T H I R T Y

6.1K 293 3
                                    

Noah*

Wziąłem ostatni łyk kawy, a pusty kubek odłożyłem na szafkę nocną koło głowy An. Złapałem ją za rękę i pocałowałem jej wierzch. Nagle ręka dziewczyny mocno zacisnęła się na mojej dłoni. Jej ciało zaczynało się trząść, a z mojego gardła wydobył się przeraźliwy ryk. Do sali wpadli lekarze, mówiąc , że muszę wyjść. Wstałem z krzesła i spojrzałem na nią z bólem. Wychodząc na korytarz, usłyszałem przeciągłe pikanie. Spojrzałem na monitor, gdzie była cienka kreska. Przestraszony pobiegłem do Jack'a.

Wybiegłem ze szpitala i wszedłem do salonu dla omeg. Wbiegłem  po schodach, co drugi krok. Otworzyłem drzwi do pokoju luny, gdzie są moje dzieci i przyjaciel An. Spanikowany rozejrzałem się po pomieszczeniu i zauważyłem czarny kłębek dymu z białymi iskierkami.

-Co się dzieje? - spytałem, podchodząc bliżej.

-To Anabell- powiedział przerażony. Otworzyłem usta ze zdziwienia. Jednak widząc, że dym się powiększa, zabrałem dwójkę dzieci na ręce i wybiegłem z pokoju. W moje ślady poszedł Jack z ostatnim potomkiem. Wszedłem do mojej sypialni i An. Położyłem bobasy na łóżku, które wybuchły płaczem.

-Co się dzieje z An? - spytał, siadając koło dzieci.

-Jej serce przestało bić - szepnąłem. Spojrzałem na mojego towarzysza, który zaczął płakać- Ej stary będzie dobrze...

-Będzie dobrze?! - krzyknął. Wstał z łóżka i nerwowo pociągnął końcówki swoich włosów- Jak ma być dobrze? Twoja dziewczyna, a moja przyjaciółka umiera. Czy ty kurwa to rozumiesz? Może jej nie być, do chuja! - kolejny raz krzyknął, wciąż płacząc. Wstałem z łóżka i po prostu go przytuliłem. Jack przytulił się do mnie, wybuchając przy tym gorszym płaczem.

-Zajmę się dziećmi, a ty idź zobacz co z nią - powiedział, odsuwając się ode mnie.

-Nie chcesz iść ze mną? - spytałem, kierując się w stronę drzwi.

-Nie chce na nią patrzeć. Zbyt bardzo by mnie bolało- powiedział, po czym usiadł obok dzieci. Pokiwałem głową i wyszedłem na korytarz. Zbiegłem na dół i z potworem poszedłem w stronę sali mojej kruszynki. Wszedłem do skrzydła szpitalnego i skierowałem się w stronę oddziału na, którym leży. Przed salą usiadłem na zielonym, plastikowym krześle. Westchnąłem ciężko i pozwoliłem jednej łzie, spłynąc po policzku.

*Anabell*

Stoję nad ciemną przepaścią, która wydaje si nie mieć końca. Nagle ktoś mnie popchnął w jej kierunku. Zaczynam szybko nabierać prędkości. Z mojego gardła nie wychodzi nawet najmniejszy pisk. Z ciemności wyłaniają się chmury i gdzieniegdzie widać już las. Przecież to las mojej watahy! Zauważyłam również dom watahy, o który zaraz się rozbije. Zamknęłam oczy jednak nie poczułam bólu. Otworzyłam je ponownie i zauważyłam, że jestem w mojej i Noaha sypialni. Czas jakby zwolnił i na łóżku zauważyłam moje dzieci i płaczącego Jacka. Niżej zauważyłam Molii i Mike razem z jego partnerką. Przenikłam przez każdy sufit i podłogę. Wkońcu znalazłam się w szpitalu. Ktoś zaczął kierować mnie wprost do mojej sali. Dostrzegłam  swojego mate, na co uśmiechłam się lekko. Szybko wpadłam do pomieszczenia gdzie jest moje ciało. Wkońcu niewidzialna siła mnie puściła, przez co wylądowałam twardo na tyłku. Wstałam z podłogi i otrzepałamsię z niewidzialnego kurzu. Wzrokiem zatrzymuje się na swoim łóżku, które jest zastawione lekarzami. Kątem oka spojrzałam na monitor, gdzie jest cienka kreska. Czy ja nie żyje?

Długo tak nie stałam, bo zostałam poderwana do góry. Głośny pisk wyleciał mi z ust. Nieznana siła skierowała mnie nad swoje ciało. Lekarze wciąż walczyli o moje życie. Nagle to coś mnie puściło, a ja zaczęłam lecieć prosto na siebie. Obraz zaczął mi się rozmazywać, a kiedy wpadłam do swojego ciała, nastąpiła ciemność.

~*~

Głośne pikanie i krzyki innych. Ktoś otwiera drzwi z rozmachem i głośno sapie. Po chwili każdy krzyczy i wszyscy opuszczają pokój. Jednak kiedy czuję dotyk na mojej ręce, przechodzi mnie przyjemny dreszcz.

-Myślałem, że cię straciłem, skarbie- usłyszałam znajomy głos.Czy to... Noah? Powoli otworzyłam oczy i znowu zastałam ciemność. W myślach zaczęłam wyobrażać las zaraz po deszczu, lody ciasteczkowe i moje dzieci. W mojej głowie wiruje mi tysiąc obrazów na minutę. Wkońcu odzyskałam nad sobą częściową kontrolę i delikatnie poruszyłam ręką. Usłyszałam jak mój towarzysz wstrzymał oddech. Uśmiechnęłam się niewidocznie. Otworzyłam gwałtownie oczy, co było błędem, ponieważ nade mną jest mały halogen. Jednak nie zrezygnowałam i znów otworzyłam oczy tyle, że znacznie wolniej.

-Hej- powiedziałam cicho. Noah spojrzał na mnie szczęśliwy. Przywitał mnie najszczerszym uśmiechem jaki kiedykolwiek widziałam.

-Oh bogini, dzięki Ci! - szepnął, po czym pocałował mnie czule w usta.

Ono bije dla ciebie, skarbie  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz