|12|

647 81 5
                                    

  | Andy  |

Westchnąłem głęboko wybierając połączenie. Po wizycie w szpitalu wyszedłem skołowany i pełen kłębiących się myśli. Musiałem komuś powiedzieć o tym, co się wydarzyło. Nie byłem osobą, która lubi dusić w sobie milion wątpliwości dlatego od razu po wyciągnięciu z kieszeni telefonu wybrałem odpowiedni numer.

- Co jest stary? - Zapytał Cobban chwilę po odebraniu połączenia.

- Jesteś jeszcze w domu? - Zmierzając chodnikiem  w stronę przystanku rozglądałem się po okolicy przyjmując na twarz chłodny podmuch wiatru.

- Mam wolne - odparł, a ja wydałem z siebie westchnięcie ulgi. - Jeśli wracasz już do domu to przy okazji zrób zakupy.

- Też o tym pomyślałem - mruknąłem przy okazji przypominając sobie, że rzeczywiście nasza lodówka ostatnio zrobiła się zadziwiająco pusta. - Będę do pół godziny, a ty wyślij mi listę zakupów. Jak wrócę musimy pogadać.

- Spoko Fovs, czekam - połączenie zostało zakończone, a ja przyspieszyłem kroku. Odwróciłem się na pięcie kierując się w stronę, z której przyszedłem. Wetknąłem w uszy słuchawki od razu puszczając ulubioną listę piosenek. Do najbliższego supermarketu miałem niecałe piętnaście minut piechotą, autobusem nie opłacało mi się jechać.

Będąc pod sporej wielkości budynkiem przeszedłem przez parking wchodząc do klimatyzowanego pomieszczenia. Zgarnąłem wózek manewrując nim po całej hali. Z półek zgarniałem produkty z listy dorzucając kilka swoich ulubionych przekąsek. Po piętnastu minutach biegania po całym sklepie mój wózek był wypełniony jedzeniem. Kolejne piętnaście minut zmarnowałem w dość sporej kolejce, ale czego się nie robi dla pełnej lodówki. 

^^^

- Mikey! Do cholery, pomóż mi! - Krzyknąłem ociężale wtaczając się z czterema wielkimi siatami do przedpokoju. Ciężar tych zakupów zdecydowanie mnie przerósł.

- Czego się drzesz - wyszedł z salonu obrzucając mnie krótkim spojrzeniem. - Miałeś zrobić MAŁE zakupy. Nie zjemy połowy z tego nawet za miesiąc.

- Większą część tych siatek stanowią twoje zdrowe przysmaczki - prychnąłem. - Zakładam, że wciągniesz to szybciej niż zdążysz mrugnąć okiem, a następnym razem idziesz ze mną. Nagoniłem się za tym zdrowym ścierwem najwięcej.

- Nie przesadzaj - wzruszył ramionami rozpakowując pierwszą siatkę. - Dzięki temu ścierwu spaliłeś kilka kalorii. Przydałoby ci się wrócić do treningów - powiedział rozbawiony spoglądając na mój lekko zaokrąglony brzuch i pulchniejsze jak na faceta ramiona. 

- Dzięki - burknąłem rzucając w stronę przyjaciela ścierką. - Porada godna przyjaciela. Poza tym, mógłbyś zacząć jeść jak człowiek, a nie samą trawę - mruknąłem zdegustowany wyjmując z siatki kolejną porcje zielonych liści, które różniły się od siebie tylko i wyłącznie nazwą.

Niedawno dowiedziałem się, że Michael Cobban od dłuższego czasu jest wegetarianinem. Nie żebym miał coś do tego, ale czasami problematyczne jest robienie dwóch zestawów obiadowych. Tak, Mikey jest kompletną dupą jeśli chodzi o gotowanie czegokolwiek dlatego kuchnie ogarniam ja. Niestety. 

- Trawa też jest dobra - mruknął wywracając oczami. - Polecam raz zjeść coś innego niż żarcie z dostawy. Umiesz gotować, a nawet z tego nie korzystasz.

- Gdybym miał komu może bym gotował - westchnąłem wkładając ostatnie produkty do lodówki.

Na moment między nami zapanowała cisza. Zarówno ja jak i Mikey kończyliśmy rozpakowywanie zakupów zastanawiając się nad sensem zjedzenia śniadania teraz. Zgodnie uznaliśmy, że poczekamy jeszcze godzinę i zjemy obiad, w którym tym razem Mikey miał mi pomóc. Trzeba wreszcie nauczyć tego łosia gotować.

- O ile dobrze pamiętam chciałeś pogadać Andy - odwrócił się twarzą do mnie z dłońmi skrzyżowanymi na piersi. Wlepiając we mnie swoje ciemne, duże oczy oczekiwał odpowiedzi. - Rye?

- Tak ... 

Kolejny za chwilę tylko pójdę sie umyć!

Bye!

Forget Rye |RANDY| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz