dziewiąty

204 18 52
                                    

rosaline

Przyłapałam się na tym, że zaczęłam wtulać się w jego bok. Nie zerwałam się jednak. Pomyślałam, że skoro sam mnie objął, to mu to nie przeszkadza. 

Skupiłam się na tym, żeby nie rozmyślać nad piosenką, nad tekstem, który tak bardzo do mnie trafiał, ale na czysto technicznych sprawach związanych z teledyskiem. Mimo wszystko gdzieś w środku ciągle się rozpadałam, a jego dotyk składał mnie z powrotem. 

Siedzieliśmy do dziesiątej, więc wszyscy już ledwo unosiliśmy własne powieki, ale odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Po wszystkich poprawkach i dodatkach teledysk wyglądał świetnie. 

- Jutro wypuszczamy piosenkę, chłopcy - zaklaskał Christian. - A z teledyskiem poczekamy do piątku.

Pożegnaliśmy się z Ryanem i Jessem, a Clinton i Christian uciekli do swoich pokoi. Zostałam na korytarzu z Mitchelem.

- Jest już późno, nie będę cię ciągnąć, zamówię taksówkę - powiedziałam, sięgając po telefon.

- Nie żartuj. Masz rację, jest późno, ale mogę cię odwieźć. Albo możesz zostać na noc - zaproponował. 

- Kolejna wspólna noc? - zaśmiałam się. - Naprawdę nie chcę ci robić kłopotu.

- Nie robisz - zapewnił, podchodząc do mnie i kładąc mi ręce na ramionach. - Odwiozę cię jutro rano. Albo po południu... - uśmiechnął się, jakby rozmarzony.

- To może ja się od razu tutaj przeprowadzę? - zachichotałam.

- Nie mam nic przeciwko - odparł, opierając dłoń na moich plecach i popychając mnie lekko, prowadząc na górę. Zanim schowałam telefon, napisałam do mamy, że nie wrócę na noc.

Moja wyprana koszulka już wyschła, więc wzięłam ją jako pidżamę i poszłam do łazienki się przebrać, podczas gdy on rozkładał i ścielił kanapę. Gdy wróciłam, nie było go w pomieszczeniu. Zdziwiłam się tylko przez chwilę, bo zaraz zauważyłam uchylone drzwi balkonowe. 

Siedział na krześle w samych bokserkach z papierosem w ręku. Wyszłam, czując na stopach chłód płytek. Usiadłam na krześle obok, a on bez słowa podał mi paczkę.

- To będzie nasz rytuał? Pracujemy, siedzimy, palimy, zwierzamy się, potem śpimy, a rano odwozisz mnie do domu? - zachichotałam cicho, jakby nie chcąc mącić ciszy nocy, która już zapanowała. Woda pobłyskiwała w ciemności, odbijając światło księżyca. 

- W takim razie wychodzi na to, że teraz pora na zwierzanie - mruknął, patrząc na mnie smutno. - Ja się wygadałem ostatnio, twoja kolej.

- Nie wiem, o czym mogłabym ci powiedzieć - westchnęłam.

- Okropnie mnie to męczy, wiesz? - wypalił.

- Co? - zdziwiłam się.

- Ty. Co się stało? - jego głos zadrżał i ja zrobiłam to samo.

- Co masz na myśli? - spytałam, choć doskonale wiedziałam, o co mu chodziło.

- Dlaczego wpadłaś w to gówno?

Wzięłam głęboki oddech. 

- Z tego samego powodu co większość. Dzieciaki w szkole odrzucają cię, cholera wie dlaczego, więc zaczynasz się doszukiwać. Nagle każdy kilogram wydaje ci się powodem, dla którego nie masz nikogo. Najpierw schudłam całkiem zdrowo. Ale nadal z jakiegoś powodu byłam tylko obiektem kpin. Jeden i drugi nieostrożny żart rówieśników na temat twojego wyglądu i zaczynasz nienawidzić ciała, w którym jesteś uwięziony. Jedzenie nie przechodzi ci przez gardło. To tak, jakbyś tylko sam pogarszał sobie sprawę. Na dobitkę, kiedy moja waga właśnie przekraczała granicę z normy do wychudzenia, mój tata zmarł. W rozpaczy nie jadłam prawie nic. Schudłam okropnie z samego stresu i zmartwień. Mama w żałobie nie zauważyła nawet, kiedy stałam się chodzącym kościotrupem. Dopiero kiedy któregoś razu zasłabłam i nie mogli mnie wybudzić, zrobili mi badania i wyszło, jak bardzo jest ze mną źle. Zostałam wtedy jeszcze kilka dni w szpitalu. Widziałam, jak mama cierpiała w tym czasie. Gdy wyszłam, od razu umówiła mnie do psychologa. Zaczęłyśmy spędzać dużo więcej czasu razem, pilnowała mnie przy posiłkach. Nadal nie potrafię jeść normalnie, panicznie boję się przytyć, ale w gorszych chwilach widzę zapłakaną mamę w szpitalu i obiecuję sobie, że nie zrobię jej tego. Nie zostawię jej samej. 

Nie wiem, w którym momencie zaczęłam płakać. Trzęsącą się dłonią uniosłam do ust papierosa. Spojrzałam na niego. Obracał szluga w palcach, wpatrując się w podłogę. Jego szczęka drżała.

- Jesteś silna, Rosie - mruknął, na co wybuchłam niekontrolowanym płaczem.

- Nie jestem, Mitchel! Ani trochę nie jestem! Zniszczyłam siebie, niszczę moją mamę i nie potrafię nic z tym zrobić! - wykrzyczałam, a on zerwał się z miejsca i przytulił mnie mocno. Szlochałam w jego ramię, kiedy głaskał moją głowę. - Nie jestem... - powtarzałam cicho.

- Jesteś. Bo nadal tu jesteś. Mimo tego wszystkiego co cię spotkało, jesteś tutaj. Masz pragnienie życia. To niesamowite.

Spojrzałam zaszklonymi oczami w jego. Wpatrywał się we mnie, jakby próbował wzrokiem wbić mi do głowy że to, co mówi, jest prawdą. Zaszlochałam.

- Chcę być dla niej. Ale to mało. Ja nie chcę tak po prostu egzystować do końca swoich dni... Potrzebuję czegoś... Kogoś... - mamrotałam w jego ramię. 

- Rose... Wiem, że poznaliśmy się zaledwie dwa dni temu, ale czuję, jakbym znał cię jak nikogo innego... Wiedz, że jestem. Jeśli kiedykolwiek będziesz mnie potrzebować. Ale bez potrzeby też będę. Po prostu chcę być obok - zamotał się. Uśmiechnęłam się delikatnie na jego obietnicę. 

- Dziękuję. Ja... na mnie też możesz liczyć.

I znów, jak w dzień nagrywania, siedzieliśmy jeszcze trochę, wtuleni w siebie. Koło północy zaczęło robić się chłodniej, więc weszliśmy do środka. Oboje byliśmy już naprawdę zmęczeni, więc postanowiliśmy położyć się do spania. Mitchel oczywiście ani myślał pozwolić mi spać na kanapie - upierał się, żebym spała na jego łóżku. Odpuściłam, zakopując się w kołdrze na jego miękkim posłaniu. On położył się na tapczanie.

- Dobranoc Rosie - mruknął, gasząc światło. Nie mogłam jednak przestać myśleć o tym, że jest za daleko. Nie słyszałam jego oddechu, w ciemności nawet nie widziałam, gdzie leży. Zacisnęłam oczy, próbując zasnąć, ale wierciłam się tylko. Było mi zimno i pusto, samej w tym wielkim łóżku.

- Mitchel? - szepnęłam w końcu. 

- Tak? - odpowiedział od razu. Też nie spał.

- Mógłbyś... tu przyjść? - mruknęłam.

- Już się bałem że nie spytasz - odetchnął i oboje zaśmialiśmy się cicho. Zobaczyłam zarys jego twarzy w delikatnym świetle księżyca, kiedy położył głowę na poduszce tuż obok mojej. - Śpij dobrze - szepnął, całując mnie w czoło.




numb to the feeling | mitchel cave [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz