*Noah*
Obudziło mnie przeciągłe pikanie. Spanikowany spojrzałem na Anabell, która... normalnie stała i odpinała wszystkie kable?!
-Co ty robisz?! - spytałem ją zły.
-Zabierz mnie stąd- powiedziała przerażona.
-Skarbie - złapałem ją za ramiona - Co jest? - dziewczyna spojrzała na mnie ze strachem w oczach i przęłknęła głośno ślinę.
-Miałam spotkanie z mamą- wyszeptała. Przecież jej matka nie żyje!
-Co? Może to był sen?- bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
-To skąd w takim razie mam ten pierścionek? - pokazała mi ozdobę na wskazującym palcu u lewej reki.
-Bogini - chwyciłem się za końcówki włosów, lekko za nie ciągnąc.
-Zabierz mnie stąd. Czuję się lepiej... - próbowała mnie przekonać.
-Dobrze. Pogadam z lekarzem - chciałem już wyjść kiedy dziewczyna szybko pobiegła i złapała mnie za rękę.
-Nie zostawiaj mnie samej. Proszę - widziałem, że się bała. Miała już łzy w oczach. Zgodziłem się na zostanie. Poszedłem w stronę szpitalnego łóżka, na którym posadziłem An, a potem sam się na nim położyłem. Dziewczyna wtuliła się we mnie jak najmocniej umiała. Zaśmiałem się na jej zachowanie.
-Jesteś słodka jak się boisz - pocałowałem ją w czubek głowy.
-Nie prawda- zaprzeczyła niemalże od razu.
-A chcesz się założyć? - uniosłem jedną brew do góry.
-Nie- wyszczerzyła się w moja stronę.
-Mogłabyś mi opowiedzieć tą historię?- zapytałem po chwili. Dziewczyna od razu zesztywniała. Na rozluźnienie przejechałem jej kilka razy po kręgosłupie.
-Wstałam z łóżka, ale jako duch. Widziałam cię jak leżysz koło mnie. Potem zauważyłam bardzo jasną postać na środku pokoju. Była zakapturzona, ale biła od niej... dobroć? Nie wiem nawet jak to określić. W każdym razie przywitała się ze mną. Zapytałam się kim jest, a ona powiedziała, że jest moja matką. Nie wierzyłam jej na początku to kazała mi zadać jej pytanie. No to powiedziałam, żeby wyjaśniła dlaczego tak bardzo się chciała z tobą spotkać. Mówiła mi, że twój dziadek zagroził jej, że ją zabije, a potem mnie. Moja matka zaczęła wariować. Zaczęła brać leki, które ją tylko otępiały. Przez lekarstwa i ciągły stres dostała raka.Potem, gdy wytłumaczyła mi wszystko, zaczełam panikować, że nie dam rady wychować sama dziecka i wtedy dała mi pierścionek. Gdy oglądałam go na swojej duszy zobaczyłam, że znikam. Mama powiedziała, że wracam do żywych. Poczułam straszny ból i się obudziłam- uśmiechnęła się smutno. Objąłem ją jeszcze mocniej.
-Witaj luno i alfo- skłonił się jakiś doktor, przerywając nam rozmowę- mam wypis dla luny.
-Dobrze. Zostaw wszystko i możesz odejść- podziałem surowym głosem.
-Dziękuję Panu - powiedziała szczerze An. Zdziwiony lekarz popatrzył na nią. Ona się uśmiechnęła co odwzajemnił, kiedy wychodził.
-Po co mu dziękujesz? - spytałem zazdrosny.
-Wyczuwam zazdrościć- zaśmiała się. Chciała mnie pocałować, ale jej usta spotkały się z moją ręką - Ej czemu?!
-Tak, jestem zazdrosny! - powiedziałem oburzony. W zamian usłyszałem śmiech dziewczyny.
-Głupek- śmiała się dalej.
-Dobra chodźmy już stąd, bo zaraz mi kogoś poderwiesz- zaśmiałem się z Anabell. Chwyciłem dziewczynę w pasie i wyszliśmy z oddziału. Skierowaliśmy się do naszej sypialni.
*Anabell*
Kiedy byłam już w pokoju od razu skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, po którym dokładnie umyłam zęby. Weszłam z powrotem do pokoju, ale już w koszulce mojego mate. Szpitalne ubranie wyrzuciłam do małego kosza na śmieci, który stoi w rogu pokoju.
-Noah? - zaczęłam zestresowana.
-Tak, skarbie? - odwrócił się do mnie brunet.
-A czy dziecku nic nie jest? - wyszeptałam to głaszcząc się po brzuchu.
-Nie, jest całym - uśmiechnął się do mnie- Przekonałaś się do naszego dziecka?
-Tak- spadło mi kilka łez na płaski brzuszek. Szybko wzięłam się w garść, by się nie rozkleić. Ominęłam Noah'a i wdrapałam się na łóżko. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
CZYTASZ
Ono bije dla ciebie, skarbie
Loup-garou~*~Dwa lata wcześniej~*~ -Anabell, zejdź ma chwileczkę- zawołała mnie mama. -Tak mamo?- powiedziałam wchodząc do salonu. -Musimy porozmawiać- wtrącił się James. -W takim razie zmieniam się w słuch- mówię, siadając na białym fotelu. -Jedziesz do...