S I X T E E N

11.2K 369 23
                                    

*Noah *

Dokończyłem rozmowę z żoną mojego bety i poszedłem do sypialni. Niestety, ale nie zastałem tam swojej przeznaczonej. Zapukałem do drzwi od pokoju luny.

-Idź sobie to tej blond suki! - krzyknęła.

-Jak mi nie otworzysz to wyważe te drzwi! - powiedziałem głośno.

-Siedzę pod drzwiami! - powiedziała. Zaciągnąłem się powietrzem i stwierdziłem, że siedzi zbyt daleko by drzwi mogły ją uderzyć. Odsunąłem się od drzwi, by z rozbiegu je kopnąć. Wszedłem do środka i spojrzałem pod drzwi. Leżała tam moja mała mate. Szybko w myślach wezwałem lekarza i podniosłem drzwi z ciała mojej kruszynki.

~*~

Moja malutka leży w naszym szpitalu. Na razie lekarze mnie nie wypuszczają, bo uważają, że moja obecność mogła pogorszyć tą całą sytuację.

Siedzę na korytarzu przed salą gdzie leży An. Kończę już trzecią kawę.

-Alfo- ukłonił się jakiś mężczyzna- Stan luny się poprawił. Sądzę, że alfa może do niej iść- wstałem z krzesełka jak poparzony i pobiegłem do mojej ukochanej.

Kiedy zobaczyłem ją z zamkniętymi oczami, niepewnie do niej podszedłem. Chwyciłem jej malutką dłoń i zbliżyłem ją do swoich ust.
Dziewczyny tętno przyspieszyło od razu. Uśmiechnąłem się troszkę.

-Hej skarbie - zacząłem - Tamta blond suka to była na prawdę żona mojego bety. Chciała się tylko spytać o pokój dla dziecka, czy mogą wziąć jeden pokój i w razie czego zrobić tam remont.

Popatrzyłem na jej twarz. Jej piękne oczy wpatrywały się we mnie. A nie. To jednak złudzenie.

Załamany tą całą sytuacją spuściłem głowę. Nawet nie wiem kiedy zacząłem płakać.
To dopiero pierwszy dzień, a ja już nie daje rady. Jestem zbyt słaby na alfe. Powinienem być twardy i nie siedzieć tutaj tylko zająć się sprawami watahy.
Ale ona jest moją słabością. Pierdolonym czułym punktem. Jeszcze ma w sobie moje dziecko. Nie darował bym sobie utraty ich oby dwu.

Uścisnąłem jej dłoń jeszcze mocniej, kiedy kolejne słone łzy spływały mi po rozgrzanych policzkach. Zdesperowany położyłem głowę koło jej brzucha. Nie chciałem ranić maleństwa ani An, ale chciałem jednocześnie być przy nich.
Nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem.

*Anabell*

Wszystko słyszałam. Cieszę się niezmiernie, że to tylko żona jego bety. Teraz mi trochę głupio.
Wstałam z łóżka, ale jako duch. Spojrzałam tam gdzie leży moje ciało. Uśmiechnęłam się lekko na widok bruneta.

-Witaj Anabell- usłyszałam głos za sobą. Przestraszona szybko się odwróciłam i ujrzałam zakapturzoną, białą postać. Biła od niej przyjemna energia i dziwne światło. Spojrzałam na jej nogi. Przestraszyłam się, bo nie dotykała ziemi.

-Kim ty jesteś? - spytałam niepewnie.

-Nie poznajesz mnie? - powiedziała to zdejmując kaptur z głowy. Przede mną stała moja mama.

- Czemu wyglądasz tak młodo?- zadałam kolejne pytanie.

-W tym wieku poznałam twojego tatę- zaśmiała się- I byłam normalna.

-Normalna? Ty nigdy nie byłaś normalna. Nie jesteś moją matką- zakpiłam.

-Co mam zrobić, żebyś uwierzyła? - posmutniała. Nie wiem, może przywróć mnie do świata żywych?!

-Wytłumacz mi dlaczego chciałaś tak bardzo spotkać się z Noahem- powiedziałam zdenerwowana.

-Grzeczniej proszę- oburzyła się kobietam

-Nie. Masz mi to wyjaśnić!- krzyknęłam sfrustrowana.

-Dobrze, ale się uspokój- zaczekała aż się opanuje - Miałam konflikt z jego rodziną, a szczególnie z dziadkiem Noaha. Powiedział, że jak mnie spotka to mnie zabije. Potem groził mi, że ciebie zabije. Zrozum, ja nie chciałam źle. Chciałam cię tylko chronić, bo cię kocham. Mogłam zginąć ja, ale nie ty. Ty masz przyszłość, cele i dziecko. Nie chciałam, żebyś odchodziła zbyt szybko. Ja swoją misję wykonałam i mogłam już spokojnie umrzeć. Na dodatek miałam swoje lata. Potem przez bydlaka zaczęłam wariować. Codziennie bałam się, że wejdę mu w drogę i odbierze mi ciebie. Robiłam wszystko byś nie wychodziła z domu. Niestety, ale przez ciągły strach zaczęłam wariować. Dostałam leki, które mnie otępiały. Przez za duże dawki lekarstw i ciągły stres dostałam raka żołądka. Gdy byłam umierająca poprosiłam twojego tatę, by po mojej śmierci znalazł kogoś innego. Żeby nie cierpiał. Jak widać posłuchał się mnie i wiedzie normalne życie.

-A jak umarłaś? - zapytałam płacząc.

-Przez zerwanie więzi- spuściła głowę.

-Dlaczego? Może dało się ciebie uratować - nie kryłam już łez.

-Rak zaczął atakować inne narządy- spojrzała na Noah'a, a potem znowu na mnie- Szkoda na mnie było czasu. Wolę patrzeć na ciebie z góry, spokojna niż zza ramienia i otępiona- zaśmiała się.

-Kto będzie mnie uczył jak się przewija dziecko, albo jak się je trzyma?- spytałam już trochę bardziej opanowana.

-Sama się nauczysz. Jesteś mądrą dziewczynką An. Dasz sobie radę w życiu- uśmiechnęła się delikatnie, ale szczerze.

-A jeśli nie dam? Co wtedy?- spytałam.

-Jeśli, aż tak bardzo będziesz mnie potrzebować to dotknij ten pierścionek dwa razy - podeszła bliżej i chwyciła za moją rękę. Wyprostowała mi wszystkie palce i położyła srebrny pierścionek z malutkim diamentem w kształcie motylka. Na moim ciele od razu pojawiła się ozdoba.

Kiedy przyglądam się prezentowi zauważyłam, że zaczęłam znikać.

-Mamo co się dzieje?!- zapytałam spanikowana.

-Wracasz do żywych. Do zobaczenia wkrótce Anabell- cały obraz powoli stawał się jaśniejszy i rozmazany. Spojrzałam na miejsce gdzie stała mama. Nadal tam była. Poczułam ukłucie w klatce piersiowej. Zamknęłam oczy z bólu. Nagle wydawało mi się, że spadam. Zaczęłam się rzucać i krzyczeć. Przez każdą część mojego ciała przeszedł ogromny ból. Co się dzieje z moim ciałem?!

~*~

Ono bije dla ciebie, skarbie  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz