W nocy obudziłam się, bo zbierało mi się na wymioty. Szybko zbiegłam z łóżka, budząc chyba przy tym Noah'a i popędziłam w stronę łazienki. Tam kucnęłam przed toaletą i zwróciłam, wszystkie posiłki z wczoraj. Brunet podszedł do mnie i chwycił moje włosy, by się nie ubrudziły.
-Chyba coś zjedłaś starego - powiedział, zbierając kosmyki moich włosów.
-Tak już - przerwałam, bo znowu przyszła "fala" - jest w czasie ciąży.
Kiedy skończyłam, umyłam zęby i twarz by nie czuć już tych wymiocin.
Chwiejnym krokiem wróciłam do łóżka, gdzie już nie zasnęłam.-Śpij, skarbie - powiedział sennie brunet.
-Właśnie mi się nie chce - powiedziałam, bawiąc się palcami.
-Przytul się do mnie i śpij- wymamrotał.
-Przypominam Ci, że jestem w ciąży - powiedziałam z pretensjami. On tylko westchnął jak najgłośniej umiał i usiadł koło mnie.
-Co chcesz porobić?- uśmiechnął się do mnie. Pokopane włosy i jeszcze ledwo otwarte oczy. Cudowny widok- Słyszę to kochanie.
Spaliłam buraka. Dobrze, że tego nie widzi.
-Nie wiem- przyznałam się- Jak chcesz nazwać dzieci?- zapytałam po chwili.
-Nie wiem- odpowiedział zamyślony - Rose?
-Mamy troje dzieci, a nie jedno - upomniałam go.
-Myślisz, że zapomniałem? Za kogo ty mnie masz? - zaśmiał się.
-Za mega przystojnego kundla - wyszczerzyłam się, a on zawarczał. Nie powiem, wystraszyłam się- Uspokój się! Przecież żartowałam!
-Mam dla ciebie dobrą wiadomość- zmienił szybko temat rozmowy - Twój przyjaciel chce się z tobą spotkać- zaniemówiłam. Mój Jack? Mój kochany olbrzym, którego pokochałam? Mimowolnie jedna łza spłynęła mi po policzku.
-Chce się z nim spotkać - powiedziałam z lekkim opóźnieniem
-Wiem. Przyjeżdża dzisiaj - powiedział ze smutkiem w głosie.
-O której? - zapytałam wstając. Wiem, że już nie zasnę, więc przygotuję mu pokój i sama się ogarnę.
-O szóstej. Czyli za dwie godziny- więcej nic nie powiedziałam tylko podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej dresową sukienkę, do samych stóp, a do tego białe tenisówki. Z kompletem na dzisiaj weszłam do łazienki. Tam wzięłam krótki prysznic. Umyłam całe ciało żelem truskawkowym, a włosy umyłam zwykłym szamponem. Szampon to szampon, okej?
Potem wysuszyłam włosy i zostawiłam rozpuszczone. Założyłam białą, koronkową bieliznę, a na to wcześniej przygotowany strój. Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół.
Rzuciłam okiem na zegarek. Piąta czterdzieści siedem?! Jak to szybko zleciało.Weszłam do kuchni i wzięłam się za robienie naleśników. Pamiętam jak musiałam robić je Jack'owi, bo je uwielbiał. Wyjęłam z lodówki sześć jajek i karton mleka. Z szafki wyciągłam mąkę i nuttelle.
Do miski zbiłam jajka i wsypałam mąkę. Potem dolałam mleko. Wszystkie składniki dokładnie wymieszałam. Wylałam to na wcześniej rozgrzaną patelnię i czekałam, aż naleśnik się usmaży.Kiedy smażyłam ostatniego naleśnika usłyszałam, że ktoś wchodzi. Wyłączyłam gaz, zdjęłam patelnię i włożyłam ją do zlewu. Posmarowałam naleśniki nutellą i zwinęłam je w ruloniki. Podzieliłam je i położyłam na osobnych, białych talerzach. Postawiłam jedzenie na małej, kuchennej wysepce.
Nagle w kuchni zjawił się mój przyjaciel. Staliśmy jak słup soli. Patrzyłam się w jego, piękne duże oczy. Nie zwlekając ani chwili dłużej, wtuliłam sie w niego najmocniej jak potrafiłam.-Tęskniłem za tobą - odezwał się pierwszy.
-Ja za tobą też, Jack - spojrzałam na jego zaszklone oczy.
-Ej nie płacz, malutka - to ja płakałam? Nawet nie poczułam. Kciukiem starł słone łzy z moich policzków.
Odeszłam kawałek od niego. Brunet spojrzał na mój brzuch, który był gigantyczny. Uśmiechnął się smutno.
-Który miesiąc? - spytał podchodząc do mnie bliżej.
-Trzeci. Za miesiąc rodzę- uśmiechnęłam się. Złapałam za jego rękę i przystawiłam do mojego brzucha. Lekko podniosły mu się kąciki ust.
-Ty tam masz słonia, czy co? - zaśmiał się.
-Też tak myślałam, ale okazało się, że mam w sobie trojaczki- spojrzał na mnie zdziwiony.
-Troje dzieci?! Jaki cudem? - powrócił do głaskania mojego brzucha.
-Zaraz te dzieci ci i obgryzą rękę jak czegoś nie zjedzą- zaśmiałam się. Chłopak odskoczył jak poparzony- Spokojnie! Jeszcze nie wyszły.
-Zrobiłaś naleśniki?! Kocham cię! - uściskał mnie mocno brunet, kiedy zauważył jego kochane danie. Zawsze tak reagował. Aż mi się przypomniały czasy z internatu. Jack mnie puścił i z prędkością światła znalazł się przy śniadaniu. Zachichotałam na jego zachowanie i sama wzięłam się za jedzenie.
-Masz już imiona dla dzieci? - powiedział w połowie jedzenia.
-Dziewczynkę Rose - powiedziałam kiedy przęknęłam jedzenie.
-Jak twój wilk? - faktycznie! Jak mogłam zapomnieć o mojej wilczycy?
-Faktycznie. Zapomniałam o niej. Nie odzywa się do mnie od kiedy zaszłam w ciążę- powiedziałam trochę przejęta.
-Może po ciąży się obudzi? - zaproponował.
-Może... - powtórzyłam i z powrotem zabrałam się za jedzenie.
Po śniadaniu pokazywałam Jack'owi gdzie ma spać.
Pokój był biały, z dużym łóżkiem i z ogromną szafą. Koło drzwi wisiało lustro i stał mały kosz na śmieci.-Może być? Jak coś to zrobimy remont- powiedziałam pokazując mu pokój- A tak w ogóle to na ile zostajesz?
-O to chciałem zapytać- zaczął - moja wataha upadła. Zaatakowały je wampiry. Przeżyłem tylko ja, bo byłem w delegacji w Niemczech. Po powrocie widziałem już na podwórku krew i porozrzucane ciała. W domu panował chaos. Wszędzie krew i wnętrzności innych. Ciała wisiały nawet na żyrandolu. Na szczęście wampiry też nie przeżyły.
-Zostajesz u nas- zdecydowałam- nie będziesz sam! Jesteś jeszcze betą, więc będziesz mi pomagał przy dzieciach- uśmiechnął się.
-Trzeba pogadać jeszcze z alfą- posmutniał.
-Damy radę. Zawsze dawaliśmy- wróciłam znów do wspomnień.
Zostawiłam bruneta w pokoju i poszłam do mojego mate.Weszłam do pokoju i zauważyłam, że nie ma go w łóżku. Zdenerwowana, poszłam do łazienki, gdzie stał pół nago Noah. Ulżyło mi, że nic mu nie jest. Podeszłam do niego i pocałowałam go namiętnie. Warknął gdy oddaliłam się od niego.
-Jack przyjechał? - zapytał.
-Przejechał, przyjechał - powtórzyłam- Mamy problem.
-Jaki?- zapytał trochę przejęty.
-W sumie to nawet dwa.
-Mów, bo się nie cierpliwie! - poganiał mnie mój mate.
-Jack chce zostać - powiedziałam na jednym wydechu. Spojrzałam na niego kątem oka i widziałam jak wszystkie mięśnie mu się napinają.
Nie spodobało mu się to. No trudno. Muszę ocalić starego przyjaciela.
CZYTASZ
Ono bije dla ciebie, skarbie
Werewolf~*~Dwa lata wcześniej~*~ -Anabell, zejdź ma chwileczkę- zawołała mnie mama. -Tak mamo?- powiedziałam wchodząc do salonu. -Musimy porozmawiać- wtrącił się James. -W takim razie zmieniam się w słuch- mówię, siadając na białym fotelu. -Jedziesz do...