Wstałam chwiejnie i podałam jej rękę. Pomogłam jej wstać i wyszłyśmy z sypialni. Weszłyśmy do pokoju luny. Posadziłam ją na łóżku, a ja podeszłam do drzwi i je zakluczyłam.
-Rose powiedz mi co ja mam robić?- spytałam swoje drugie ja.
-To co prawdziwa Luna powinna robić. Pogodzić ich ze sobą- powiedziała.
-A tak poza tym to czemu siedzisz cicho?- spytałam zmartwiona.
-Słabnę An. Przez pierścionek, który ci dała twoja mama, nie mogę się z tobą skontaktować. Przez niego też znalazłaś się w dwóch wymiarach. Gdybyś przy porodzie nie zawołała swojej matki to byśmy żyły! - zawarczała.
-Uważasz, że moja matka zrobiła to celowo?
-Tak! Dawałam ci różne znaki, ale nie mogłam nic na to poradzić. Podczas porodu zanikłam w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. Dlatego Noah być taki arogancki. Jego wilk mnie nie wyczuwał i był wściekły.
-O mój boże.
-Zniszcz ten pierścionek! - zawyła głośno.
-Jak mam go niby zniszczyć, hm? - powiedziałam głośno.
-Um, o co chodzi?- spojrzałam na zdezorientowaną Moli. Zaśmiałam się nerwowo i usiadłam koło niej.
-Chodzi o ten pierścionek - wskazuje go na moim palcu. Dziewczyna wzięła moją dłoń i z bliska oglądała ozdobę.
-Bardzo delikatny - mówi, uśmiechając się.
-Bardzo mam z nim dużo problemów- widząc zagubioną twarz dziewczyny, wzdycham cicho i poprawiam się na łóżku- ten pierścionek może wzywać moją mamę zza światów. Jest tylko poważny problem, bo moja wilczyca słabnie i zanika we mnie. Muszę go zniszczyć, a wtedy odzyskam Rose i moją dawną siłę- uśmiecham się smutno. Powoli ściągam pierścionek z palca.
-Jeśli go z niszczysz, nie spotkasz już swojej mamy - szepcze.
-Doskonale o tym wiem. Ale wolę Rose niż jakiegoś ducha - uśmiecham się szeroko i zaczynam bawić się pierścionkiem.
-Znam kogoś, kto nam może pomóc - wstaje i poprawia swoją pudrową sukienkę. Idę w jej ślady i wychodzimy z pokoju. Pomimo, iż chodzenie sprawia mi ból, staram się o tym zapomnieć i udawać, że jest wszystko w porządku.
Moli naciska przycisk przywołujący windę. Po chwili zatrzymuje się na naszym piętrze, po czym wchodzimy do elewacji. Nacisnęłam na zero i patrzymy jak drzwi windy się zamykają.-Dokąd jedziemy? - spytałam poprawiając moją luźną, czarną sukienkę.
-Do mojej prababci. Jej dom znajduje się dwa kilometry stąd, więc pojedziemy autem- mówi, poprawiając włosy w lustrze. Pokiwałam głową i oparłam się o zimną ścianę windy. Po może dwóch sekundach wyszłyśmy z windy i wyszłyśmy z głównego domu. Moli rzuciła mi kluczyki, które złapałam bez problemu.
Przy białym BMW spojrzałam na okno z gabinetu Noah'a. Dostrzegłam tam jego i mojego przyjaciela. Obaj wyglądają na wkurzonych i zaciekawionych tym co robimy.-Góra, gabinet alfy. Tylko dyskretnie - powiedziałam, wsiadając do samochodu. Dziewczyna wsiadła na miejscu pasażera i kątem oka w spojrzała na wspomniane wcześniej miejsce.
-Faktycznie - mamrocze pod nosem. Odpaliłam samochód i wyjechałam z parkingu. Z piskiem opon ruszyłam w stronę lasu.
-Przynajmniej pasy zapnijcie- wkurzony głos Noah'a rozbrzmiewa się w mojej głowie. Prychnęłam w myślach i bardziej przyspieszyłam.
~°~
Po dwudziestu minutach staliśmy już pod starą chatką. Domek jest nie duży i wykonany już z bardzo starego drewna. Szyby w oknach pociemniały, a gdzieniegdzie wychodził mech. Wysiadłyśmy z auta i jednym kliknięciem zamknęłam samochód. Podeszłyśmy m do drewnianych, lekko zniszczonych drzwi. Moli zapuka w nie głośno, a po chwili ukazała nam się mała, starsza kobieta. Miała może z metr dwadzieścia, więc wyglądała przeuroczo w siwym koku i w starych okularach do czytania. Na barkach miała zarzucony niebieski szal, który zasłaniał jej ubiór.
-Cześć babciu - przywitała ją serdecznie Moli. Staruszka uśmiechnęła się szeroko i oddała uścisk. Kiedy na mnie spojrzała od razu spuściła wzrok.
-Witaj Luno- powiedziała poważnie.
-Nazywam się Anabell, a nie żadna luna - uśmiechnęłam się przyjaźnie, wyciągając do niej dłoń. Podniosła głowę i od razu uścisnęła wyciągniętą przeze mnie rękę.
-Wejdźcie, wejdźcie- przepuściła nas w drzwiach. Zamknęła z hukiem za sobą drzwi i podeszła do wielkiego kotła, który stał na środku. Za kobietą było okno, które przepuszczało ledwo światło. Pod każdą ścianą stały regały z księgami i z różnymi, kolorowymi flakonikami. Niektóre z nich dziwnie świeciły.
-Co was do mnie sprowadza? - spytała opierając się o kamienny gar.
-To- podałam swój pierścionek staruszce. Wzięła ozdobę na swoją dłoń i podeszła do okna.
-Nawiedził cię demon- wyszeptała. Popatrzyłam na rozbawioną Moli i oboje w tym samym czasie, wybuchłyśmy śmiechem. Staruszka spojrzała na nas z powagą i ze złością w oczach- Co was tak śmieszy dziewczynki?
-Ten demon to moja matka- powiedziałam, opanowując się. Kobieta oczy jak pięć złotych, po czym usiadła za nami, na starym krześle.
-Matka... Demon... Pierścionek- szeptem łączyła fragmenty zdobytej przez nią wiedzy. Spojrzałam wymownie na Moli, na co ona tylko podniosła ręce w niewiedzy. Westchnęłam cicho, dalej czekając, aż odezwie się kobiecina.
-To mi się nie podoba - wyszeptała- Twoja mama to wytwór czyjeś wyobraźni. Najprawdopodobniej ktoś próbuje zabić twoje drugie ja - powiedziała, wstając.
-Możliwe, że wiem kto - mówię.
-Kto niby?- pyta zaciekawiona staruszka. Uśmiecham się tajemniczo, jednak mam zamiar milczeć.
-Gdyby mogła pani to zniszczyć, byłabym wdzięczna - uśmiechnęłam się delikatnie w jej stronę.
-To zaszczyt by móc lunie pomóc- ukłoniła się nisko. Wyprostowała się i uśmiechnęła bez cienia humoru.
-Dziękuję ci, a teraz ja z twoją wnuczką musimy wracać- oznajmiłam wychodząc na podwórko. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do auta. Po chwili weszła zdezorientowana dziewczyna.
-Możesz mi powiedzieć, o co chodzi?- spytała rozwścieczona.
-Nie tym tonem- zawarczałam. Dziewczyna spuściła wzrok.
-Przepraszam- powiedziała cicho. Uderzyłam dłonią o kierownicę. Odpaliłam samochód i z prędkością światła ruszyłam w stronę domu.
~*~
Przypominam o okładkach :*
CZYTASZ
Ono bije dla ciebie, skarbie
Werewolf~*~Dwa lata wcześniej~*~ -Anabell, zejdź ma chwileczkę- zawołała mnie mama. -Tak mamo?- powiedziałam wchodząc do salonu. -Musimy porozmawiać- wtrącił się James. -W takim razie zmieniam się w słuch- mówię, siadając na białym fotelu. -Jedziesz do...