T H I R T Y - F O U R

5.5K 273 2
                                    

Pod głównym domem ostro zachamowałam. Wybiegłam z pojazdu jak poparzona i zdenerwowana zaczęłam iść w kierunku głównych drzwi.

-Zobaczymy się potem- krzyknęłam do Moli. Odpowiedzi nie dostałam.

~Gdzie jesteś? - spytałam moją bratnią duszę.

~Przed salą. Zaraz zaczynamy - powiedział oschle.

Skierowałam się w stronę wspomnianego pomieszczenia przez Noah'a. Przed salą zauważyłam go nieźle wkurzonego.

-Opowiesz mi wszystko w pokoju - powiedział , zaciskając pięści.

-Dowiesz się teraz- odwracam się w stronę drzwi. Najpierw wszedł alfa, a ja zaraz po nim. Potem weszli wszyscy inni.

-Witam wszystkich - przywitał się alfa- Dzisiaj omówimy nasze bezpieczeństwo.

-Czy coś nam zagraża? - spytał się młody beta.

-Owszem Lukasie- powiedział alfa, rozsiadając się wygodnie.

-Mamy problem z wampirami- powiedział przejęty dowódca. Spojrzałam przestraszona przed siebie - Za niedługo wypowiedzą nam wojnę. Musimy ukryć nasze kobiety i szykować się na bitwę.

- Poruszając temat wampirów - odezwałam się nieproszona. Kątem oka spojrzałam na Noah'a, który najwyraźniej jest zdenerwowany, ale i zaciekawiony- Wampiry dały mi pierścionek, który uciszył moją wilczycę. Posłużyły się śmiercią mojej matki. One wiedzą więcej niż myślicie. Musicie być czujni i ostrożni, a wasze plany nie wyjdą. Chyba, że mamy kreta - rozejrzałam się po wszystkich.

-Oskarżasz kogoś? - spytał Noah z kpiną w głosie. Prychnęłam cicho i odwróciłam się w jego stronę.

-Ja wam tylko podpowiadam, alfo- powiedziałam z jadem. Odwracam się w stronę zebranych. Noah cicho pod nosem zgrzyta zębami.

-Zrobimy pokojowe zebranie z wampirami- powiedział zniesmaczony mój przeznaczony- Zabiorę ze sobą tylko poważnych przedstawicieli naszych gatunków. A teraz koniec obrad- wszyscy wstali ze swoich miejsc. Kiedy nastała nasza kolej, chciałam wstać z krzesła. Ciepła ręka złapała mnie za materiał mojego ubrania. Spojrzałam z chłodem w oczach na moją połówkę.

-Porozmawiajmy - powiedział. Gestem ręki wskazał na krzesło koło siebie. Głośno westchnęłam i usiadłam z powrotem na swoim miejscu. Odwróciłam się w stronę złego mężczyzny.

-A więc?- spytałam, rozsiadając się wygodnie.

-Gdzie pojechałaś i po co? Czemu mnie nie posłuchałaś i nie zapięłaś pasów? Chcesz zginąć? Dałem ci wolną rękę, byś zaufała mi. Jednak dałem ci za dużo wolnego. Od dzisiaj masz ustalone prawa - powiedział z chłodem.

-Nie możesz! - powiedziałam uderzając dłonią stół. Nie powiem, zabolało mnie i to bardzo, ale nie chciałam mu dawać satysfakcji.

-Ależ mogę- wyprostował się- jestem alfą tego stada, a ty moją luną. To ja jestem tu najwyższy, a ty nędzna hybrydo, masz się mnie słuchać!- zabolało mnie, to bardzo. Przez dzieci zmieniliśmy się bardzo. Uderzyłam go z otwartej ręki. Głowa przechyliła mu się w prawo, a na policzku pozostał czerwony ślad po mojej dłoni.
Zeszłam z podestu i wyszłam z sali. Biegnąc po schodach czułam słoną ciecz na policzkach. Wbiegłam do swojej sypialni i wyjęłam z szafy torbę. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i jedną za dużą bluzę Noah'a.
Zamykając torbę zaczęłam bardziej płakać.

-Co się dzieje do cholery?- do pokoju wbiegł Jack. Widząc mnie, podbiegł do mnie i mocno przytulił. Wtuliłam się bardziej w jego tors.

-Pomożesz mi przenieść łóżeczka dzieci? - spytałam, łkając. Jack pojawiał twierdząco głową, po czym chwycił jedno z łóżeczek. Na szczęście dzieci były z Moli.

-Gdzie je dać? - spytał, stając w progu.

-Do pokoju luny- rzuciłam smutno. Zarzuciłam swoją torbę na ramię i udałam się za moim przyjacielem.

W moim pokoju odłożyłam torbę koło komody. Runęłam, odbijając się kilka razy o materac. Głowę schowałam w poduszkach.

-Już- powiedział, uderzając dłonie o siebie. Obróciłam się na plecy i w myślach zawołałam Moli. Blondynka wpadła do pokoju jak szalona z trzema wózkami.

-A ty co tu robisz? - syknęła w jego stronę.

-Dość! - krzyknęłam zła- Nie kłóćcie się przy mnie! - powiedziałam odbierając trzy wózki.

-Ona nie będzie chciała mnie słuchać -  powiedział zdesperowany Jack. Westchnęłam głośno. Miał rację, byłam im cholernie potrzebna.

-Zgoda, ale musicie mi pomóc z dziećmi- powiedziałam wyciągając z różowego wózeczka dziewczynkę. Mam pewne przeczucie co do jej życia.

Ono bije dla ciebie, skarbie  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz