|16|

612 71 9
                                    

Mimo, że mam dzisiaj zrytą psychikę i czuje się jak najgorsze gówno, wstawiam to co Wam obiecałam. Mam nadzieję, że mój dzisiejszy humor nie będzie wyczuwalny w rozdziałach. Jeśli tak to z góry przepraszam.

Aby pojawił się kolejny rozdział musi wpaść przynajmniej 10 komentarzy!

Powodzenia!
Bye!

|Andy|

Który człowiek z astmą wychodzi na autobus cztery minuty przed odjazdem wiedząc, że dojście na przystanek zajmuje mu prawie piętnaście minut?

Panie i Panowie! Andy Fowler we własnej osobie! Fanfary poproszę.

Z językiem między nogami biegłem w stronę kilu osób, które pomyślały o tym, żeby wyjść z domu wcześniej, aby nie musieć się spieszyć. Czułem jak moje płuca płoną, ale nogi idą w zaparte. Bycie astmatykiem w tym najgorszym stadium zaawansowania jest do bani. Da się z tym żyć, ale niemiłosiernie utrudnia funkcjonowanie. Trzeba non stop mieć przy sobie inhalator, aby nie zapomnieć jak bardzo jest się ograniczonym i uzależnionym od leku.

- Kurwa - sapnąłem zły widząc jak niewielki, stary autobusik pokryty rdzą mija mnie lekko kołysając się na boki. Musiałem przyspieszyć. - Dawaj Andy. - Warknąłem sam na siebie spinając wszystkie mięśnie. Zostało mi trzysta metrów.

Obraz zaczął zamazywać się. Jedną nogą zablokowałem zamykające się drzwi wskakując resztkami sił do wnętrza pojazdu. Opadłem zmęczony na jedno z wolnych miejsc przy oknie opierając spocone czoło o zimną szybę. Wiedziałem, że nie wyglądam najlepiej, świat wirował przed moimi oczami, a ja dobrze wiedziałem, że to nauczka na przyszłość. Nerwowymi ruchami z dna kieszeni bluzy wydobyłem inhalator kilkakrotnie zaciągając się lekiem. Czułem na sobie wzrok pasażerów pełen współczucia, spuściłem wzrok na swoje buty pozostając zgarbiony do końca mojej podróży tym środkiem transportu.

Chciałem stamtąd wyjść. Obecność tych wszystkich ludzi bardziej mnie męczyła niż moja mała niedoskonałość. Z astmą można żyć jeśli przestrzega się zaleceń lekarza. Astma to nie powód do litowania się nade mną, do współczucia. Wielu ludzi patrzy na tyle płytko porównując moją 'chorobę' z osobą poruszającą się na wózku. Traktują mnie jak kogoś niepełnosprawnego, kogoś ograniczonego pod wieloma względami.

Momentami tak się właśnie czuję. Jak ktoś niezdolny do normalnego życia.

^^^

Drzwi rozchylając się przede mną leniwie umożliwiły poczucie zapachu leków i stęchlizny. W każdych opowieściach tak właśnie wyobrażamy sobie szpital czyli miejsce, w którym można komuś pomóc lub bardziej zaszkodzić. Cały budynek był nowy. Jego budowa została zakończona pół roku temu, ale mimo to zapach chemii zdążył wsiąknąć na tyle, żeby przebywanie tu nie budziło niczego oprócz odrazy.

Skinieniem głowy przywitałem kobietę siedzącą za ladą w rejestracji. Przez przypadek trącając ramieniem kilka osób udałem się do windy, ponieważ na wejście po schodach niestety nie miałem siły. Po wejściu do metalowej puszki wcisnąłem przycisk z numerem piętra, drzwi automatycznie zamknęły się, a ja nerwowo złapałem się barierki.

Nie lubiłem ciasnych i małych pomieszczeń bez naturalnego źródła światła, a winda do takich przypadków właśnie się zaliczała. Stawałem się wtedy bardzo nerwowy, zaczynałem panikować, moje ciało atakowały spazmy dreszczy i zimny pot. Kiedy mogłem korzystałem ze schodów, ale dziś mając do przejścia pięć pięter po biegu życia z astmą na karku wolałem chwilę pocierpieć. Zamknąłem oczy, gdy taśma ruszyła do góry. To cud, że byłem tu sam, im więcej ludzi w ciasnych pomieszczeniach tym wieksza ogarnia mnie panika. Zacząłbym odstawiać niezłe cyrki jeśli wsiadłby tutaj tłum ludzi.

Powstrzymałem okrzyk radości gdy wreszcie wysiadłem. Rozejrzałem się w cztery strony świata próbując przypomnieć sobie, w który korytarz powinienem wejść. Kolejną moją wadą była fatalna orientacja w terenie. Potrafiłem pogubić się w mieście, w którym mieszkałem od dziecka i co najśmieszniejsze jego wielkość nie była niebotycznie duża. Co za problem, żebym zgubił się w szpitalu.

Z pomocą kilku pacjentów dotarłem pod odpowiednią salę. Stanąłem twarzą przy szklanej ścianie zdając sobie sprawę, że Rye'a nie ma, a śnieżno biała pościel odrzucona niedbale w większej części spoczywa na ziemi. Wchodząc w głąb pomieszczenia poczułem panującą duchote. Zamknięte szczelnie okna nie dawały dostępu do powietrza przez co stęchlizna była jeszcze bardziej wyczuwalna.

Szybkim krokiem podszedłem do okna od razu otwierając dwa. Westchnąłem z ulgą czując jak do pomieszczenia wpada powietrze w towarzystwie promieni słonecznych. Nie minęła chwilą, a drzwi sali otworzyły się.

- O Andy, już jesteś - zza moich pleców doszedł zadowolony, znajomy głos bruneta. W asyście pielęgniarki wjechał do pomieszczenia na wózku inwalidzkim. Odwróciłem się twarzą do niego dając mu widok na zapadnięte policzki, sine oczy i bladą cere. Jego uśmiecha ustąpił miejsca zaskoczoniu. - Wszystko w porządku?

- Tak, a czemu pytasz? - Zmarszczyłem brwi udając, że nie wiem o co pyta.

- Jesteś blady, masz sine oczy i usta - zaczął wymieniać, a ja wywróciłem oczami pomagając usiąść mu na łóżku. - Mam mówić dalej?

- Nie trzeba - prychnąłem siadając na taborecie. - Jak się czujesz?

- Nie zmieniaj tematu Andy - jego wzrok wypalał mi dziury na całym ciele, a ja zachodziłem w głowe czemu jest tak dociekliwy. - Wyglądasz dziś gorzej ode mnie. Nie uwierze w gadkę o za małej ilości snu.

- Po prostu ... nie ważne - nie chce ryzykować kolejną dawką współczucia. Chce go poznać, a nie odstraszyć. - Kiedyś ci powiem.

Chłopak chyba zauważył, że nie chcę o tym rozmawiać. Pokiwał twierdząco głową skupiając się na swoich dłoniach.

»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»

¿Next?

Opcja 1: Rozdział pisany z perspektywy Rye'a, w którym dowiecie się więcej o tym jak czuje się przy Fovsie. Rozmowa między nimi nabiera tępa, ale zostaje przerwana przez rodziców Beaumont'a.

Opcja 2: Rozdział pisany z perspektywy ich obu. Andy widzi, że pobyt w szpitalu męczy chłopaka dlatego proponuje spacer. Andy wpada na głupi pomysł, który kończy się [na szczęście] niegroźnym wypadkiem i nietypowym zakończeniem.

Forget Rye |RANDY| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz