- Ryan – usłyszałem głos mamy po drugiej słuchawki . – Gdzie ty się podziewasz?! Zabrałeś klucze, nie mamy jak wejść do domu!
- Poszedłem na spacer – zamknąłem oczy ignorując przeszywający mnie na wskroś wzrok blondyna. Nie powiedziałem matce prawdy bo dobrze wiem jaki ma stosunek do mojej znajomości z Andy'm. Nie chciałem narażać blondyna na kolejne tego typu albo gorsze sprzeczki. – Mamy zapasowe klucze.
- Myślałam, że będziesz w domu – burknęła niezadowolona. Typowa matka, gdy coś nie idzie po jej myśli. Najlepiej żebym był zaprogramowany na jej polecenia.
- Ale mnie w nim nie ma – wywróciłem oczami strzelając z nerwów palcami. Będąc pod czujnym spojrzeniem chłopaka czułem się dziwnie, bardzo dziwnie. – Nie mój problem, że zapominasz o wszystkim co ważne.
- Wracaj w tej chwili do domu. – Warknęła w słuchawkę, a ja zacisnąłem pięści na kawałku kołdry. Andy widząc co się dzieje ujął moja pięść rozkładając palce tak, aby móc spleść nasze dłonie. – Niewdzięczny gówniarz. Tak się składa, że nie wracam z wakacji tylko z pracy i wyobraź sobie, że jestem zmęczona.
- Tak się składa, że od jakiegoś czasu nie interesuje was to jak ja się czuję i wyobraź sobie, że zaczyna mnie to męczyć - ze złości po moim policzku spłynęła łza, której na szczęście blondyn nie zdążył zauważyć. – Nie jesteś już w pracy, więc nie wydawaj mi komend bo nie jestem Twoim pracownikiem ani tym bardziej psem. – Tym razem to moje nerwy puściły, warknąłem w słuchawkę czując jak na policzki napływa czerwień. – Gdzie byłaś całą noc, hmm? Bo na pewno nie w domu.
- Zostałam do późna w biurze i wzięliśmy z tatą pokój w hotelu – westchnęła, a ja ponownie wywróciłem oczami. Mogłem się tego spodziewać. – Wiesz dobrze po co się tu przeprowadziliśmy.
- Tak – prychnąłem. – Nie dajecie mi o tym zapomnieć. Nie jesteście jedynymi, którzy pracują i wychowują dzieci, więc jaki problem żeby poświęcić mi chociaż trochę uwagi?! Poza tym – zacząłem. – To nie jest jedyny powód i dobrze o tym wiesz...
- Nie zaczynaj tematu...
- Bo co?! – Podniosłem głos, a żyła na mojej szyi uwydatniła się. Andy spojrzał na mnie z lękiem w oczach, tak strasznie żałowałem, że musiał na to patrzeć – Nie jestem pracownikiem na etat tylko waszym cholernym synem! Kiedy zaczniecie dotrzymywać obietnic albo przynajmniej nie składać fałszywych obietnic. Nie dociera to do was, że to boli? Że jak idiota wiecznie siedziałem sam, nawet znajomych nie miałem kiedy sobie znaleźć bo za każdym razem zmienialiśmy miejsce. Ty i tata macie swoje cholerne papiery, macie czym zająć myśli żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia o ile je jeszcze macie, a ja? Do kogo mam się odezwać? Do kogo mam zadzwonić? Z kim mam się spotkać? – Po moim policzku zaczęło spływać niebezpiecznie dużo łez, które tym razem rzuciły się Andy'emu w oczy choćby dlatego, że kilka z nich skapnęło na jego czoło. – Wracaj do pracy. I tak nie potrafisz robić nic innego... - tu połączenie zostało przerwane, a mój telefon z impetem poleciał na ziemie. Byłem wściekły, a Andy nie powinien był tego widzieć. Zdecydowanie za dużo z siebie wyrzuciłem.
Blondyn bez słowa podniósł się z moich kolan łapiąc w swoje dłonie moje niesamowicie zimne i drżące. Nie potrafiłem nawet spojrzeć mu w oczy, nie teraz, ale Fovs nie pozwolił na odsunięcie się od niego. Uniósł moją twarz ocierając policzki z łez.
- Zdecydowanie nie lubię jak płaczesz – powiedział smutno napierając swoim czołem na moje. Widząc wylewający się z jego spojrzenia smutek i troskę czułem się jeszcze gorzej.
- A ja, że musisz patrzeć jak płacze – położyłem dłonie na jego rozgrzanych policzkach gładząc je kciukiem.
- Martwię się – scałował czule skapujące łezki. Przybliżyłem się tak, aby jeszcze lepiej poczuć bliskość, której potrzebowałem.
- Nie lubię jak się martwisz – chciałem widzieć jego piękny uśmiech. Tymczasem miałem przed oczami coś zupełnie innego. Ten widok bolał jeszcze bardziej niż przeprowadzona chwilę wcześniej rozmowa.
- Martwię się bo cię kocham Rye – starł kolejną łezkę z mojego policzka jednocześnie składając pocałunek na moich ustach, które od razu go odwzajemniły. – Z każdym dniem coraz bardziej – uśmiechnąłem się lekko na słowa chłopaka.
Nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niego po tym wszystkim. Stał się kimś kogo potrzebuje bardziej niż tlenu, a jego uśmiech jest najpiękniejszym widokiem jaki miałem okazję podziwiać kiedykolwiek w życiu.
On był już mój, a ja byłem jego.
⭐ + 💬 = kolejny rozdział!
CZYTASZ
Forget Rye |RANDY| ✔
Fanfiction09.05 #141 in FANFICTION 09. 05 #6 in TEARS 09.05 #47 in ROMANCE 09.05 #815 in HOMO 09.05 #953 in GAY 09.06 #1000 in LOVE 09.06 #215 in HOMO 09.06 #269 in GAY 18.06 #515 in LOVE 18.06 #102 in GAY 18.06 #96 in HOMO 22.10 #5 in ROADTRIP 07.11 #3 im RO...