|27| [opcja pierwsza]

571 62 21
                                    

Jeśli będzie w miarę szybki odzew dodam jeden lub dwa rozdziały!

|Andy|

- Zostań ze mną - i tak siedziałem już tu zdecydowanie za długo.

Kompletnie zapomniałem, że Mikey na mnie czekał. On mnie zabije.

- Współlokator na mnie czeka. Obiecałem, że na jedną noc wrócę do domu - pogładziłem policzek bruneta w wyniku czego przymknął powieki.

- Proszę, nie chcę zostać sam - jego twarz przylgnęła do mojej, jego wargi ocierały się o moje prowokacyjnie, a ja straciłem głowę. Znowu. - Twój współlokator na pewno to zrozumie. Jedna noc.

Znowu nie umiałem odmówić. Targało mną zmęczenie, zaczynałem robić się głodny i jedyną myślą krążącą po mojej głowie była potrzeba wzięcia prysznica. Byłem w stanie zrezygnować z tego wszystkiego dla niego.

- Dobrze - westchnąłem ciężko, dzięki czemu miałem okazję zobaczyć szeroki uśmiech na twarzy Beaumont'a. - Tylko napiszę do niego, żeby wrócił do domu.

Brunet pokiwał zgodnie głową dając mi trochę przestrzeni. Z kieszeni spodni wyjąłem telefon odblokowując ekran. Wyszukałem w kontaktach numer przyjaciela klikając w ikonkę wiadomości.

Do: Cobban King 👑

Mikuś, wiesz, że ja Cię bardzo, bardzo lubieeeee, prawda? *sweet face*

Od: Cobban King 👑

Jak rozumiem nie wracasz do domu *angry face* °-°

Do: Cobban King 👑

Rye się obudził, chciał żebym został.

Od: Cobban King 👑

Twoje samopoczucie też jest ważne. Gościu, nie brałeś prysznica od dwóch dni, o jedzeniu czegokolwiek już nawet nie wspomnę.

Do: Cobban King 👑

Salmon, zluzuj gacie. W szpitalu jest prysznic, a zjem coś w bufecie piętro niżej *kiss emoji* jedź do domu i przypadkiem za mną nie tęsknij.

Od: Cobban King 👑

Jesteś idiotą, że się tak dajesz Andy. Rozumiem, że Wasza relacja kwitnie, ale wszystko ma swoje granice. Jutro o dziewiątej czekam pod szpitalem i tym razem jak nie wsiądziesz do samochodu z własnej woli to ci w tym pomogę.

Do: Cobban King 👑

Nie podniecaj się tak *laugh emoji* jedź ostrożnie tatusiu *kiss emoji*

Od: Cobban King 👑

Grabisz sobie Andy ...

- Andy, na pewno wszystko w porządku? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Ryana. - Może jednak powinieneś jechać do domu. Siedzisz tu od dwóch dni.

- Mikey pojechał do domu - uśmiechnąłem się ciepło splatając nasze dłonie tak swobodnie, jakbym robił to codziennie. - Co prawda jutro rano przyjedzie żeby mnie odebrać, ale wezmę tylko prysznic, zjem coś i wracam tu z powrotem.

- Nie Andy - mruknął spoglądając w bok. Nie chciał na mnie spojrzeć, a to nie wróżyło najlepiej.

- Co ma znaczyć to 'nie'? - Nakreśliłem cudzysłów w powietrzu powtarzając jego słowa.

- To, że jesteś osłabiony - powiedział pewnie. - Siedzisz tu od dwóch dni. Nie pamiętam żebyś cokolwiek przy mnie zjadł, jesteś blady i masz podkrążone oczy. Powinieneś odpocząć.

- A ty powinieneś przestać gadać jak Mikey - wywróciłem oczami zdmuchując kosmyk włosów opadających na oczy. - Nie jestem dzieckiem. Z naszej dwójki w tej chwili to ty jesteś ten ważniejszy. Dwa dni bez kąpieli czy jedzenia nic mi nie zrobi.

- Zrobi, zrobi - zatkał noc wachlując powietrze. - Śmierdzisz.

Otworzyłem szeroko oczy chcąc coś powiedzieć. Przerwał mi jego głośny, ale piękny śmiech, przez który przeszły mnie ciarki.

- Ah tak? - Uniosłem brew udając obrażonego. - Chyba rzeczywiście rozważę opcję powrotu do domu.

- Mówię poważnie - zachichotał całując mój zaróżowiony policzek. - Przydałby ci się prysznic kolego.

- Oh zamknij się Rye - gwałtownie wpiłem się w jego gadatliwe usta jednocześnie uciszając chłopaka. Nie protestował co dało mi duże pole do popisu. Tym razem to ja wygrałem walkę o dominację, wykonując koliste ruchy językiem penetrowałem usta bruneta, który raz po raz cichutko wzdychał. Przygryzałem lekko jego język i dolną wargę prosząc o większy dostęp.

- To było ... - sapnął w momencie gdy oderwaliśmy się od siebie z głośnym mlaśnięciem. - Idealne.

- Polecam się - wydąłem dolną wargę składając szybki pocałunek na czubku jego nosa przez co zabawnie zmarszył brwi. - A teraz do spania.

- Ale nie chce mi się spać - jęknął niezadowolony robiąc dla mnie miejsce na łóżku. Zająłem się zdejmowaniem butów i bluzy podczas gdy brunet pożerał mnie wzrokiem.

- Ty akurat masz najmniej do gadania - gdy tylko to powiedziałem Rye przybrał minę małego chłopca, który nie dostał swojego ulubionego lizaka. Widok uroczy, ale gdy brunet przeciągle ziewnął miałem pewność, że nie tylko ja jestem zmęczony. - Komuś podobno nie chciało się spać.

- No może troszkę - zachichotał rumieniąc się. Ostrożnie położyłem się obok niego obejmując chłopaka ramieniem. Zaraz po tym ruchu przeszły go dreszcze, w wyniku czego uśmiechnąłem się pod nosem. 

- Dobranoc Rye - szepnąłem ostatni raz składając na jego ciepłym policzku delikatny pocałunek. - Śpij dobrze. 

- Z Tobą będzie lepiej niż dobrze. 

Opcja 1: Chłopcy przesypiają całą noc. Mikey robi suprajs Andy'emu. Budzi go odrobinę zbyt gwałtownie przez co poranek jest dość zabawny. Rye wreszcie poznaje Cobban'a, siedzą we trójkę rozmawiając przez jakiś czas. Potem zarówno Cobban jak i Fowler wracają do domu.

Opcja 2: Andy ma koszmary. Jest w nich zarówno Rya jak i Jack. Zaczyna płakać przez sen, ale na szczęście Rye śpi jak kamień, wiec nie ma pojęcia o tym co się dzieje z Andy'm. Leży przez resztę nocy wpatrując się w chłopaka.

Forget Rye |RANDY| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz