|Andy|
Jak pokrzywionym trzeba być żeby po spożyciu zbyt dużej ilości napojów wysokoprocentowych pamiętać to, czego nie chciało się pamiętać. Jedyne co doskwiera mi w tym momencie to mdłości i potworny ból głowy. Gdyby nagle nie zrobiło mi się niedobrze leżałbym w łóżku przez następne trzy dni nie dając znaku życia. Gdy poczułem wczorajsze przekąski sunące w górę mojego przełyku wystrzeliłem jak z procy do łazienki. Padłem na kolana zwracając do klozetu wszystko co siedziało mi na żołądku. Z jednej strony wyrzucając z siebie to wszystko poczułem ogromną ulgę, ale w momencie zrobiło mi się słabo.
- O Andy widzę, że na nogach - wszedł do łazienki po krótkiej chwili dostrzegając mnie siedzącego przy muszli klozetowej. - Kurde. - Podbiegł do mnie w momencie odwracając moją twarz w swoją stronę. - Namieszałeś Andy, jesteś cały blady.
- Co ty nie powiesz - powiedziałem niemiło mrużąc oczy z powodu zbyt mocnego natężenia światła. - Zgaś światło, nic nie widzę,
- Będziesz tu po ciemku siedział? - Zapytał zaskoczony kucając przy mnie.
- Mikey - jęknąłem płaczliwie. - Proszę, głowa mi eksploduje - powiedziałem chwytając się za brzuch.
- Już, już - poddał się wstając do wyłącznika. Oparłem głowę o chłodną ścianę oddychając z ulgą gdy światło zgasło.
- Dzięki - szepnąłem.
- Wiesz, że dzisiaj nie ma mowy o wyjściu z domu - powiedział siadając 'po turecku' naprzeciwko mnie.
- I tak bym nigdzie nigdzie nie wyszedł - szepnąłem zamykając oczy. Poczułem zawroty głowy, więc zamknąłem oczy skazując się na jeszcze większą ciemność.
- Myślałem, że chciałeś jechać do szpitala - mruknął w ciemności splatając dłonie na kolanach.
- Tak jakby zmieniłem zdanie - powiedziałem cicho. Poczułem ukłucie w klatce piersiowej, zrobiło mi się przykro, ale zdecydowałem, że powinienem na jakiś czas dać Ryanowi spokój. Może po prostu powinniśmy od siebie odpocząć, a muszę przestać się narzucać.
- Coś nie tak z Beaumont'em?
- Nic konkretnego - westchnąłem otulając się ramionami. Po moim ciele przebiegła fala dreszczy, w momencie zrobiło mi się zimno.
- Andy. Widzę, że coś jest nie tak - powiedział zmartwiony przybliżając się do mnie.
- Po prostu nie będę się mu już więcej narzucać - szepnąłem czując jak po moim policzku spływa łza. - Dam mu kilka dni spokoju. Tak będzie lepiej.
Mikey cicho westchnął łapiąc moje policzki w dłonie tak, że byłem zmuszony spojrzeć mu w oczy. Wciągnąłem powietrze nosem starając się hamować wypływ kolejnych łez. Przytulił mnie do siebie głaszcząc uspokajająco po plecach. Najlepszy przyjaciel.
- Wpadłeś Andy.
Jakbym o tym nie wiedział.
Mindy time tak na umilenie wieczorku.
Tak btw dziękuję za tak dużą aktywność pod poprzednim rozdziałem! Kocham Was so much!
Bye!
CZYTASZ
Forget Rye |RANDY| ✔
Fanfiction09.05 #141 in FANFICTION 09. 05 #6 in TEARS 09.05 #47 in ROMANCE 09.05 #815 in HOMO 09.05 #953 in GAY 09.06 #1000 in LOVE 09.06 #215 in HOMO 09.06 #269 in GAY 18.06 #515 in LOVE 18.06 #102 in GAY 18.06 #96 in HOMO 22.10 #5 in ROADTRIP 07.11 #3 im RO...