|25|

594 61 11
                                    

- Andy obudź się - czułem jak czyjeś silne dłonie zaczęły szarpać moim ciałem w przód i w tył. Z wszelką cenę próbowałem wyrwać się z uścisku. Przed oczami cały czas miałem obraz chłopaka, którego kochałem. Spod powiek ulewały się łzy, których nie byłem w stanie zatrzymać. - Andy!!

- JACK! - Krzyknąłem otwierając oczy. Ścisnąłem dłonie przyjaciela trzęsąc się z szoku i strachu. - Znowu to samo. One znowu wracają.

- Andy, już wszystko dobrze. To tylko głupi koszmar - westchnął z ulgą przyciągając mnie do swojego torsu. Głaskał mnie po włosach, dzięki czemu czułem jak stopniowo się uspokajam. Oddech powoli zwalniał, a bicie serca wracało do swojego naturalnego rytmu. 

- To nie był koszmar - szepnąłem mocząc łzami koszulkę Cobban'a. - To wspomnienie.

Przez jakiś czas siedziałem wtulony w czarnowłosego nie odzywając się. Spoglądałem ukradkiem na ludzi idących korytarzem, część z nich spoglądała na mnie ze współczuciem jakby wiedzieli co mnie spotkało. Jakby wiedzieli o mnie więcej niż ja o sobie.

- Co z Rye'm? - Zapytałem przypominając sobie co tu robię. Odsunąłem się na małą odległość od chłopaka spoglądając na swoje dłonie. - I po co te bandaże na rękach? - Przyjrzałem się uważnie materiałowi, na którym miejscami widać było czerwone plamy.

- Miałeś rany na rękach, które zaczęły od nowa krwawić. Pielęgniarka przyszła i odkaziła je jak spałeś. Dziwne, że się wtedy nie obudziłeś. Ma je zmienić za godzinę - uśmiechnął się ciepło ścierając łzy z moich policzków. - Z Rye'm wszystko w porządku. Jest w śpiączce pooperacyjnej, musi dużo odpoczywać.

- Chcę do niego iść - powiedziałem na jednym wdechu wstając z krzesła lecz dłoń przyjaciela uniemożliwiła mi stawianie kroków. - Mikey, puść mnie.

- Wydaję mi się, że musisz odpocząć - stwierdził ostrożnie podnosząc się z krzesła. - Rye jest bezpieczny. Potrzebuje teraz dużo odpoczynku, ponieważ jest osłabiony. Nie pomożesz mu będąc półprzytomny. Jedźmy do domu. Umyjesz się, zjesz i prześpisz, a rano przyjadę tu z Tobą, ponieważ mam wolne od pracy.

-  N-nie mogę Mikey - szepnąłem spoglądając na niego błagalnie. - Musze tu zostać.

- Musisz czy chcesz? - Zapytał, a ja wiedziałem, że nawet nie oczekuje odpowiedzi. Westchnąłem cicho, a czarnowłosy uśmiechnął się. - Mogę zgodzić się na to, żebyś sprawdził czy wszystko z nim w porządku. Pięć minut i nie więcej bo i tak wyglądasz już jak śmierć.

- Kocham cię Cobban - z wdzięcznością posłałem mu uśmiech, a on zachichotał cicho.

- Leć książę, czas ucieka - kiwnął głową w stronę sali, w której powinien znajdować się Beaumont.

Puściłem się biegiem dopadając od razu klamkę. Nacisnąłem ją gwałtownie otwierając drzwi. Widok, który zastałem nie zaskoczył mnie ani trochę. Twarz bruneta była blada, a usta spierzchnięte i popękane. Dłonie luźno  spoczywały na materacu, ciało chłopaka było nieruchome. Usiadłem na łóżku od razu splatając dłoń z jego lodowatą. Gładziłem kciukiem wewnętrzną część jego dłoni starając się nie płakać po raz kolejny.

- P-przepraszam Rye - szepnąłem łamiącym się głosem spuszczając głowę w dół. - To moja wina. Jestem idiotą - brak łez w tym momencie nie był możliwy . Zakryłem usta wolną dłonią tłumiąc w niej cichy szloch. 

Chyba rzeczywiście zakochałem się. Przy tym chłopaku czułem spokój, chciałem dać mu bezpieczeństwo, byłem przy nim bardziej opanowany, potrafiłem kontrolować złość. Tak jak mówiła Nancy. Co ten pocałunek dla mnie  znaczył.

Od teraz odpowiedź była prosta.

Znaczył dla mnie wszystko. 

^^^

Opcja 1: Zanim Andy zdąży wyjść Rye się budzi. Wobec tego Andy jest zmuszony porozmawiać z chłopakiem i powiedzieć prawdę. Rye płacze, ponieważ myślał, że Andy jest po próbie samobójczej. Postanawiają spróbować bez względu na to co myślą rodzice Beaumont'a (nie chodzi tu o związek, jest jeszcze za wcześnie).

Opcja 2: Andy widzi, że stan chłopaka jest stabilny. Wychodzi zapłakany i wraca z Mikey'm do domu. Ma problemy z zaśnięciem, ale ostatecznie udaje mu się to. Całą noc atakują go koszmary i wspomnienia z przeszłości. Rano dzwoni do niego telefon. Rozmówcą okazuje się być ojciec Rye'a.

Teraz taki krótszy, ale wieczorem mogę zrobić maraton jak chcecie. Chcecie?

Piszcie!

Bye!

Forget Rye |RANDY| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz