|Andy|
- Czym ja sobie zasłużyłem na tą kompromitacje? - Zapytałem wyrzucając dłonie do góry. Popatrzyłem z wyrzutem na czarnowłosego, który tylko zaśmiał się ciągnąc mnie do swojego samochodu.
- Niczym - wzruszył ramionami otwierając przede mną drzwi od strony pasażera. - Po prostu lubię patrzeć jak się złościsz. Zwłaszcza przy nim, od teraz to jest moje ulubione zajęcie.
- Jesteś okropny - westchnąłem opadając na siedzenie i zapinając pasy. - Chyba się polubiliście. Rozmawialiście jakby mnie tam nie było - mruknąłem z wyrzutem patrząc w okno. Dął mocny wiatr, a co jakiś czas niebo katowało przechodniów kropelkami deszczu. Nie lubiłem zmienności pogody, najczęściej w takie dni mój humor nie należał do najlepszych, bardzo często zaszywałem się w pokoju z niezdrowym jedzeniem, filmami lub grami komputerowymi. Dziś był taki dzień. Miałem ochotę zniknąć.
- Po prostu Ty w momencie się wyłączyłeś - zachichotał patrząc na mnie z ukosa. - Albo coś Cię gryzie albo masz dzień 'Pan Andy Fowler złapał doła będzie wpieprzać lody, oglądać filmy albo grać w gry. Nie dotykaj mnie bo ugryzę.' - Wywróciłem oczami próbując się nie zaśmiać. - Nie ma mowy, że zamkniesz się w pokoju i nie wyjdziesz z niego przez dwa dni. Ty, ja, piwo i mecz. Nie ma innej opcji, telefonu do przyjaciela czy koła ratunkowego.
- Czuje się jak w rozgrywce milionerów - chichocze stukając palcami nieznany rytm na udach. Byliśmy prawie pod domem. Rozpoznałem okolice co pozwoliło mi stwierdzić, że za dziesięć minut wezmę ciepły, relaksujący prysznic i zjem coś, co nasyci mnie na dłuższy czas.
- Nie masz wyjścia stary - wzrusza ramionami z uśmiechem na twarzy. - Piwo się chłodzi, przekąski kupione, mecz zacznie się za godzinę. Ty musisz tylko doprowadzić się do porządku bo wyglądasz jak siedem nieszczęść.
- Potrafisz pocieszyć człowieka - westchnąłem teatralnie lekko szturchając przyjaciela w ramię.
- I w dodatku śmierdzisz - dodaje za co obrywa ode mnie w tył głowy.
- Grabisz sobie Cobban - mruknąłem sennie spoglądając na niego spode łba.
- Też Cię kocham Fowler - powstrzymał chichot. - Ale i tak śmierdzisz.
^^^
- Andy! Przestań się stroić i wychodź z tej łazienki - Mikey ma problem z czekaniem, ale żeby w ciągu pięciu minut zawołać mnie przynajmniej trzydzieści pięć razy. Trzeba być nim.
Z westchnięciem spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałem o niebo lepiej. Wilgotne włosy pachnące kakaowym żelem pod prysznic, z których skapywała woda, ogolona twarz i dolne partie ciała [nie nogi XD], świerzy, miętowy oddech i przede wszystkim czyste ubrania. Czułem się dobrze i świeżo, wychodząc z łazienki uwolniłem parę, która nagromadziła się w pomieszczeniu. Sunąłem bosymi schodami po podłodze widząc jak Mikey z miską chipsów na kolanach wgapia się w telewizor.
- Wreszcie jesteś - westchnął czarnowłosy robiąc mi miejsce na kanapie między przekąskami. Wcisnął mi do ręki puszke piwa nawet nie obdarzając mnie spojrzeniem. Był miłośnikiem futbolu, a w momencie kiedy leciał jakiś mecz patrzył w telewizor jak w obrazek.
Popatrzyłem na puszkę dzierżonego w dłoni piwa i przekąski leżące dosłownie wszędzie. Ten wieczór nie zapowiada się jednak tak źle, chociaż patrząc na mój popęd do alkoholu wydaje mi się, że na oglądaniu meczu raczej się nie skończy.
|Mikey|
Koniec pierwszej połowy, a Fowler śpi ulany na kanapie w dziwnej pozycji. Wiedziałem, że tak skończy się ten wieczór, ale wolałem, żeby stało się to w mojej obecności. Andy lubi momentami izolować się od ludzi. Ma takie dni, kiedy nie wychodzi z łóżka i nie rozmawia dosłownie z nikim. Ma też dni melancholii, kiedy cały swój czas przeznacza na pisanie piosenek. Co prawda większość z nich trafia do kosza, ale wśrod tych szkiców znalazło się kilka perełek.
- R-rye - blondyn przebudził się. Zaatakowała go czkawka dlatego podałem mu szklankę z wodą, a ten idiota zamiast wody wypił kolejnego szota.
Tak, miało być tylko piwo.
- Andy, sieroto - westchnąłem. - Rye jest w szpitalu, jutro do niego pojedziemy.
- A-ale ja chcem terazzzz - przeciągnął ostatnie słowo, a ja próbowałem unieruchomić jego dłonie. Po pijaku był jeszcze większą niezdarą. - Plose mnje zostawić *czkawka* ja nie jesztem p-pijany - czknął padając twarzą w poduszki.
- Ta, a ja jestem jednorożcem - prychnąłem wywracając oczami. - I jak nikt nie patrzy zamieniam się w syrenkę.
- Pofasznie? - Podniósł na mnie ledwo otwarte oczy nie mogąc uporać się z czkawką. - Mój jednoroszec będzie smutny sze nie poznał swojej psiapsiółki. Nazywa się M-marian i szuka pszyjaciół.
- A ty szukasz łóżka Fowler - westchnąłem. - Do spania, migusiem.
- Najpierw zadzwonie do Ryeaanka - chichocze jak mała dziewczynka.
- Andy, daj mu spokój. On śpi - chciałem wyrwać mu telefon z dłoni ale się obrócił przy okazji spadając z kanapy.
- Jak kocha to poczeka - zmarszczyłem brwi. - Łóżko nie pociąg, nie odjedzie.
Niezdarnie próbując wybrać numer bruneta patrzył na ekran jakby uciekły mu z niego wszystkie cyferki. Marszczył zabawnie czoło zastanawiając się nad czymś. Ten widok w pewnym sensie był uroczy, nawet bardzo.
Nie wytrzymałem gdy blondyn przyłożył telefon do czoła. Cały salon wypełnił się echem mojego śmiechu, a ja starłem łzy z policzka.
Na dobranoc. Nie dodam opcji bo dodam jutro kontynuacje tego wątku jak i kilka nowych rozdziałów. Nie mam wytłumaczenia na swoją nieobecność, po prostu mnie chwilowo nie było.
Śpijcie dobrze.
Bye!
CZYTASZ
Forget Rye |RANDY| ✔
Fanfiction09.05 #141 in FANFICTION 09. 05 #6 in TEARS 09.05 #47 in ROMANCE 09.05 #815 in HOMO 09.05 #953 in GAY 09.06 #1000 in LOVE 09.06 #215 in HOMO 09.06 #269 in GAY 18.06 #515 in LOVE 18.06 #102 in GAY 18.06 #96 in HOMO 22.10 #5 in ROADTRIP 07.11 #3 im RO...