam seriale z mamą, a wieczorem wyciągnęłam ją na zakupy. Tylko dlaczego, do cholery, każde ubranie z motywem róży przypominało mi o nim?

Siedziałam do późna na parapecie. Miałam ochotę zapalić, ale nie miałam przy sobie fajek. Nigdy nie paliłam sama. Poza tym mama chyba zeszłaby na zawał, gdyby zobaczyła, że na dodatek do tego wszystkiego, co sobie zrobiłam, jeszcze truję się dymem. 

Wpatrywałam się więc tylko tępo w niebo, z głową opartą o ramę okna. Przez chwilę udało mi się nie myśleć o niczym. Byłam siedzącą pustką. 

Nie pamiętam nawet, o której poszłam spać. Wiem, że nie zasnęłam szybko. Jak zwykle wierciłam się i budziłam kilka razy w nocy.

W niedzielę rano znów pierwsze co zobaczyłam na telefonie to "miłego dnia" od Mitchela. Westchnęłam tylko, odpisując "nawzajem". 

- Co u niego? - spytała nagle mama przy śniadaniu.

- U kogo? - wypaliłam, wyrwana z zamyślań.

- U Mitchela - przewróciła oczami, uśmiechając się z litością.

- Nie wiem. Dobrze - mruknęłam, kończąc tosta z dżemem i wstając od stołu.

- Rose, zjedz jeszcze...

- Nie, dzięki. Idę się przejść - rzuciłam, biorąc torbę z komody i ruszając w stronę wyjścia. Odprowadziła mnie zatroskanym wzrokiem.

Wcale nie miałam ochoty wychodzić. Nie miałam ochoty na nic. Jednak musiałam coś ze sobą zrobić, żeby nie zwariować. 

Szłam bez celu ze słuchawkami w uszach. Nogi poprowadziły mnie w stronę lotniska. Zapatrzyłam się na lądujący samolot. Lubiłam być tak blisko tego miejsca. Podświadomie przyspieszyłam, jakbym chciała nadążyć za lądującą machiną. 

Nagle poczułam czyjeś ciało wpadające na mnie. Straciłam równowagę, wywracając się na ziemię. Usłyszałam zdziwiony okrzyk chłopaka, który sterczał, patrząc się na mnie, chyba nie wiedząc, co się stało. Walizka wypadła mu z ręki, spadając z hukiem na chodnik. Wyjęłam słuchawki z uszu.

Chłopak zaczesał nerwowo długą grzywkę, która spadła mu na twarz. Po chwili otrząsnął się i podał mi rękę, by pomóc mi wstać. 

- Cholera jasna, przepraszam... - jęknął. Od razu uderzył mnie jego nadzwyczajnie brytyjski akcent.

- W porządku, żyję - prychnęłam, otrzepując spodnie. Zmierzyłam go wzrokiem. Bujna fryzura sprawiała, że wyglądał na jeszcze wyższego. Miał na sobie czarne spodnie i bluzę w jasnoróżowym kolorze. Zwróciłam też uwagę na skarpety w tym samym, tylko żywszym odcieniu i czarne tenisówki. 

- Na pewno wszystko okay? - doprawdy, chyba nigdy nie słyszałam aż tak brytyjskiego angielskiego.

- Tak, naprawdę - zapewniłam. 

- W sumie, jak już na siebie wpadliśmy, spieszysz się gdzieś? - spytał.

- Umm, nie... - odparłam z podejrzliwym wzrokiem.

- A mogłabyś mnie zaprowadzić na jakiś autobus? Nie lubię taksówek - wypalił.

- Och, pewnie, niedaleko jest przystanek - powiedziałam, odwracając się na pięcie. 

- Tak swoją drogą, jestem Dominic. Dom wystarczy - przedstawił się.

- Rosaline. Rose wystarczy - odparłam, uśmiechając się. Sam odesłał mi szeroki uśmiech, tak szeroki, że mogłam dokładnie zobaczyć wszystkie jego zęby.

- Mieszkasz tu? - zagadał.

- Mhm - pokiwałam głową.

- Super. Ja się pomału przeprowadzam - powiedział. Już chciałam pytać, skąd jest, ale przypomniałam sobie, że to nie jest konieczne. Jego akcent zdradzał wszystko.

- Gdzie teraz jedziesz? - zaciekawiłam się.

- Do studia. Kończę płytę - odparł.

- Och, jesteś muzykiem? - zdziwiłam się. Cudownie, kolejny.  

- Tak - powiedział z dumą. - Tworzę jako Yungblud, może kiedyś słyszałaś - zaśmiał się.

- Hmm, taak, chyba kiedyś obiło mi się o uszy - skłamałam. - Gdzie jest to studio?

- W Beverlywood - odparł.

- Och - westchnęłam.

- Co? 

- Nic nic. Byłam tam niedawno. 

- Też jesteś muzykiem? - aż podskoczył.

- Nie nie, pomagałam przy teledysku - wytłumaczyłam.

- Aach, jesteś... - zaczął, ale jego twarz zastygła w wyrazie zastanowienia.

- Stylistką. Fryzjerką, makijażystką. Takie tam - rzuciłam obojętnie. 

- No nie wierzę, serio jednak dobrze, że na ciebie wpadłem - zaświeciły mu się oczy. - Masz może wolny termin w tym tygodniu? Mam nagrywać teledysk i właśnie kogoś takiego mi brakowało. 

- Och, umm, tak, nie mam nic ważnego... Dam ci swój numer? - spytałam niepewnie.

- Tak, byłoby super - wyszczerzył się. - Znaczy, żebym mógł zadzwonić. Żeby się dogadać - wydukał. Zaśmiałam się nerwowo, biorąc jego telefon i wpisując swój numer. 

Doszliśmy do przystanku, a ja podeszłam do rozkładu jazdy. Spojrzałam na zegarek i westchnęłam.

- Najbliższy który tam dojeżdża będzie za 20 minut - poinformowałam.

- Okay, poczekam - mruknął tylko, rozsiadając się na plastikowym krzesełku. Bez głębszego zastanowienia usiadłam obok. 

- Jakaś zatroskana jesteś - zauważył.

- Eh, niee - pokręciłam głową. Uniósł tylko sugestywnie brew. 

- Widzę.

- Psycholog się znalazł - przewróciłam oczami.

- No dalej, co jest?

- Znam cię od dziesięciu minut i już mam się wylewać? - parsknęłam. Już raz popełniłam podobny błąd.

- A co masz do stracenia?  

- Powiedzmy, że za dużo mi się wydawało - westchnęłam.

- Och, rozumiem - odparł. Nastała dziwna cisza. Przebierałam nerwowo palcami, a on wybijał jakiś rytm butami. Jednak cieszyłam się, że nie drążył tematu. 

- Jedzie - powiedziałam, gdy zobaczyłam nadjeżdżający autobus z odpowiednim numerem.

- Super. Dzięki wielkie za wszystko, odezwę się! - rzucił, biorąc walizkę w rękę i w biegu... całując mnie w policzek? Stałam zamurowana, patrząc, jak wchodzi do autobusu, a potem macha mi przez szybę z szerokim uśmiechem. Zmusiłam się, żeby również mu odmachać. Stałam jeszcze chwilę, próbując przetworzyć, co się stało. W końcu pokręciłam głową, przywracając się do rzeczywistości, i włożyłam z powrotem słuchawki do uszu, ruszając w drogę powrotną. 

Wróciłam do domu i poszłam do siebie, kłamiąc mamie, że zjadłam na mieście. Odpaliłam laptop i wyszukałam 'Yungblud' na Spotify. Przesłuchałam albumu chłopaka, wpatrując się w sufit. 

Nagle z pewnego rodzaju fazy, w którą wpadłam, wyrwał mnie dźwięk SMSa. Podniosłam telefon, a moje serce znów dostało ataku.

Mitty 😈❤
Mogę wpaść jutro?





numb to the feeling | mitchel cave [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz